piątek, 29 czerwca 2012

Moje życie codzienne


Mamy nowe zmartwienie w naszej rodzinie.
 Mama mojej młodszej synowej jest po ciężkiej operacji i wszystko wskazuje na to że to rak niestety i to ten złośliwy.
 Pilnowala tu w domu mojego syna moje i jej wnuki Pawła i Magdalenkę.
Teraz synowa jak na razie jest szukająca pracę, a Paweł pójdzie do pierwszej klasy,Magda do przedszkola.
 Synowa mnie niechętna, dotąd odmawiala niemal od początku mojej pomocy.
Teraz jak zabraknie pomocy jej mamy może ja się na coś przydam,bo chętna to ja zawsze byłam i tak pozostaje to aktualne nadal.
 Córka mieszka już u siebie, i tam już będę chyba mniej potrzebna ,
chociaż ciężko jej będzie w mniejscowości w której nie ma nikogo z bliskich do pomocy,
 a trochę to stąd daleko jak dla mnie.,
 Jazda jak dla mnie to tylko pociągiem jak bym tam do niej pojechała.
 To dziś na tyle,trochę o tym co sie tu u mnie dzieje.
 A w moim domu teraz czyściutko cicho i spokojnie. 
Za to zaczynam porządki w moim ogrodzie.
 I powiem wam że po tych młodych to i tam mam co porządkować.
 Balaganiarze z nich okropni. Tylko chodzę i zbieram porozrzucane zabawki,ale nie tylko.
 Mam nadzieje że tam u siebie będą lepiej o wszystko dbali. 

wtorek, 26 czerwca 2012

Śląsk moja mała ojczyzna- trochę smutna przeszłość

http://www.silesia-schlesien.com/index.php?option=com_content&view=article&id=136:pawe-piotrowski-utracone-skarby-ziem-odzyskanych&catid=37:artykuy



Ziemie zachodnie po wojnie stopniowo były zasiedlane przez osadników, którym nowy krajobraz kulturowy wydawał się obcy i zimny. 
Pomimo wysiłków propagandy, która przekonywała, iż zamieszkali na ziemiach rdzennie piastowskich, architektura miast i wiosek była tak niemiecka, że dla wielu wręcz odpychająca.
 Do tego dochodził problem nastawienia marnie wykształconych decydentów lokalnych.
 Niestety, świadectwa ich głupoty do dziś dane jest nam na własne oczy oglądać. 
Wiele pereł gotyckiej i barokowej architektury środkowoeuropejskiej, które przetrwały wojnę oraz przejście wojsk sowieckich,
 popadło w ruinę z powodu zaniedbań nowych władz. 


O podejściu dygnitarzy do ratowania historycznej spuścizny może świadczyć przykład Nysy, nazywanej niegdyś śląskim Rzymem.
 To wspaniałe miasto zostało ciężko doświadczone przez wojnę, ale przy odrobinie dobrej woli dało się jeszcze ocalić wiele bezcennych zabytków.
 W tym celu kierownik miejscowej pracowni konserwatorskiej, inż. Stanisław Kramarczyk zajął się zabezpieczaniem wypalonych kamienic. 
Jednak już w 1948 roku niejaki A. Surman, prezes miejscowego Towarzystwa Przyjaciół Nauk, donosił do władz wojewódzkich, aby zaprzestano "zabezpieczania bezwartościowych obiektów".
 Mówiąc o bezwartościowych obiektach, Surman miał na myśli wszystkie budynki. 
Według niego na miano zabytku nie zasługiwała "mała mieszczańska kamieniczka wyzyskiwacza czy bogacza złotnika".
 A niszczejący budynek, który nie jest zabytkiem, można rozebrać. 



Ratunek skarbom architektury przyniosła dopiero odwilż po śmierci Stalina. Wyrosło nowe pokolenie młodych historyków sztuki, którzy podchodzili do spuścizny kulturowej ze zrozumieniem, a nie lękiem. Adiunkt Muzeum Śląskiego, wówczas młody magister, Mieczysław Zlat, pierwszy pisał o "prawdziwej katastrofie zabytkowej" na ziemiach zachodnich. Wraz z innymi historykami udało mu się przekonać władze, że gotycka architektura sakralna była budowana w okresie panowania Piastów i stąd warta jest renowacji. Dla władz komunistycznych polskość była ważniejsza niż walka z religią.

Dzięki temu na ziemiach zachodnich zaczęto odbudowywać średniowieczne kościoły. Jednak lekceważona architektura mieszczańska niszczała. W miastach zaczęto wyburzać kamienice, by zrobić miejsce dla zwulgaryzowanej architektury modernistycznej, czyli betonowych pudełek bloków. Typowym przypadkiem jest Legnica, gdzie w połowie lat 60. podjęto bezprecedensową decyzję o wyburzeniu całego starego miasta. W miejsce zabytków, zespół młodych architektów zaprojektował osiedle bloków, całkowicie ignorując średniowieczny układ ulic.

 Ale teraz wyrosły całe pokolenia, dla których to Dolny Śląsk jest małą ojczyzną. W wielu miejscach rozpoczęto rewitalizację serc zabytkowych miast. Zmienia się również obraz wsi: prywatni właściciele odbudowują dwory, pałace, a nawet zamki. Niestety wiele, zbyt wiele zabytków zostało bezpowrotnie utraconych.
(Paweł Piotrowski, historyk z wrocławskiego IPN)  


niedziela, 24 czerwca 2012

Dlatego tracę czas na bloga


W realu prawie nikt już nie ma czasu na to by spokojnie siąść i posłuchać. Nawet maleńkie wnuki już wolą bajki z telewizora. A ja tak bardzo lubiłam opowieści mojego ojca kiedy z nim spacerowałam po naszych leśnych ścieżkach(to tak na marginesie z okazji dnia ojca) a potem także te opowieści z lat dziecięcych mojej babci Anny.



BAJKOWA SZKOŁA MĄDROŚCI
- czy potrzebujemy dziś jeszcze
opowiadanych historii?

Motto :
„- Dlaczego, u licha, tracisz swój czas na opowieści ?!
Narrator wiedział, że nie można zmienić świata w ciągu jednego dnia,
więc nie zniechęcał się ..."
Bruno Ferrero


 Opowiem Państwu pewną historię ... Zaczerpnięta została ona za zbioru opowieści Bruno Ferrero zatytułowanego Czasami wystarcza promyk słońca, a zatytułowana została „Narrator" :


Żył kiedyś pewien człowiek. Był biedny, ale nie miał zmartwień, cieszył się z drobiazgów, głowę wypełniały mu Marzenia. Otaczający świat wydawał mu się szary, brutalny, bez serca, o chorej duszy. Cierpiał z tego powodu. Pewnego ranka, gdy przechodził przez nasłoneczniony plac przyszedł mu do głowy pewien pomysł :
„A gdybym tak zaczął opowiadać ludziom historie?
Mógłbym przekazać im smak dobroci i miłości,
z pewnością doprowadziłbym ich do szczęścia!"
Usiadł na ławce i zaczął głośno opowiadać. Starcy, kobiety, dzieci zatrzymywali się na chwilę, by go posłuchać. Potem odwracali się i szli dalej swoja drogą. Narrator wiedział, że nie można zmienić świata w ciągu jednego dnia, więc nie zniechęcał się. Nazajutrz powrócił w to samo miejsce i znów wysłał z wiatrem najbardziej wzruszające słowa swego serca. Ludzie ponownie zatrzymywali się, ale było ich mniej niż poprzedniego dnia. Ktoś wyśmiał go, ktoś uznał za niespełna rozumu. On zaś niewzruszenie opowiadał. Z uporem wracał każdego dnia na plac, aby mówić do ludzi, ofiarowywał im swoje historie o miłości i cudach. Z czasem coraz mniej było ciekawskich i wkrótce pozostał sam, przemawiając do chmur i do cieni przechodniów, którzy szybko go mijali. Nie rezygnował jednak. Zdał sobie sprawę, że nie potrafi - i w zasadzie nie pragnął - robić niczego innego, jak tylko snuć swoje opowieści, chociaż nie interesowały one nikogo ... Zaczął mówić, mając oczy zamknięte, dla samej przyjemności opowiadania, nie martwiąc się, że nikt poza nim nie słucha. Ludzie pozostawiali go z zamkniętymi oczyma. Mijały lata. Pewnego zimowego wieczoru, podczas gdy snuł o zmierzchu jakąś cudowną historię, poczuł, że ktoś go ciągnie za rękaw. Otworzył oczy i zobaczył chłopca. Chłopak z drwiącą miną powiedział :

„Czy nie widzisz, że nikt cię nie słucha, że nigdy cię nie słuchał i nigdy cię słuchać nie będzie? Dlaczego, u licha, tracisz swój czas?"

-  Kocham moich bliźnich - odrzekł narrator - dlatego chciałem uczynić ich szczęśliwymi ...
Chłopak zaśmiał się drwiąco : I co, biedny szaleńcze, czy stali się takimi?
-  Nie, odpowiedział narrator potrząsając głową.
-  Dlaczego więc upierasz się? - spytał chłopiec nagle ogarnięty współczuciem.


-  Widzisz ... dawniej opowiadając chciałem zmienić świat ...

I zamilkł. Potem jego spojrzenie rozjaśniło się. Powiedział :


-  A dzisiaj opowiadam i będę opowiadać je nadal, żeby świat mnie nie zmienił  ...

środa, 20 czerwca 2012

Komu się chce upiec pyszne podobno ciasto


Kruche ciasto z malinami i lekką budyniową pianką

Kruche ciasto z malinami i lekką budyniową pianką, Wspaniałe, rozpływające się w ustach ciasto. Po prostu pycha. !
Przepis pochodzi z   TEJ strony.

Składniki na kruche ciasto:
2,5 szklanki mąki pszennej lub krupczatki
5 żółtek
250 g schłodzonej margaryny
2 łyżeczki proszku do pieczenia
3 łyżki cukru pudru

Sposób wykonania
Schłodzoną margarynę pokroić w kostkę, a następnie dodać do niej pozostałe składniki i szybko zagnieść ciasto.
Ciasto podzielić na dwie części w proporcjach ok. 60 % na spód i 40 % na wierzch.
Obydwie części zawinąć w folię i zamrozić minimum 2- 3 godziny, można tez włożyć do lodówki w przeddzień pieczenia.

Średnią blachę o wymiarach  33 x 20 cm wysmarować masłem i posypać bułką tartą.  Większą część zamrożonego ciasta zetrzeć na tarce jako spód ciasta. Leciutko docisnąć.
Wstawić do nagrzanego piekarnika i piec ok. 20 minut w temperaturze 190 stopni aż do chwili aż ciasto się zarumieni.
Po upieczeniu, pozostawić ciasto do wystudzenia.
Przygotować budyniową piankę:
Składniki:
5 białek
2 opakowania budyniu waniliowego lub śmietankowego, bez cukru
1 szklanka drobnego cukru do wypieków ( dałam zwykły cukier)
1 opakowanie cukru wanilinowego 16 g
1/2 szklanki oleju

Dodatkowo:
 Około 500 g malin (w przypadku gdy są mrożone, nie rozmrażamy ich wcześniej

Ubić białka na sztywną pianę. Pod koniec ubijania dodawać niewielkimi porcjami cukier i ubijać dalej pianę. Następnie wsypać po woli proszek budyniowy nie przerywając miksowania (ubijania). Pod koniec stopniowo wlewać olej nie przerywając miksowania.
Na podpieczony wystudzony spód wyłożyć pianę, na niej poukładać gęsto malina a następnie na to zetrzeć mniejszą porcję ciasta.

Wstawić do nagrzanego piekarnika. Piec ok 40 minut w temperaturze 190 stopni. Po upieczeniu wystudzić, posypać cukrem pudrem.

Smacznego :)


Witajcie. Natrafiłam na ten przepis i pomyślałam żer może ktoś zechce z niego skorzystać bo niezadługo będą już i maliny. Truskawki podobno za ciężkie  ale podobno się tez nadawały . 
Zakończyłam wczoraj pucowanie 2 pięter domu a dziś  przerwa  . Ogród też czeka, ale za gorąco nawet na leżak.

czwartek, 14 czerwca 2012

Trochę o tolerancji


Murzinek Bambo



W Africe miyszko Bambo, Murzinek,
Blank czorny, mały lokaty synek.
Czorno mo matka, łojca czornego,
Ujka i ciotka, dziadka i ... kozdego.
Mo piykno chałpa - by ją zbudować
trza mieć patyki, deski i trowa.
Bo przeca lepszyj chałpy nie trzeba
Jak sie rok caly hyc leje z nieba.
Bestoż to sagie są Afrykony
I mało kery je łobleczony.
Bestoż fest dużo se uszporują
Bo czopek, mantli...nic niy kupują.


Bambo Murzinek to mądry synek....
I niy mo w szkole samych jedynek.
Bo sie mądrości wkłodo do gowy
W swyj afrykońskij szkole ze trowy.
W szkole tyj niy ma ławek, tablicy
I gimnastycznyj sali - by ćwiczyć.
Tam wszyscy afrykońscy szkolorze
Mają sie od nos troszyczka gorzyj,
Bo brak im heftów, taszy z książkami,
Bestoż po piosku piszą palcami.
Lecz skuli tego tyż fajnie mają,
Bo im nic do dom niy zadowają!


Jak już Murzinki w szkole głód mają
To przerwa robią i se śniodają.
Ale niy mają tasz ze sznitami,
Ani sklepiku ze kołoczkami.
Głodny Murzinek se w las zaleci,
By se na drzewie fest pomaszkecić.
Może se urwać figi, daktyle
Lub po banany na drzewo wylyźć.
A jak go suszy to zamiast Coli
Na fest sie wielko palma wgramoli,
Kaj sie napije bardzo zdrowego,
Mlyczka z łorzecha kokosowego.


My tu na Śląsku, czy tam daleko,
Za siódmom górą, za siódmom rzeką...
Mieszkają ludzie - kożdy w swym domu
I to niy wadzi przeca nikomu,
Że jedyn jy kołocz a inny daktyle.
Porozmyślej o tym choćby przez chwilę! 


Znaleziony wiersz w sieci


Podoba mi się w jaki sposób tu przerobiono nasz wszystkim znany wierszyk z czasów szkolnych na nas śląski język. 
Choć podobno nieładnie kogoś czarnoskórego rodem z Afryki przezywać murzynem, bo jest Afrykaninem .Tolerancja , której się dopiero uczymy, a co niektórzy jeszcze nie zrozumieli i się nie nauczyli, co było widać niedawno w czasie i po meczu na ulicach w naszej Stolicy. Dziś kibicuję Włochom którzy w Poznaniu jeszcze grają z Chorwacją . Chorwacja ma fantastycznego bramkarza, niemniej juz 1 piłkę przepuścił. Koniec przerwy idę dalej kibicować.Zasłużony remis, i bardzo ciekawy mecz. 

poniedziałek, 11 czerwca 2012

Nasza ,,zdrowa" żywność

http://lody.com.pl/Wiadomo%C5%9Bci/Sztuczne-barwniki-do-lod%C3%B3w-s%C4%85-szkodliwe-6763.html


"E-dodatki", czyli farby, dodawane są m.in. do lodów, galaretek, gum do żucia, tzw. dań instant a nawet wędzonych ryb i serków topionych. Sztucznymi barwnikami koloryzuje się między innymi lody - ulubione przysmaki dzieci. A według badań mogą one być odpowiedzialne za zespół ADHD. 
Parlament Europejski wytoczył wojnę "E-dodatkom”. Chce, żeby producenci żywności informowali na etykietach, jak szkodliwe dla zdrowia dzieci są popularne barwniki. Na celowniku unijnych urzędników znalazło się sześć substancji: E110 - żółcień pomarańczowa, E104 - żółcień chinolinowa, E122 - azorubina, E129 - czerwień allura, E102 - tartrazyna i E124 - czerwień koszenilinowa.

Dodają rybom koloru

- Te barwniki to po prostu farby, którymi koloryzuje się żywność - mówi "Pomorskiej” dr Zbigniew Hałat, epidemiolog, prezes Stowarzyszenia Ochrony Zdrowia Konsumentów. Wykorzystuje się je do barwienia m.in. lodów, galaretek, budyniów, gum do żucia, oranżady, tzw. dań instant (sosów, zupek w proszku), a nawet wędzonych ryb i serków topionych.

- Niestety, wiele z nich to ulubione przysmaki dzieci. Im coś ma bardziej jaskrawy kolor, tym chętniej po to sięgają. A skutki częstego jedzenia produktów naszpikowanych barwnikami i konserwantami są opłakane - uważa dr Hałat.

Kłopoty z agresją

Naukowcy z Wielkiej Brytanii przeprowadzili badania, z których wynika, że "E-dodatki” mogą negatywnie wpływać na rozwój dziecka. - Badania Brytyjczyków spotkały się z dużym oporem producentów żywności. Zostały jednak powtórzone i po raz kolejny dowiedziono, że barwniki i konserwanty sprzyjają rozwojowi nadpobudliwości dzieci, sprawiają, że mają one problemy z czytaniem i koncentracją. Te substancje są po prostu odpowiedzialne za zespół ADHD - przekonuje prezes Stowarzyszenia Ochrony Zdrowia Konsumentów.

- Barwniki i bardzo popularny benzoesan sodu wpływają także na rozwój alergii i astmy. Wielu moich pacjentów, którzy odstawili "kolorową” żywność, cieszy się dziś lepszym zdrowiem i samopoczuciem - dodaje.

Producenci stosują sztuczki

Zdaniem specjalistów liczba dzieci mających kłopoty z nadpobudliwością mogłaby się zmniejszyć, gdyby zakazać producentom stosowania barwników. Parlament Europejski postanowił na razie zobowiązać firmy do umieszczania na etykietach nie tylko symboli "E-dodatków”, ale też informowania o "możliwym niekorzystnym wpływie na aktywność i zdolność koncentracji u dzieci”.

- To nie poprawi sytuacji - uważa Marek Szczygielski, wojewódzki inspektor jakości handlowej artykułów rolno-spożywczych w Bydgoszczy. - Producenci mają swoje sztuczki. Na etykietach, obok tej informacji, umieszczą na przykład duży znak graficzny. I to on będzie przykuwał wzrok konsumenta. Pewnie zagrają też kolorami, żeby napis był jak najmniej widoczny, a produkt mimo wszystko bardzo atrakcyjny.

Szczygielski przyznaje, że producenci często stosują nieuczciwe praktyki. - Wykorzystują barwniki, ale nie chcą ich tak nazywać. Badamy właśnie przypadek firmy, która w składzie podaje zaciemniacz do pieczywa, a tak naprawdę jest on barwnikiem. Producent wprowadza więc konsumenta w błąd.

Boją się spadku sprzedaży

Kujawsko-pomorscy przedsiębiorcy przyznają, że nie zdecydowali jeszcze, czy umieszczą informacje na etykietach, czy też zrezygnują z barwienia żywności. - W obu przypadkach może znacząco spaść nam sprzedaż - tłumaczą.

- W podjęciu decyzji powinni pomóc producentom konsumenci - mówi dr Zbigniew Hałat. - Im mniejszy będzie popyt na żywność z "E-dodatkami”, tym mniejsza będzie podaż. Jak informuje Andrzej Sanderski z biura prasowego Parlamentu Europejskiego rozporządzenie dotyczące "E-dodatków” wejdzie w życie prawdopodobnie jesienią tego roku. - Producenci będą jednak mieli od tego momentu 18 miesięcy na przygotowanie nowych etykiet.

Źródło: www.pomorska.pl

Wkleiłam tu całość tego artykułu bo może to nie każdy przeczytał chyba to zresztą jeszcze z zeszłego roku, niemniej temat jak najbardziej na czasie.  Ale w takim bądź razie co w ogóle jeszcze jest bezpieczne, bo dziś włosy stanęły mi na głowie jak słyszałam raport o wodach mineralnych. Podobno jedynie wody przeznaczone dla niemowląt tak naprawdę nadawa-ją się do picia. Nawet uran jest w tych wodach który uszkadza nam nerki.

sobota, 9 czerwca 2012

Trochę prywatnie tu dziś


Lecą mecze mistrzostw , a ja mam cichuteńko w domu , bo moi (córka z zięciem i dwójka maluchów)się dziś już przeprowadzili do swojego nowo wybudowanego domu.
 Krzyki moich męskich kibiców(męża , brata, i naszego zaprzyjaźnionego sąsiada )i ja kiedyś miałam.
Dawne to już dzieje.
 Jeszcze jak mieszkaliśmy w starym rodzinnym domu.( zanim się tu wybudowaliśmy ).
To wtedy,w ten 1974 rok, ja żadnym kibicem nie byłam,a i piłka kompletnie mnie ciekawiła.
Wówczas, mój teraz najstarszy syn miał  5 latek i był jeszcze naszym cudownym jedynakiem, a ja w tym czasie już byłam w ostatnich tygodniach przed urodzeniem mojego drugiego dziecka.To miała być Magdalenka,no i urodził się( po pierwszym rozczarowaniu) jednak najukochańszy drugi syn  Tomek, moja uzdolniona wszechstronnie złota rączka. Za to  córka mojego syna Tomka to Magdalenka, straszliwie rezolutna wesoła jak skowronek zawsze śmiejąca się 3 letnia dziewuszka. a wracając do piłki to
pamiętam, że w tamtych odległych już bardzo latach mieliśmy świetną drużynę piłkarską.
 Ale,ale, poczekajmy,bo  teraz puki piłka się kręci wszystko jeszcze jest przecież przed nami. Sprzątam dziś po młodych moją kuchnię. Już od 4 rano nie śpię i piję moją drugą kawę.Powoli sobie swoje życie na nowo ułożę tu bez nich.Trudno, taka kolej życia.  Może to dziwne, nie grozi mi syndrom pustego gniazda i nie będzie mi ich  aż tak brakowało brakowało. Wystarczy mi ich wizyta tak od czasu do czasu. A jak mnie będą potrzebowały to przecież wiedzą że na mnie mogą liczyć , choć odwrotnie, to mnie w tym mocno ostatnio  rozczarowali.

środa, 6 czerwca 2012

Całun z Manopello


CAŁUN Z MANOPELLO Czy tak wyglądał Jezus?



 Pośród wzgórz Abruzji w pięciotysięcznym Manopello  w malutkim kościółku kapucynów na 400 lat został ukryty niesamowity obraz.Obraz  Świętego Oblicza. Tkanina z wizerunkiem Jezusa, która – w opinii wielu ekspertów – jest płótnem pogrzebowym Chrystusa z jerozolimskiego grobu. Czy tak wyglądał Jezus?



Najstarsze pisane świadectwa o tym cudownym obrazie pochodzą z VI w. Nazywany był różnie: „Mandylionem z Edessy”, „pierwszą ikoną”, ale najczęściej „chustą Weroniki”. To oficjalna nazwa relikwii w Watykanie. W średniowieczu powstało opowiadanie o św. Weronice, ocierającej chustą twarz Chrystusowi podczas drogi krzyżowej. W rzeczywistości nie było żadnej kobiety o tym imieniu, „weronika” jest zbitką słowną „vera eikon”, znaczącą „prawdziwy obraz”. 

Po dziś dzień nikt nie potrafi wyjaśnić, w jaki sposób wizerunek ten powstał, co więcej: nie umiemy wytworzyć podobnego wizerunku na bisiorze. Dlatego nazywany był również „acheiropoietos” – obrazem nie ręką ludzką uczynionym. 


Czym jest całun z Manopello ?Obrazem. Portretem, co nie jest ani fotografią, ani rysunkiem, ani malowidłem? Jest wszystkim tym na raz. Do tego jakby hologramem. Jezus patrzy z poprzez cieniutką, prześwitującą tkaninę zamknięta w dwie szyby .Tkanina to bisior, morski jedwab, cienki jak nić pajęcza, lecz wytrzymały jak azbest. Może przetrwać pięć tysięcy lat.

Gdy Jezus umarł, owinięto Go w lniane chusty pogrzebowe, a na wierzch nałożono chustę z bisioru.
„Piotr wszedł do wnętrza grobu i ujrzał leżące płótna oraz chustę, która była na głowie Jezusa, leżącą nie razem z płótnami, ale oddzielnie zwiniętą na jednym miejscu” – opisuje Jan wnętrze opuszczonego grobu Jezusa. Przedstawiony przez niego opis od dawna uchodzi za najwierniejszą relację wielkanocną. 

Według jezuity prof. Heinricha Pfeiffera z Uniwersytetu Gregoriańskiego w Rzymie (badacza chust pogrzebowych Jezusa), relikwia z grobu pańskiego trafiła do rąk Maryi, matki Jezusa. Po jej śmierci najprawdopodobniej chustę przejął św. Juda Tadeusz, nie tylko apostoł, ale i bratanek św. Józefa. Zatem jeden z najbliższych krewnych Jezusa.
Św. Juda Tadeusz ewangelizował na terenach historycznej Armenii, Edessy. I to tam w VI wieku odnaleziono w miejskich murach tkaninę. Trzydzieści lat później stała się największą relikwią Konstantynopola. O obrazie wspominali kardynałowie podczas II Soboru Nicejskiego w 787 r. podkreślali, że jest on dowodem na wcielenie Chrystusa. W VIII w. obraz znikł z pism bizantyjskich. Pojawił się natomiast w Bazylice św. Piotra w Rzymie. Od tego czasu stał się magnesem przyciągającym do Watykanu pielgrzymów z całego chrześcijańskiego świata. 


Kopie tego  Świętego Oblicza można było zamawiać u największych malarzy tamtych czasów, m.in. Rafaela, Tycjana, Belliniego, El Greco. To na ich, średniowiecznych dziełach przedstawiających Jezusa, widzimy twarz tego samego człowieka. Malowali Jego oblicze z włosami i oczami w kolorze orzechowym, lokami na skroniach, kosmykiem włosów na środku wysokiego czoła, długim i wąskim nosem, rozdzieloną na dwoje, rzadką brodą. 
Od pierwszego spojrzenia widać w niej znaną z wielu ikon Twarz Chrystusa. 

W 1628 r. papież Urban VIII wydaje pod groźbą ekskomuniki zakaz wykonywania jakichkolwiek kopii świętego obrazu, a wszystkie reprodukcje znajdujące się w Watykanie każe spalić. Przestaje też pokazywać obraz wiernym. Ponadto, na początku XVII w. nastąpiło gwałtowne odejście od rozpowszechnionego dotąd wzorca – tak jakby gdzieś zniknął. Od VIII w. do XVI w. na portretach Jezus zawsze miał oczy otwarte. Potem zamiast twarzy mężczyzny żywego na kopiach pojawiło się oblicze martwego. Wspomniany wyżej jezuita, profesor historii sztuki Heinrich Pfeiffer zaczął podejrzewać, że ktoś ukradł Chustę, a na jej miejsce podłożył kiepską kopię. Profesor twierdzi, że musiało to nastąpić w 1618 r., podczas przenoszenia relikwii do skarbca w nowo wybudowanej Bazylice Św. Piotra. 

W średniowieczu Chusta musiała być wystawiana na widok publiczny często, bowiem zachowało się wiele średniowiecznych przekazów dokładnie ją opisujących. Dziś, wystawiana jest tylko raz w roku. Podczas nieszporów piątej niedzieli Wielkiego Postu. Pokazywana jest jedynie przez chwilę, i to z bardzo daleka - z wysokiej loggii filaru św. Weroniki, wewnątrz której jest przechowywana, tam bowiem znajduje się skarbiec Bazyliki.

Oto jaką następną ciekawostkę w sieci dziś znalazłam. Ja o tym pierwszy raz czytam może i poza mną tu to kogoś zaciekawiNie zawsze mam coś ciekawego do tego by napisać własny post. Ale uwielbiam komentarze. Zawsze z mojej strony może są i zbyt obszerne, mogłyby nieraz być niestety oddzielnym postem. Pozdrawiam serdecznie wszystkich tu do mnie zaglądających i serdecznie zapraszam do komentarzy.

wtorek, 5 czerwca 2012

Bajka i nie bajka


Znalezione w sieci. 
Na dworze dziś u nas leje. 


Ta bajka to posiada również inny taki morał moim zdaniem,że nie warto być za dobrym. Ja pamiętam jeszcze takie czasy z PRL u kiedy chleb był tak tani że opłacało się go kupować na karmę dla zwierząt. Pewnie wielu ten darmowy chleb również w tym celu sobie pobierało.







Bajka o darze szczerego serca i złym prawie



Zbigniew Żbikowski
Kto w obliczu ludzkiego nieszczęścia
ogląda się za sposobnością czerpania
korzyści godzien jest najwyższego potępienia.

Prastare prawo natury

Razu pewnego w kraju, który dobrze znacie, szedł wędrowiec - mój przyjaciel. Skory do psot no i figli. Szedł on do pobliskich Rygli. Rygla to mieścina mała, w której znaleźć coś zamierzał, ale z tego się nie zwierzał, więc ja nie wiedziałem po co tam szedł. Ów wędrowiec maszerując, tupał nogą podśpiewując - i rytmicznie podskakując. Każdy, kto go widział wtedy zapominał swojej biedy - zapominał swoje troski, na ten widok niemal boski. Bo wesoły nasz bohater w sercu budził miły wiater, który, jak się często zdarza, humorem innych zaraża. Uszedł tak już wiorst on wiele - minął lasy, minął strumień, a na mostku - tam przy drodze - stanął on na jednej nodze i tak patrzył w bystre wody. Dziwił się prawem przyrody. Zachwycał się harmonią tego prawa. Zadziwiała go cała ta sprawa. Bo jakże się tu nie dziwić? Wszak cud to jest prawdziwy, że ptaki latają, bo skrzydła mają. Ryby dla ciągłej ochłody nie wychodzą wcale z wody. Psy szczekają, muchy brzęczą, a dzieciaki ciągle broją, no a inni coś tam jęczą...
- Jęczą?! - rzekł wędrowiec zaskoczony treścią swojej opowieści - Wszak wesoło być tu miało! Jakie jęki? Co się stało?
Gdy rozejrzał się uważnie, skąd te jęki docierają, to zobaczył kobiecinę, która smutno zawodziła. Podszedł do niej i zapytał:
- Co takiego cię spotkało? Czemu smucisz się tak strasznie?
- Oj, chłopaku, chłopcze drogi, rozbolały mnie już nogi. Idę przez te różne strony, nigdzie miejsca nie zagrzeję. Wiele złego mi się dzieje. Mój ty młody przyjacielu! Ja nie jadłam od dni wielu. Liście szczawiu są moją strawą. Z kałuż wodę piję, gdy pragnienie mnie przydusi. Zobacz jak ja sobie żyję. Ja nie mam się smucić?
Wędrowiec, gdy takie usłyszał słowa, poczuł, że pełna staje się jego głowa pragnienia, by ulżyć jakoś niebodze. Usiadł na ziemi przy drodze i rozwinął swój tobołek. A w tobołku skarbów wiele, bo bohater nasz nadziei pełny po uszy, sam w poszukiwaniu lepszego losu w świat ruszył. Był tam kozik dosyć spory, dwa kamienie na psy srogie, gdyby czasem zaszły drogę, no i pół bochenka chleba. Wziął ten chleb i dał kobiecie. Coś pomyślał o swej diecie, której pragnąć raczej nie chciał. Wdzięczność jaką wyraziła ta biedna nieboga, sprawiła, że dalsza wędrowca droga pełna była ogromnej przyjemności, z otrzymanego daru wewnętrznej miłości. W takim oto humorze wszedł on do miasta, a tam wielu innych biedaków zobaczył. Jeden o kulach, inny na wózku, a inny leżał rzucony w błocie. Gdy to widział nasz wędrowiec, przykro mu się zrobiło tak bardzo, że zamartwił się nad ludzi tych złym losem. 
- Ale cóż po największej nawet miłości, gdy człowiek sam biedny. Pewnie sam zagoszczę w rynsztoku najdalej za pół roku? - pomyślał i przeraził się swym losem, który niepewnym stał się już wtedy, gdy za serca ruszył głosem, by opuścić progi biedy. Bieda także jemu była doskwierała... A była to bieda niemała. 
Jednak zebrał w sobie siły i swych zmartwień się wyrzekał. Mimo biedy, dla ludzi był miły, więc się pracy wnet doczekał. A była to praca w piekarni, gdzie uczył się piekarskiego fachu. Często bywał w jadalni i zapomniał o wielkim strachu o dzień jutrzejszy i najbliższe lata. Mistrz swej córce go wyswatał i tak by się ta bajka skończyła, gdyby nie sprawa jedna niemiła. 
Nasz bohater miał w swej pamięci, jak się jego los odkręcił i nadal myśli pełna była jego głowa, by coś biednym ofiarować. Dlatego co dzień o poranku, na swego domu krużganku kosze z chlebem wynosił i każdego biednego na poczęstunek prosił, by chlebem się posilał nie płacąc ni grosza.
Minął rok jeden. Minął rok drugi... Nasz drogi altruista, choć nie brał kredytów, zaczął mieć długi. Bardzo go to zdziwiło, bo przecież dodatnie miał wszystkie bilanse, gdy księgi swoje prowadził. Podatki dochodowe do skarbu odprowadził, więc w przekonaniu, że to pomyłka, że problem już znika, do domu swego wpuścił komornika. Komornik, gość kusy, coś tam głośno krzyczy - przyjechał chyba specjalnie ze stolicy. Pewnemu swojej kariery podsunął pod nos jakieś papiery. W kwitach tych jasno napisane stało, że podatków było zapłaconych mało, bo policja podatkowa wykryła, że kwota VAT się gdzieś ulotniła.
- Jaki VAT? Wszystkie podatki płaciłem chętnie i o czasie - mówił te słowa bohater naszej bajki i jak ten głupi Jasiek trzymał się za głowę kręcąc nią z niedowierzaniem. 
- Jak to VAT jaki!? - komornik wrzasnął oburzony. - Jadły darmo chleb biedaki? Jadły? To podatek VAT państwu się należy? Nie zapłacisz - zgnijesz w wieży! 
Komornik maszyny i chlebowe piece zapieczętował rozpętując hecę. Wszyscy się w mieście od władz dowiedzieli, że piekarz przestępcą co zyskiem się nie dzielił. Oznajmiono całemu światu, że ów zbrodniarz nie płacił VAT'u. A że gawiedź to lud prosty i szary to zażądał srogiej kary. Tak oto w wielkiej gracji, władze użyły manipulacji, by na swoim postawić i dobrego człeka przed sądem rozprawić.
- I co się teraz ze mną stanie? Dlaczego to wszystko się dzieje? - płakał nieszczęśnik na żony łonie, gdyż czuł, że to już jego koniec.
Dnia pewnego do drzwi załamanego piekarza goniec zastukał. To się czasami zdarza. Stało się i wtedy, bo dalszy etap nadchodził biedy. Sąd wielce wysoki i łaskawy datę wyznaczył jego sprawy.
Sędzia, człek surowy, nakazał wymierzyć pięćdziesiąt batów za nie odprowadzenie VAT'u darczyńcy, który chleba ostatnią swoją kromkę podarował głodnemu, bez brania odeń zapłaty najmniejszej. Sędzia niewzruszonym pozostał na ten odruch serca i zażądał w imieniu państwa, by przyznał się do swego draństwa i rezygnując z oszustwa zamiaru pogodził się ze swoją karą. Uprzedził sędzia tego przestępcę, że jeśli jeszcze raz darmo komu chleb daruje, a VAT'u nie odprowadzi, to tak się zdenerwuje, że za kratą go osadzi. 
- Lata siedzieć w celi będziesz - z piedestału groźny sędzia mówił temu biedakowi - wybij sobie bracie z głowy, że to państwo ty oszukasz. 
W imię tego wyroku wleczonego jak zwierza przywiązano do pręgierza. Wymierzono wszystkie baty... Nie od razu, lecz na raty, żeby dłużej poniżony stał na mieście obnażony. 
Nasz bohater mocno się w życiu swym sparzył. Jemu już więcej się to nie zdarzy. Nie mógł dawać darmo chleba, chociaż taka jest potrzeba. A przez to biedni stracili, bo teraz w głodzie żyli. Ani pracy, ani chleba... Państwo o nich zapomniało. Nic od siebie nie dawało. 
Państwo nie bierze do swojej głowy, żeby ulżyć trudnemu losowi ludziom, którzy są w potrzebie. O czym mowa? Wszak to wiecie. Kataklizmy są na świecie. Ludzie cierpią... tracą domy. No i pomoc z każdej strony jest potrzebna niesłychanie. Szczodrzy ludzie, którzy pomóc groszem mogą, wysyłają różną drogą to co mają. Z serca dają. SMS'y wysyłają, by w ten sposób akcję wspomóc. I wiecie co dalej się dzieje? Największe i najbardziej podłe draństwo. Z podatku VAT nie potrafi zrezygnować państwo. A kto zyski czerpie z biedy i cierpienia, w straszliwą pijawkę się zmienia, która tylko dlatego żyje, że krew ofiar wszystkich pije. Niech to usłyszą ci wszyscy urzędnicy skarbowi, co łamiąc sobie głowy hołubią takiemu prawu, zamiast wrzucić je do stawu.
wu.

sobota, 2 czerwca 2012

Przysłowia na czerwiec



  • Od świętego Medarda (8 czerwca) czterdzieści dni szaruga.
  • Na święty Antoni (13 czerwca) pierwsza jagódka się zapłoni.
  • Na Elżbiety (18 czerwca) kiedy leje, złe latu robi nadzieje.
  • Gdy słońce w Raka (22 czerwca) z grzmotem wschodzi, to posuchę zwykle przynosi.
  • Na świętego Jana (24 czerwca) bywa Wisła wezbrana.
  • Już świętego Jana (24 czerwca), ruszajmy do siana.
  • Jana Chrzciciela (24 czerwca) już kwiecia wiela.
  • Gdy pada na Władysława (27 czerwca), letnia pogoda nie będzie ciekawa.
  • Gdy na Władysława (27 czerwca) deszcze, słota długo potrwa jeszcze.
  • Kiedy Piotr z Pawłem płaczą (29 czerwca), ludzie przez tydzień słońca nie zobaczą.
Zimno na dworze. Poszukałam przysłowia w sieci, i oto co znalazłam. A ten obecny front zimna który przechodzi teraz przez naszą część Europy ma na Zachodzie i u mnie w mojej rodzinie także znaną nazwę .
  1. Schafskälte  tz po naszemu owieczkom jest teraz zimno po wiosennych postrzyżynach. Prawie tak jak zimni ogrodnicy ten front atmosferyczny regularnie przechodzi przez Europę od niepamiętnych czasów. Mojej Mamie kiedyś w czasie czerwcowych przymrozków wszystkie pomidory w ogródku zmarzły.

piątek, 1 czerwca 2012

Smutny temat w tym Radosnym Dniu

(Test jest z sieci)
Eksperci ostrzegają, że w krótkim czasie możemy stać się jednym z najstarszych wiekowo narodów Europy. Pokolenie w wieku produkcyjnym (opłacające składki ZUS) - mniej liczne nawet o 40% będzie musiało utrzymać swoich rodziców.
W pierwszym dziesięcioleciu obecnego wieku liczba osób w wieku produkcyjnym przypadająca na jednego emeryta wynosiła ok. 4. W 2015 r. ta proporcja może spaść poniżej 3, 5, a w 2020 r. do poziomu – 2, 7.
 Po 2035 r. eksperci przewidują zaledwie dwie osoby w wieku produkcyjnym na jednego emeryta.
 Szacuje się, że już od 2038 r. na 1 emeryta będzie przypadało 2 ubezpieczonych, a w 2060 r. na 3 emerytów – tylko 4 ubezpieczonych.
                                                    ******************

Witam serdecznie w tym bardzo miłym dla nas wszystkich dniu,niestety z tak smutnym tematem .
Wpadliśmy w niezłą pułapkę,tak myślę, i chyba niewiele w przyszłości nam się zmieni.
Dla młodych zresztą u nas nie ma wielkiej przyszłości.
 Rodzą się nam dzieci mają u nas naszym ogromnym kosztem bardzo drogie wykształcenie,
 a potem inne, bogatsze od nas kraje, mają gotowe młode umysły i siły do pracy,
a nasze Państwo i my Starzy, tu pozostaniemy sami, bez pomocy na  dalszą przyszłość i na naszą starość.(-;

Archiwum bloga