********************************
Kończy się pierwszy dzień świąt. Jeszcze tylko pół godzinki. zero telewizji dziś u mnie było. Gęś pieczona w piekarniku lekko się spaliła synowi i to z winy księdza z jego długim nudnym kazaniem. Msza przeciągnęła się o pół godziny i efektem była przypalona skórka i sos także za ciemny. Po obiedzie wyszliśmy na taras przed kuchnię i tam w słoneczku kawa i sernik.Ten to się synowi wyjątkowo pysznie udał.Po jakimś czasie wnuk i wnuczka się ulotnili jak to młodzi, syn poszedł się położyć , i zostałyśmy jak zwykle same z synową.
Na szczęście pogoda dopisała i można było wystawić stare kości do słoneczka. No to jeszcze tylko jutro i po świętach...