czwartek, 11 lutego 2016
„Urodziny” skłaniają do osobistej refleksji: jaki jest mój stosunek do swojego „bycia” w świecie?
http://spotkaniazpoezja4.blox.pl/2012/02/8222Na-chwile-tu-jestem-i-tylko-na-chwile82308221.html
Wisława Szymborska, Urodziny
Tyle naraz świata ze wszystkich stron świata:
moreny, mureny i morza, i zorze,
i ogień, i ogon, i orzeł, i orzech -
jak ja to ustawię, gdzie ja to położę?
Te chaszcze i paszcze, i leszcze, i deszcze,
bodziszki, modliszki - gdzie ja to pomieszczę?
Motyle, goryle, beryle i trele -
dziękuję, to chyba o wiele za wiele,
Do dzbanka jakiego tam łopian i łopot,
i łubin, i popłoch, i przepych, i kłopot?
Gdzie zabrać kolibra, gdzie ukryć to srebro,
co zrobić na serio z tym żubrem i zebrą?
Już taki dwutlenek rzecz ważna i droga,
a tu ośmiornica i jeszcze stonoga!
Domyślam się ceny, choć cena z gwiazd zdarta -
dziękuję, doprawdy nie czuję się warta.
Nie szkoda to dla mnie zachodu i słońca?
Jak ma się w to bawić osoba żyjąca?
Na chwilę tu jestem i tylko na chwilę:
co dalsze, przeoczę, a resztę pomylę.
Nie zdążę wszystkiego odróżnić od próżni.
Pogubię te bratki w pośpiechu podróżnym.
Już choćby najmniejszy - szalony wydatek:
fatyga łodygi i listek, i płatek
raz jeden w przestrzeni, od nigdy, na oślep,
wzgardliwie dokładny i kruchy wyniośle.
Prawdziwa głębia utworu, czyli żal wynikający z przemijalności i kruchości otoczenia, życia, naświetla problem tożsamości człowieka.
Głos mówiący w wierszu jest głosem osoby nienasyconej wrażeniami, która ma poczucie kryzysu wartości jest świadomy piękna świata, jednak trudno jest mu się pogodzić z tym, że nie może – bo nie zdąży – tego wszystkiego posmakować, dotknąć, usłyszeć, zobaczyć.
Delikatna, cicha skarga nie musi być jednak przejawem pesymizmu – wręcz przeciwnie: melancholia czytelnika, spowodowana refleksją o przemijaniu, zostaje ostatecznie przełamana radosną konstatacją o powszechnej cudowności życia i świata.
Wisława Szymborska, Urodziny
Tyle naraz świata ze wszystkich stron świata:
moreny, mureny i morza, i zorze,
i ogień, i ogon, i orzeł, i orzech -
jak ja to ustawię, gdzie ja to położę?
Te chaszcze i paszcze, i leszcze, i deszcze,
bodziszki, modliszki - gdzie ja to pomieszczę?
Motyle, goryle, beryle i trele -
dziękuję, to chyba o wiele za wiele,
Do dzbanka jakiego tam łopian i łopot,
i łubin, i popłoch, i przepych, i kłopot?
Gdzie zabrać kolibra, gdzie ukryć to srebro,
co zrobić na serio z tym żubrem i zebrą?
Już taki dwutlenek rzecz ważna i droga,
a tu ośmiornica i jeszcze stonoga!
Domyślam się ceny, choć cena z gwiazd zdarta -
dziękuję, doprawdy nie czuję się warta.
Nie szkoda to dla mnie zachodu i słońca?
Jak ma się w to bawić osoba żyjąca?
Na chwilę tu jestem i tylko na chwilę:
co dalsze, przeoczę, a resztę pomylę.
Nie zdążę wszystkiego odróżnić od próżni.
Pogubię te bratki w pośpiechu podróżnym.
Już choćby najmniejszy - szalony wydatek:
fatyga łodygi i listek, i płatek
raz jeden w przestrzeni, od nigdy, na oślep,
wzgardliwie dokładny i kruchy wyniośle.
Prawdziwa głębia utworu, czyli żal wynikający z przemijalności i kruchości otoczenia, życia, naświetla problem tożsamości człowieka.
Głos mówiący w wierszu jest głosem osoby nienasyconej wrażeniami, która ma poczucie kryzysu wartości jest świadomy piękna świata, jednak trudno jest mu się pogodzić z tym, że nie może – bo nie zdąży – tego wszystkiego posmakować, dotknąć, usłyszeć, zobaczyć.
Delikatna, cicha skarga nie musi być jednak przejawem pesymizmu – wręcz przeciwnie: melancholia czytelnika, spowodowana refleksją o przemijaniu, zostaje ostatecznie przełamana radosną konstatacją o powszechnej cudowności życia i świata.
„Urodziny” skłaniają do osobistej refleksji: jaki jest mój stosunek do swojego „bycia” w świecie?
I może to właśnie świadomość własnej przemijalności pozwoli nam tę przemijalność uczynić znośniejszą.
A życie lepszym…