wtorek, 23 września 2014

Pod parasolem tak dobrze dziś iść hehe


Zimno i pochmurno.
 Źle dziś spałam, ale tak już czasem mam, i leżę sobie cierpliwie czekając na sen.
 Już nie wychodzę szperać po lodówce ,albo sięgać po czekoladki włączając telewizję,
choć bardzo ciekawe programy własnie nocą nożna zobaczyć na satelicie ale moje oczy też wymagają odpoczynku. Wczoraj zabrałam już moje przemoczone kaktusy i niektóre doniczkowe do domu,
dziś zabiorę już także moja palmę, bo nie przestaje być pochmurno i deszczowo.
Ale i tak się cieszę że już w domu u siebie jestem. Przed wyjazdem drewno na opał zakupiłam i niestety leży i moknie . Na koszenie trawnika też za mokro, a trawa rośnie jak szalona w tym deszczu. Podobnie winobluszcz. Nie wiem co dziś na obiad bo jeszcze trochę spaghetti mi od wczoraj pozostało. Wczoraj sos pomidorowy ,to może dziś grzybowy, bo zamrożone pieczarki w lodówce.

http://przesmacznie.blogspot.com/2013/11/sos-pieczarkowy.html



Składniki na 2 - 3 osoby:

  • 25 dag pieczarek 
  • cebula 
  • 1 kostka drobiowa (można pominąć) (ja daję tylko odrobinę kostki grzybowej)
  • 1 łyżka margaryny (u mnie olej rzepakowy)
  • pieprz, sól 
  • 2 szklanki wody 
  • 1,5 łyżki mąki 
  • 3 łyżki śmietany 18 %
  •  pół szklanki zimnej wody

Sposób przygotowania:

Pieczarki obieramy, kroimy na talarki.
Pieczarki podsmażyć na margarynie w rondelku aż odparuje z nich woda. Dodajemy posiekaną cebulkę i chwilę razem dusimy. Podlewamy wodą, wrzucamy kostkę rosołową i gotujemy.
Gdy pieczarki zmiękną przygotowujemy sos do zagęszczenia. 


W osobnej misce mieszamy śmietanę, mąkę i pół szklanki zimnej wody. Całość przelewamy do pieczarek i mieszamy by nie porobiły się grudki. Doprawiamy pieprzem i ewentualnie solą. Całość doprowadzić do wrzenia. 

Ja osobiście te pieczarki smażę tylko trochę, i nie dodaję wody,mąki
 i śmietanki, jedynie odrobinę masła dla zapachu.
Kładę pieczarki  na te spaghetti i jem. 

poniedziałek, 22 września 2014

Poniedziałek seniorki

Poniedziałek seniorki to kawa o godzinie kiedy u innych juz prawie południe hehe. Ależ mi się dziś długo spało. Nie ma to jak własne łóżko ,choć tam to miałam podwójne szerokie łoże piękne i wygodne dla dwojga kochasiów









 ( a ja tu taka samotna).Na wyspie,, Brać"

http://podroze.gazeta.pl/podroze/56,114158,9789917,Chorwacja__Wyspa_Brac___chorwacki_skarb.html
więcej o tej wyspie wpisać link w wyszukiwarkę

 Niby razem z młodymi, ale to jednak nie to samo . Ech nie ma to jak we dwoje takie wczasowanie. Dlatego unikam takie wyjazdy, choć nie żałuję ze pojechałam..Marudzę...już kończę. W końcu dzień najwyższy czas zacząć i nawet słoneczko się pokazuje, a ja potrzebuję nowa baterię do mojego zegarka.

niedziela, 21 września 2014

Dziś niedziela to może jakiś pyszny deser.

http://polki.pl/kuchnia_porady_artykul,10021044.html



Jak zrobić idealną bitą śmietanę?



Deser z bitą śmietaną
Deser z bitą śmietaną
fot. STOCKFOOD/FREE
Kluczem do sukcesu jest kupno odpowiedniej śmietanki. Śmietanki, nie śmietany, bo powinna być słodka, a nie ukwaszona!Może być gęsta lub rzadka. Odpowiedniej konsystencji nabierze i tak w czasie ubijania.

Ważne jest natomiast, by miała dużą zawartość tłuszczu – najlepiej 36 proc. Ubijanie 30-proc. śmietanki nie zawsze wychodzi.

Jak zrobić bitą śmietanę – krok po kroku:


  1. Śmietankę, a także potrzebne do ubijania miskę i trzepaczkę dobrze schłodź.
  2. Ubijaj śmietankę, aż zgęstnieje i stanie się puszysta. Wtedy dodaj cukier puder: 1 łyżkę na 200 ml śmietanki. Możesz też wsypać trochę cukru wanilinowego. Jeśli ubijasz śmietankę mikserem, zacznij od średnich obrotów, a gdy zgęstnieje, obniż je.
  3. Nie przesadzaj z długością ubijania. Jeśli chcesz zrobić idealną bitą śmietanę, to gdy otrzymasz pożądaną konsystencję, zakończ pracę. Inaczej w deserze zaczną tworzyć się grudki tłuszczu.
  4. Jeśli chcesz użyć bitej śmietany np. do przekładania tortu, możesz ją utrwalić żelatyną. Do 200 ml śmietanki dodaj łyżeczkę żelatyny rozpuszczonej w 2–3 łyżkach wody. Najlepiej najpierw połącz żelatynę z łyżką bitej śmietany, a potem dodaj ją do całości i delikatnie wymieszaj.
  5. Bitą śmietanę możesz przechowywać w lodówce nie dłużej niż dobę. A ponieważ łatwo pochłania obce zapachy, najlepiej trzymaj ją w zamkniętym słoiku.

Jeśli chcesz nadać bitej śmietanie wyraźny smak, możesz do niej dodać:

  • czekoladę w proszku – łyżkę na 250 ml; będzie pasowała do deserów z wiśniami i malinami.
  • kawę rozpuszczalną – łyżeczkę na 250 ml śmietanki; harmonizuje z cytrusami.
  • alkohol – najlepiej łyżkę aromatycznego rumu lub wiśniówki; do przełożenia tortu.
  • skórkę otartą z cytryny – np. do deserów z bananem, jagodami.
Na podstawie artykułu z "Przyjaciółk

http://polki.pl/kuchnia_przepisy_lista_desery_artykul,10008369.html( to świetny przepis)
i Dziś niedziela to może jakiś pyszny deser. Pomyśleliście pewnie ,że uważam na wagę a tu taaakie kalorie hehe , ale naprawdę aż tak bardzo się nie ograniczam ze wszystkim.

 Tylko uważam by nie przesadzać ,i to w żadnym kierunku.

Wczoraj np nie jadłam kiełbasy z grilla u młodszego syna
(bo tak naprawdę to niezbyt nawet lubię. Jak już to mięso z grilla)
za to na kolację chleb z kozim serem ,i bez masła ten chleb, do tego rzodkiewki i herbata ziołowa.

 Dla siebie samej, jak już, to korzystam ze śmietanki w sprayu.

Ale te porady fajne, i je warto zapamiętać, 
bo o niektórych  to nawet ja nie wiedziałam...

sobota, 20 września 2014

Rzeczywistość powróciła jestem u siebie.

Rzeczywistość powróciła jestem u siebie.
Wczoraj cały dzień spędziłam wpisywaniem zdjęć do komputera.
 Dziś zakupy i proza życia a piat od nowa. Dla kotów karma, a dla mnie chleb.
 Weszłam dziś na wagę i jednak mi się nie przytyło, choć sobie dogadzałam gotowanymi przez siebie obiadkami.
 Młodzi rano obfite śniadanka ,(gotuje wyłącznie syn) które ja łukiem omijałam,(bo u mnie musli albo banan) a oni za to moje południowe (punkt godz.12) jedzenie. Raz jedyny byliśmy na wspólnej kolacji w Omiszu w eleganckim lokalu.


Ale się tu natrudziłam by to Wam tu wkleić. Ale uparta jestem i się nareszcie udało. To czarne to te małże, 2 ryby i 2 homarki małe, i frytki. Najeść się z tego nie można było, ale trochę egzotyki na takich wczasach ,czemu i nie, hehe 

 i pierwszy raz jadłam małże!! Nawet jadalne były . I zdjęcie tego półmisku zrobiłam i  tu Wam go pokazuję.
Muszę się Wam koniecznie pochwalić , że już mam 6, 5 kg mniej na moim tyłku(dziś się ważyłam z samego rana).
 Zmiana tego co  jem ( a jem całkiem sporo) jednak się sprawdza.
 Głodna się zrobiłam. Czas na zakupy...

piątek, 19 września 2014

1170 kilometrów tam i z powrotem czyli Chorwacja da się lubić tylko to tak szalenie daleko



We wrześniu nad Chorwacją szalały burze i towarzyszące im straszne ulewy.


 W telewizji  podano że w Splicie(u nas w Omiszu było to samo)

 było takie oberwanie chmury podczas którego na metr kwadratowy w ciągu 15 minut spadło 60 litrów wody,

 co spowodowało że jezdnie w centrum miasta zamieniły się w rwące potoki.

 Ale tylko na szczęście przez 2 dni. Poza tym było cudnie!!







Kurort Omis


Kurort Omisz

(Regiony / Środkowa Dalmacja - Omisz)
Wysokie góry stromo schodzące wprost do Adriatyku nadają Omisziowi niepowtarzalnego charakteruk

http://crolove.pl/omis-urokliwe-miasteczko-w-srodkowej-dalmacji/

Wpisać link i podziwiać uroczy Omisz .serdecznie zapraszam bo naprawdę warto

Ten kotek nas polubił







t



Po prawej wejście do ,,Apartamentu" (tak się to tu nazywa) dwie oddzielne sypialnie, łazienka z prysznicem ,i kuchnia z całym wyposażeniem( dla mnie po prostu super sprawa) całość za 50 euro doba dla 7 osób,(nas było tylko troje) Tuż obok restauracja, kawiarnia, miejsce do grilla z całym wyposażeniem i lodówkami na napoje 





Za tym murkiem po lewej stronie zdjęcia było nasze piękne lokum z widokiem na morze i tu schodziłam codziennie z moim kubkiem porannej kawy, którą piłam na plaży siedząc na ulubionej skałce nad samym morzem ech....rozmarzyłam się hehe,







Nasza plaża

Nasza plaża






Palmy w Splicie

Split to jedno z najczęściej odwiedzanych miast Chorwacji.  Fot.: Jarosław Tondos/TravelFocus.pl




Chorwacki Split, stolica nadmorskiej krainy Dalmacji, to najlepszy przykład miejsca określanego mianem muzeum na otwartym powietrzu. Dosłownie – miejskie ulice, to dawane korytarze cesarskiego pałacu, jaki wystawił tutaj rzymski suweren Dioklecjan.



Historia Splitu zaczyna się wraz z początkiem naszej ery. Najpierw w okolicach dzisiejszego miasta powstała iliryjsko-grecka osada Aspalathos , a w I wieku naszej ery Rzymianie założyli tu miasto o nazwie Solana, które w szybkim tempie zostało stolica rzymskiej prowincji Illirycum. Rozkwit miasta wiąże się z postacią cesarza Dioklecjana, który w 295 roku n.e. rozkazał wybudować nad samym brzegiem Adriatyku olbrzymi pałac, wzorowany na legionowych obozowiskach. Budowę pałacu, którego kubatura wynosiła – bagatela - ok. 38 rys, metrów kwadratowych, ukończono w 305 roku.
Po śmierci Dioklecjana pałac tał się miejsce zesłań byłych cesarzy i możnych. W 615 roku po zburzeniu Salony przez Słowian i Awarów na Terenia pałacu osiedli się ludzie, którzy ocaleli z tego pogorzeliska. W tym okresie zdemontowano znaczną cześć pałacu - do budowy domów i ulic używano elementów z jego murów..
Od Ix wieku na okoliczne tereny zaczęła napływać ludność słowiańska, która z czasem zdominowała rdzennych mieszkańców.
 następnych wiekach miasto należało do królów węgiersko-chorwackich, potem do Bizancjum, by od 1420 znaleźć się pod władzą Wenecji. W 1797, po upadku Wenecji, miastozajęła Austria. W 1918 roku Split wszedł w skład Jugosławii, a podczas II Wojny Światowej najpierw znajdował się pod okupacją włoską (1941-43), by we wrześniu 1943 trafić w ręce Niemców. Po wyzwoleniu w październiku 1944, miasto powrotem weszło w skład Jugosławii. Po rozpadzie tego kraju i wojnie na Bałkanach, Split został częścią Chorwacji (podczas działań wojennych od bombardowań ucierpiała część nadbrzeżna miasta).

http://pl.wikipedia.org/wiki/Pa%C5%82ac_Dioklecjana_w_Splicie#mediaviewer/File:Split07(js).jpg

O pałacu więcej na linku powyżej(wpisać w wyszukiwarkę)



dałam chłopakom zarobić hehe, 10 kuna(przelicznik 5 zł polskie)

http://www.podroze.pl/wasze-wyprawy/relacje/relacja/split-w-palacu-dioklecjana,3909/




Uleczka w Splicie

Zdjęcie




Zdjęcia robiłam moją komórką. 




wtorek, 9 września 2014

Podoba mi się to co pisze ta Pani

http://miloscmaswojrozmiar.blogspot.com/

UWIELBIAM moją kuchnię!
Dosłownie uwielbiam.
Mój Tata, moje jedzenie nazywa ZAWSZE - "wynalazkiem".
W zasadzie nigdy nie chce nic spróbować i mówi: "idź mie z tymi wynalazkami!".

A ja UWIELBIAM moją kuchnię!!!!
Wywalczoną.
Wykłóconą.
Wyargumentowaną.
Wypłakaną.
Wypróbowaną.
Zawsze "na oko".
I zawsze z "oj tam - po co mi przepis".

Ile ja się nakłóciłam z moim Ojcem o to co jest zdrowe a co nie.
Ile ja się napłakałam w pokoju po cichu i nadenerwowałam, kiedy w kółko słyszałam, że "wydziwiam" i "robię jakieś badziewie, którego potem nikt nie je". (!!!) Ile ja razy oczy wywracałam na drugą stronę na gadanie moich rodziców. Ile ja się "złotych rad" nasłuchałam na temat tego jak mam gotować. Ile mi się kiszek przewróciło na widok ilości tłuszczu w jedzeniu mojego Taty i na widok sposobu przygotowywania obiadów mojej Mamy.

LUBIĘ GOTOWAĆ!
Ale NIE ZNOSZĘ "STAĆ W GARACH"!
Nie znoszę jak moja Mama mówi: "stoję w garach od rana, a wy jeść nie chcecie"!
Albo: "mam dosyć stania w garach!". Albo: "ile można stać przy garach?!". 
Albo: "to może sama postoisz przy garach?!". Albo: "jak postoisz przy garach pół dnia, to zobaczysz jak to jest miło, jak ja gotuje a wy jeść nie chcecie".

Luuuuuuuuuuuuuuuuuuudzie kochani!!!

Ja gotuję. Dużo i często. Ale NIE STOJĘ PRZY GARACH i NIGDY nie będę stała.

Moi rodzice tego nie wiedzą, ale nauczyli mnie, czego w kuchni NIE gotować, przez to. że to gotowali :-P
Nauczyli mnie też, jak nie gotować, przez to, że tak gotowali (i gotują tak nadal).

Oni ode mnie nie nauczyli się raczej niczego :-P
Dla nich jestem kimś, kto w kółko robi "wynalazki". I wiecie co... niech tak zostanie :-)
Nie będę już z tym walczyć.
Ale za to, będę walczyć o zdrowe i smaczne dania, takie, które pomogą mi schudnąć do wymarzonych 59 kg.

Dlaczego nie stoję przy garach i nie będę stała?
Bo gotuję SZYBKO i KRÓTKO. Zdrowo i smacznie.
Experymentuję. Rzadko kiedy robię coś z przepisu co do grama. Zazwyczaj sypie i leje "na oko".  Nie odmierzam miarkami. Nie ważę na wadze. Uczę się mieć miarkę w oczach a  wagę w rękach :-) Dosłownie.
W moim przypadku frajda z gotowania jest wtedy, kiedy gotowanie rzeczywiście jest przyjemnością, a nie przykrym obowiązkiem. Moja zupa gotuje się 30 minut. Zupa mojej Mamy 90 minut. Ja jestem zadowolona, że ugotowałam coś fajnego i zdrowego. Moja Mama jest zadowolona ze swojej zupy, ale często wkurzona, że się tyyyyle przy niej nastała. Moje drugie danie to kwestia 20 minut, max 30 minut. Drugie danie mojej mojej Mamy, zaczyna się gotować zaraz po śniadaniu i tak się gotuje do obiadu...
Generalnie, niedzielne gotowanie, pożera mojej Mamie 3/4 niedzieli, zupełnie niepotrzebnie i niestety często mocno niezdrowo, mimo, że smacznie.

Niektóre triki kucharskie moich rodziców, to prawdziwe "dotłuszczacze", których ja osobiście bardzo nie lubię i które uważam za bezsensowne, a które sprawiają że nawet liść sałaty może stać się BOMBĄ KALORYCZNĄ!

Co to takiego?
Już wymieniam:
- smażenie kotletów na bardzo dużej ilości tłuszczu (dosłownie kotlet tapla się w oleju jak w kałuży)
- zaprawianie zup skwarkami ze słoniny
- zagęszczane zup wodą pomieszaną z mąką
- "podlewanie" pieczonego kurczaka tłuszczem, który wyciekł z jego skóry
- polewanie gotowanych warzyw bułką tartą smażoną na maśle
- dolewanie do surówek oleju (że aż się biedna świeci od tej tłustości)
- dodawanie rozmiękczonej w wodzie kajzerki do mięsa na kotlety mielone
- polewanie ziemniaków "omastą", czyli czystym tłuszczem, który wytopił się z mięsa pieczonego, lub który został na patelni po smażeniu
- panierowanie kotletów mielonych w bułce tartej (bez tej bułki to i tak byłby pyszny kotlet!)
- gotowanie zupy na tłustym mięsie, że aż potem w garnku, gdy zupa wystygnie, warstwa tłuszczu oddziela się od wody
- odsmażanie smażonych potraw na kolejnej porcji tłuszczu (np. usmażonego racuszka z jabłkiem odsmaża się na patelni znowu polanej olejem - fuuuuuuuuuuuuuj!!!)
- podsmażanie każdego, jednego biednego warzywka na dużej ilości oleju (bo... podsmażona cebulka jest lepsza, podsmażona papryczka jest smaczniejsza, podsmażony czosnek ma więcej aromatu... i tak w kółko).

Teraz jestem dorosła. Jem co chcę. Ale kiedy byłam mała, jadłam to, co m rodzice dali. A podejrzewam, że gotowali TAK, od zawsze... :-/
Ale ja nie od zawsze wiem, że jest to cholernie niezdrowe. Kiedyś myślałam, że to jest normalne. Dopóki nie zobaczyłam, że u moich koleżanek gotuje się inaczej. Jakoś tak lżej. Musiało minąć kilka długich lat, żebym z takiego jedzenia, jakie serwują często moi rodzice, wyrosła.

Niedzielny obiad zawsze jemy razem. Czyli moi rodzice i moje 2 siostry.
Tylko, że teraz są dwa obiady: moich rodziców i mój.
Ja gotuję kaszę gryczaną oni ziemniaki.
Ja smażę kurczaka na teflonowej patelni na łyżce oliwy, oni ubijają schabowe, obtaczając je w bułce, mące i smażąc na średnio 1/3 szklanki oleju. Ja robię sałatkę ze świeżych liści szpinaku i pomidora z czerwoną cebulą oni gotują marchewkę... żeby zaraz upackać ją całą w smażonej na maśle bułce tartej.

Ich obiad wygląda na ciężki i porcja ma jakieś 1000 kcal.
Mój obiad wygląda kolorowe i lekko i porcja ma jakieś 400 kcal.

Oni zjedzą obiad i muszą iść "poleżeć" bo tak się "napchali".
Ja 5 minut po jedzeniu mogę iść biegać, bo czuję się zupełnie zdrowo i rześko.

Sposób przygotowywania potraw ma znaczenie.
Mój Tata też lubi kaszę gryczaną. Ale jak ją gotuje, to dodaje sporo soli, a ja nie lubię dużej ilości soli.
Mój Tata lubi nawet ciastka owsiane! Ale jego ciastka owsiane, mają wgniecioną w ciasto kostkę masła!!!
A moje ciastka owsiane nie mają ani grama masła, bo zamiast masła wgniatam w ciasto dojrzałe banany.
I można tak wymieniać do jutra...

Rodzaj jedzenia ma znaczenie.
Mój Tata kupi baleron, ja chudą szynkę z indyka. Mój Tata upiecze sam porządną, białą bułę na mące pszennej. Ja zjem grahamkę. Mój Tata posmaruje bułkę grubą warstwą masła. Ja poleje łyżeczką oliwy z oliwek. Heh...

Nam się często wydaje, że takie małe różnice nie mają znaczenia. Że jak zjesz dzisiaj kawałek bekonu do jajecznicy to nic się nie stanie. I jak kupisz biały chleb zamiast ciemnego to się nic nie stanie.
No właśnie.
NIC SIĘ NIE STANIE.
NIC.
NIC w sensie - nic nie schudniesz.

Moja siostra właśnie w ten sposób działa. Je to, co zrobi Tata. Je coś, pod hasłem: "oj dobra, to tylko kajzerka - nie zrobi mi wielkiej różnicy".  I ciągle nic nie chudnie. No bardzo, doprawdy dziwne.

MAŁE różnice, mają WIELKIE znaczenie!

Latałam dzisiaj po domu jak wariatka z aparatem, bo chciałam Wam to pokazać. 
O różnicach w ZDROWYM i NIEZDROWYM jedzeniu tak naprawdę, nie trzeba dużo gadać. Wystarczy na  nie popatrzeć.

Zawsze macie wybór. Zawsze możecie wybrać lepiej albo gorzej. Możecie wybrać dobrze albo źle. Zawsze możecie schudnąć, albo nie schudnąć. To są CIĄGŁE wybory. Nie wystarczy, że postanowisz RAZ, że przejdziesz na dietę. Będziesz musiał lub musiała wybierać CODZIENNIE, a nawet KILKA RAZY DZIENNIE!!!!! Odchudzanie to nie jest jeden wielki krok i jedno wielkie postanowienie. To jest milion małych, codziennych  kroczków i milion  małych, codziennych wyborów. Im szybciej to zrozumiesz, tym szybciej schudniesz.

Wybór należy do Ciebie.

Poniższe zdjęcia, to zdjęcia z mojego domu.
Ja już wybrałam.


  




A na czas owocnych przemyśleń, polecam coś, co lubię najbardziej. Porządną kawę :-)


Nie zmieniłam u siebie moje gotowanie , ale je tylko unowocześniłam i odchudziłam , a efekt mnie naprawdę zaskoczył.. 6,5 kg mam mniej, i to przy niedoczynności tarczycy..

Ostatnio za wiele ruchu u mnie w realu,(tylko nie myślcie że tak bardzo więcej się ruszam jak wcześniej) i dlatego jestem tu jakoś teraz mniej,
 ale po 20 września powinno wszystko wrócić do normy. 
U mnie na razie waga stanęła w miejscu, to nawet nie takie znów tragiczne. Najważniejsze że nie jest znów tego więcej..
Młodzi mnie zabierają w ,,daleki Świat"hehe (naprawdę się cieszę!!!)
Trzymajcie kciuki za szczęśliwy powrót..



niedziela, 7 września 2014

Wczoraj w Cieszynie

http://slask-zabytki.blogspot.com/2014/04/malowniczy-cieszyn.html

Cieszyn to miasto, gdzie czas stanął w miejscu, w pozytywnym tego słowa znaczeniu. 

Malownicze zaułki, pnące się stromo ulice, zabytkowe kościoły, kamienice zachowane w niezmienionym stanie od setek lat tworzą nie tylko jeden z najpiękniejszych widoków na Śląsku, ale wciąż mają specyficzny klimat austro-węgierskiej prowincji. 
Cieszyn to miasto, gdzie czas stanął w miejscu, w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Nikt nie oszpecił starówki blokami, nie zniszczył przepięknych drewnianych witryn sklepowych z XIX wieku, pomników i pamiątkowych tablic. Z jednej strony góruje nad dachami potężny kościół Łaski, z drugiej zamkowa wieża z romańską rotundą - ikoną znaną każdemu Polakowi.
 Między nimi miejski organizm ze wszystkimi warstwami i naleciałościami, które przyniosły kolejne stulecia, oryginalnością dorównujący miastom takim jak Toruń, Lwów czy Kraków.
Niewiele jest takich miejsc w Polsce zniszczonej podczas ostatniej wojny i po jej zakończeniu.
 W przeciwieństwie do innych, podejmowane są tutaj liczne przedsięwzięcia kulturalne, działają muzea, teatr i galerie, tworzone są miejskie szlaki, odnawiane są kolejne zabytki.
 Działają liczne restauracje, bary i niewielkie knajpki, więc miasto tętni życiem o każdej porze dnia.
 Nie brakuje turystów, chociaż nie jest ich tylu, ilu być powinno w najlepiej zachowanym zabytkowym mieście na Śląsku.

http://albumromanski.pl/album/cieszyn-rotunda-pw-sw-mikolaja-z-pol-xi-wieku

koniecznie wpiszcie sobie ten link w wyszukiwarkę naprawdę warto!!!











Archiwum bloga