piątek, 15 lutego 2013

Kochaj ich w sercu






Na pewnym forum o relacjach z dorosłymi dziećmi




Jeśli SAMA nauczyłaś dzieci że to ICH życie ma sens
a Ty jesteś istnieniem temu podrzędnym i mającym sens tylko na tyle o ile pomocnym –
to zbierasz owoce swojej nauki
i swojego odczuwania świata
Przede wszystkim bowiem Ty musisz mieć własny sens (nie zależny od dzieci) 
jeśli do tej pory sadziłaś ze poświęcenie się dzieciom ci ten sens da – to źle sadziłaś 
i teraz trzeba to nadrobić
ale nie u dzieci
lecz u siebie
Znajdź sens SWOJEGO istnienia
a jak go nie czujesz (a sądzę że słabo lub wcale) to się tego naucz
To dobra nowina
Tego da się nauczyć
a Kiedy już będziesz TO czuła
Być może Twoje dzieci to kiedyś zobaczą i będą się chciały same nauczyć
bo będzie od kogo i będzie czego
bardzo Ci współczuję ze tyle poświeciłaś energii w dobrej wierze 
ale właśnie dlatego ze wierzę w twoją dobrą wiarę – wierzę też ze teraz sobie poradzisz
Znajdziesz swoją własną radość z mijających dni
:)
a Twoje dzieci – może z czasem zrozumieją
Pewnie będą żyć jeszcze długo po twojej śmierci
Sami przeżyją rodzicielstwo, jego poświecenia i porażki
Zrozumieją więcej
Poczują więcej
Kochaj ich w sercu
ale zabierz się na pierwsza lekcje
sensu, radości i ufności i działania nie wynikających tylko z poświęcania się
życie bowiem ma sens także dla tych co nie mogą być rodzicami
ucz się od nich
Powodzenia Ci życzę
******
Na pewnym forum w sieci czytałam wymianę poglądów na temat relacji z dorosłymi dziećmi, i ta wypowiedź mi się podobała. i tu ja w całości dla nas do poczytania wkleiłam.
Muszę powiedzieć o sobie, że przenigdy nie widziałam moje rodzicielstwo jako poświęcenie. Choć szalenie trudnym przecież było jak wszyscy wiemy.
Czas najwyższy nareszcie i dla nas(dla mnie) znaleźć sens  własnego osobistego istnienia.
Wychowaliśmy-jak umieliśmy najlepiej. Teraz niech oni pokażą ze może zrobią to od nas lepiej. 
 Bardzo to mądre nie uważacie?
                                                 ********************


Dziś urodziny mojego pierworodnego. 44 lat  a tak jakby wczoraj to było.

czwartek, 14 lutego 2013

Uśmiechaj się, do każdej chwili

Dziś Walentynki

Kocham tego kto to przeczyta





Wspomnienie o Annie German też urodzonej 14 lutego



tekst piosenki Człowieczy Los – Anna German
Człowieczy Los
Człowieczy los nie jest bajką, ani snem.
Człowieczy los jest zwyczajnym, szarym dniem.
Człowieczy los niesie trudy, żal i łzy.
Pomimo to można los zmienić w dobry, lub zły.



Uśmiechaj się,
do każdej chwili uśmiechaj,
na dzień szczęśliwy nie czekaj,
bo kresu nadejdzie czas,
nim uśmiechniesz się chociaż raz.
Uśmiech odsłoni przed tobą siedem codziennych cudów świata.
Tęczowym mostem zapłonie nad dniem, co ulata.
Marzeniom skrzydeł doda, wspomnieniom urody.
Pomoże strudzonemu pokonać przeszkody…
Uśmiechaj się,
do każdej chwili uśmiechaj,
na dzień szczęśliwy nie czekaj,
bo kresu nadejdzie czas,
nim uśmiechniesz się chociaż raz.
Uśmiechaj się, uśmiechaj się!
autor słów utworu: A. Nowak
kompozytor: Anna German

                     ***************
Jaki piękny tekst utworu tej wspaniałej nieżyjącej już piosenkarki którą bardzo lubiłam






Z powodu mojej choroby  impreza odwołana.



środa, 13 lutego 2013

Popielec







].




W Środę Popielcową katolików obowiązuje wstrzemięźliwość od pokarmów mięsnych (od 14. roku życia) i post 
ścisły (między 18. a 60 rokiem życia.) 

 Ograniczenie liczby posiłków do trzech: jednego do 
syta oraz dwóch skromnych.


                                **************

Rodzaj ludzki tańczy w rytm grzechu.
 Ich szereg otwiera pycha,
 za nią podążają chciwość i skąpstwo,
 nieczystość lub żądza użycia,
 gniew czy mściwość,
 zazdrość albo zawiść,
 lenistwo lub ociężałość duchowa.
 To nasi dobrzy znajomi, tak bliscy, że nie zwrócą na siebie uwagi na balu maskowym naszych czasów.
 Nie wyróżniają się, bo zyskali wymiar uniwersalny.

poniedziałek, 11 lutego 2013

Może teraz pożyje sobie jeszcze spokojnie, tak jak planował,


Tekst i obrazek z sieci






Trudne sprawy


 Oby wszystkie trudne sprawy porozkręcały się jak supełki,własne ambicje i urazy zaczęły śmieszyć jak kukiełki.
Niech anioł podrze każdy dramat, aż do rozdziału ostatniego …słowa kś. Twardowskiego



Josef Ratzinger, jeszcze jako Prefekt Kongregacji Wiary, planował odejście na emeryturę we właściwym czasie.
 Planował dalsze ciche zycie, wspólnie z bratem Georgiem, w niewielkim domku w Regensburgu(Ratyzbonie). 
Z ciężkim sercem przyjął decyzję Konklawe o Jego wyborze na papieża, ale jako człowiek glęboko wierzący nie mógł sprzeciwić się woli bożej. 
Może teraz pożyje sobie jeszcze spokojnie, tak jak planował, wśród książek, otoczony muzyką i ciszą wokół swej osoby
                                                              *******************

Oj niedobrze!  Żaden komentarz na tak ważny, wręcz historyczny temat. Szkoda wielka(-;

                                                                     **********
12. luty 12013

Dziś ostatki karnawału, czyli popularny u nas ,,Śledź", a od jutra zaczyna się 

czterdziestodniowy Wielki Post

                                                                     
Przed nami... starośćStarość jest w życiu człowieka nieunikniona i – jeżeli nie zabierze nas przedwczesna śmierć – za jakiś czas ten problem będzie dotyczył także nas.

 Wypieranie jej ze świadomości nic nie da, musimy się z nią zmierzyć. „Starość się Panu Bogu nie udała” – słyszymy często. 

Wszyscy na ogół chcemy doczekać starości i mamy nadzieję na długie życie.

 Paradoksalnie jednak równocześnie tej wyczekiwanej starości boimy się, nie chcemy przeżywać jej niedomagań. 

Jan Paweł II w liście do uczestników II światowego zgromadzenia poświęconego problemom starzenia się ludności w kwietniu 2002 roku pisał: 

„Rozmyślać o starości znaczy zatem skupić uwagę na człowieku, który od poczęcia aż do śmierci jest darem Boga, 

Jego obrazem i podobieństwem;

 znaczy też zabiegać o to, aby każda chwila ludzkiej egzystencji przeżyta została w pełni i z godnością”.

Podoba mi się to co zrobił Papież







 Nietypowy tekst na dzisiejsze ostatki, ale takie jest czasem nieprzewidywalne to nasze życie







niedziela, 10 lutego 2013

Ja jestem... tak jak byłem i będę dopóki świat się nie skończy”







A może raz bajka na karnawałową niedzielę? Czas przeznaczenia


Dawno temu był sobie człowiek, który nie chciał mieć własnego Anioła Stróża i robił wszystko, aby się go pozbyć.
Kąpał się w najgłębszych jeziorach, wystawiał na błyskawice, błądził w najgłębszych lasach.
Zawsze w ostatniej chwili czyjaś dłoń wyławiała go z zimnej wody, wyprowadzała z ciemności, chroniła przed piorunami.
Anioł przychodził do niego w snach błyszczący i pewny siebie.
„Ja jestem, tak jak byłem i będę dopóki świat się nie skończy” – powtarzał.
Pewnego dnia człowiek wszedł na Najwyższą Górę Świata i skoczył. Lecąc w dół pomyślał, że nareszcie pozbędzie się swojego Anioła i już go nikt nie ochroni. Nagle zauważył, że przestał spadać i unosi się w powietrzu.
-Chyba fruwam – powiedział na głos.
-Fruwamy – poprawił Anioł, który trzymał go mocno w objęciach.
-Po co to wszystko? – zapytał wtedy zaciekawiony człowiek.
-Po to, aby ci pokazać, że możesz się mnie pozbyć tylko wtedy, kiedy nadejdzie na to odpowiedni czas – odpowiedział spokojnie Anioł.
-Jaki czas? -zapytał gorączkowo zaniepokojony człowiek.
-Czas przeznaczenia – odpowiedział Anioł i puścił człowieka. 

 Tekst znaleziony w sieci


Niech żyje bal! 
Bo to życie to bal jest nad bale! 
Niech żyje bal! 
Drugi raz nie zaproszą nas wcale! 
Orkiestra gra! 
Jeszcze tańczą i drzwi są otwarte! 
Dzień warty dnia! 
A to życie zachodu jest warte! 


Sucha kostucha - ta Miss Wykidajło 
wyłączy nam prąd w środku dnia. 
Pchajmy wiec taczki obłędu, jak Byron, 
bo raz mamy bal! 

Niech żyje bal...



sobota, 9 lutego 2013

Czas zabaw i takie moje rozwazania

Ostatki - to pożegnanie z karnawałem. 


I to huczne pożegnanie, bo potem czeka nas już czterdziestodniowy post!

Poniżej trochę wiedzy na ten czas kanałowy o naszych już często nie za bardzo praktykowanych obecnie obyczajach.



Zapusty to inna nazwa Śledzika,

 a tak naprawdę trochę szersze pojęcie obejmujące okres trzech ostatnich dni karnawału - 

niedziela, poniedziałek, wtorek przed Środą Popielcową. 



Jest to czas zabaw, obfitego jedzenia oraz chodzenia przebierańców po domach (coś 

podobnego do kolędowania).

Wg tradycji osoby które zlekceważyły zakaz zabawy po północy we wtorek były uderzane śledziem na sznurku.

Podkoziołek jest tym samym świętem co Śledzik.

 Podkoziołek jest lokalną tradycją w Wielkopolsce i Kujawach.

 Nazwa wzięła się od obowiązkowego dania podczas zabaw -

 pieczonego na rożnie kozła lub barana.
                                                        ****************************
Może coś takiego na dzisiejszy karnawałowy stół

http://media.knorr.pl/pr/230633/krolestwo-smakow-na-karnawalowym-stole



Chrupiące bułeczki do wyboru do koloru 

Pozwól swoim gościom, by sami wybrali nadzienie do chrupiących bułeczek. 

Chrupiące bułeczki z sałatą i wędlną


Składniki: 

- kilka małych bułeczek, 

- margaryna Śniadaniowa, (masło)

- mix kolorowych warzyw

 (ogórek kiszony,

 papryka konserwowa, kukurydza, pomidory, itd.)

- szynka 

- różne rodzaje sera twardego, 

- ser feta w kostkach, 

- sól i pieprz do smaku 

Przygotowanie: 

Rozgrzać piekarnik do 1800 C. 

Odciąć górną część każdej bułki i wyciągnąć miękki środek tak, by powstała mała

 „miseczka”. 

Każdą z nich posmarować margaryną Śniadaniową 

(można połączyć ją z wyciśniętym czosnkiem) i wstawić do piekarnika.

 Opiekać do momentu, w którym bułeczki będą chrupiące. 

Sery, szynkę oraz warzywa pokroić w kostkę

 i przełożyć każdy składnik do osobnej miseczki. 

Taki zestaw podawać gościom,

 by sami mogli stworzyć dowolną kompozycję swojej chrupiącej miseczki.


         Autor: ZT Bielmar Spółka z o.o.
Źródło: ZT Bielmar Spółka z o.o                                  

                                                               ************************

Juz prawie południe a ja tu sobie jeszcze spokojnie siedzę i kończę moja poranną kawę..

Ostatnia sobota karnawału ,i przypomniałam sobie,

 że to już tak bardzo dawno, a jednak tak jeszcze świeżo w mojej pamięci,

 kiedy w tym dniu rodziłam mojego pierworodnego.

 Na topie byli wówczas Bitelsi . A  z szpitalnego radia słychać było ich radosne przeboje.

 Dziś córka mojego Marcinka ,

(ważącego po urodzeniu cale szumne 2,450 kg żywej wagi i mierzącego całe 47 centymetrów długości ) 

wybiera się na swój studniówkowy bal  w kreacji specjalnie dla nie uszytej, 

 ,a teraz siedzi pewnie u fryzjera,

 a ja, jak tylko się zdrowiej poczuję,

 to podejdę tam do nich,

 bo koniecznie chciałabym ją zobaczyć,

tą  moją pierwszą wnuczkę ,

 bo te moje drugie, czyli Oliwkę która w marcu kończy 5 latek i Madzię (również marcówka która pod koniec marca już także 4 latka ukończy )

pewnie na balu studniówkowym już mnie nie będzie.

piątek, 8 lutego 2013

A boło to we kar­na­wale

http://kopruch.blazejczak.eu/2012/01/jak-zech-sie-na-muzyka-rychtuwol/




Jak żech sie na muzyka rychtuwoł


Powiym Wom, moi roz­to­mili, jak żech sie na muzyka za kawa­ler­skich casow wybiy­roł ze mojom lip­stom Trudlom, a boło to we kar­na­wale roku pań­skigo… niy tego niy powiym, bo sie pora­chu­je­cie wiela tyz to moga mieć lot a mom ich… no przyńdźmy do sprawy. Tak ongy­fer boło to przed mojom żyniac­kom i bołech wtedy mody i niy­piykny jako i dziś, ale to do rzecy niy przi­no­leży.
Miyszkołech we takym fami­loku co sie teroz blo­kym nazywo, co mi sie nic a nic niy podobo, bo bloki mi sie inacy i smutni koja­rzom. Ancug wisioł wypu­cu­wany na biglu we śranku, halbki wyglan­cu­wane stoły wele nachtiszla, ślips wisioł na krołn­lojch­trze a jo sie goloł na glanc przed tro­cha świdra­tym zdrza­deł­kym. Coby sie wpra­wić w dobro sztima kar­na­wa­łowo, toch sie gwiz­doł na prze­mian z mojym cyzym tanzsz­la­gry i łod casu do casu szlu­ko­łech sie ze lagerki jasnego piwka. Noroz wtoś zazwo­nioł do dźwiy­rzi.
– Jezderkusie coz robić? Bołech ganc goły, jak to przi goly­niu — wiy­cie?
Myślołech, że to moja Trudla juz przi­la­zła mi noprze­ciw. Niywiela ponad to myślący, łotwiy­rom dźwiy­rze. Żodnego niy ma za niymi. Wystawiom łeb za dźwiy­rze, gawca w lewo, w prawo. No żodnego niy widza. Noroz zro­bioł sie cug i za dupom zatrza­sły mi sie moje dźwiy­rze. Jo goły na siyni ino ze brzi­twom we ryn­cy­sku i z namy­dlo­nym pyskym.
– Jeronie, coz teroz robić? We pomiysz­ka­niu przeca żodnego niy ma.
Dźwiyrzi brzi­twom niy łotwo­rza, bo zomek mom sto­mi­loń­ski, futrziny ze moc­nego dębu, zowiase żech niy­downo przed zło­dzie­jami zaszto­pu­woł driny bol­cami. Nic mi do łeba mon­drego niy przi­cho­dzioło. We tym momyn­cie sły­sza, że z dołu wtoś idzie na wiyrch. Gefnołech bez gelyn­der — to szli betlyj­ko­rze, bo jak roz boł przeca cas kolyn­du­wa­nio.
– Coz robić? Niy moga dzie­cy­skom tak sie nagi poko­zać, bo zgor­szy­nio nasieja na cołko ulica i bydzie łostuda jak dio­bli.
We tym stra­chu i sztra­mongu zazwo­nio­łech do moji som­siadki Kowolicki ze nadzie­jom, że mi pożyco jakiś werk­cojg i sie gibko moje dźwiy­rze łotwo­rza. Zwonia, zwo­nia i po cwor­tym zwonku drzwi sie łotwo­rzoły. Jak mie Kowolicka łobo­coła — tak padła zym­dlono na dylowka we antryju.
– Jezderkusie, nowo biyda! Co z tom Kowolickom robić?
Zawarech dźwiy­rze i sko­co­łech do jeji kuch­nie po gor­cek wody i jom cuca. Przi dru­gym gorcku mi sie udało i jak łona mie spo­ko­pioła wtoch jest, to zro­bioła sie blado jak kyjza, żech jom musioł zaniyś na szi­zlong do izby Tamech ji wszystko doku­mynt­nie wyta­ba­coł. Patrzała na mie jak na gupigo. Boła jed­nak doś pojętno, ale wystow­cie sie: co byście zro­biyli, kej by Wom za dźwiy­rzami sta­noł we ćmoku goły chop ze brzi­twom w ryn­cy­sku, namy­dlony i z bar­dzo gupiom minom? Toz myśla, że byście tyz zym­gleli. Poprosiołech Kowolicka ło jakiś szrau­byn­ci­jer coby sie te moje pie­troń­ske dźwiy­rze łotwo­rzić. Kowolicka niy miała żodnego ink­szego nocy­nio ino sie­kyra we śrancku pod aus­gu­sym. Polozech po nia. Coby jom wycią­gnąć z pod tego aus­gusa, toch sie musioł sied­nąć na rycka co wele niego stoła. Przepomniołech blank, że na ty rycce poło­żo­łech moja brzi­twa jagech broł­woda do gorcka na cucy­nie Kowolicki. Ta brzi­twa leżała tak masz­kyt­nie, że mi prze­rzła ta cyńść ciała, wtoro sie wsty­dza tu pomia­nu­wać. Bołech za kwilka cołki spyr­skany krwiom i loła sie łona zymie jak woda z kokotka. Musiołech jed­nak coś drabko zro­bić, bo sytu­acjo sto­wała sie coroz gup­szo. Dopodech ta sie­kyra, wzion z rycki ta niysz­czę­sno brzi­twa i… i we tym momyn­cie naroz wtoś zazwo­nioł do dźwiy­rzi Kowolicki.
– Trza łotwo­rzić drab — myśla.
Coby dali niy sioć zgor­szy­nio swo­jym nagym wyglon­dym, toch wycią­gnoł ze tualetki we antryju szu­flodka coby tyn noj­więk­szy wstyd zakryć. Łotwiy­rom dźwiy­rze a tam za niymi betlyj­ko­rze. Jak mie łobo­cyli, pokrwa­wio­nego, ze sie­ky­rom i brzi­twom w rynce i ze szu­flod­kom bez dna — cegoch wtedy niy wie­dzioł — to sop­nyli na słody i haidi uciy­kli na doł.
Jedyn sztok niży zro­bioło sie nowe larmo, bo wtoś szoł na wiyrch i dostoł betlyj­kom po gowie. Potym sie łoko­zało, że to boła moja lip­sta — Trudla, co juz noprowda szła mi noprze­ciw. Jo juz coroz mni poj­mu­woł z tego co sie wypra­wiało. Jak Trudla łobo­coła tyn cołki tyja­ter: no mie z brzi­twom, sie­ky­rom, pokrwa­wio­nego i ze rom­kom zamiast szu­flodki niży pępka i posu­chała mojigo gupigo goda­nio, to ji sie gym­bu­sia łotwarła jak klapa z gołęb­nika. Wzion żech sie wtyn­cos za te moje dźwiy­rze a sie­ky­rom poszło mi to doś gibko.
Zaś łod dug­szego casu, bez dziurka we swo­ich dźwiy­rzach, filu­wała ink­szo moja som­siadka — Lukascycka. Z tego co widziała, zdało ji sie, że to jest napad i zazwo­nioła na poli­cyjo. Jak jo juz koń­coł łodłu­pu­wa­nie moich futrzin, to łoni juz byli.
Niy byda Wom powto­rzoł tego co mi moj dziu­be­cek — znacy Trudla — napy­sku­woł, bo to mogom prze­cy­tać dziecka i bydzie nowe zgor­szy­nie. Wpodech w taki sztres, żech ino som łobcią­gnoł halbka i poszo­łech spać. Dziwuwołech sie rano niy­po­mier­nie, cymu moje zdrza­dło we antryju jest na wyso­ko­ści pasa pole­pione flo­strym a sztep­deka cołko we krwi?
Jesce chca na koniec pedzieć, że kejby niy moja Trudla i Kowolicka, tobych do Wielkanocy prze­sie­dzioł we here­ście.
To by boło tyla ło ty łostudzie.

                                                         **************************
Mieszkam na Śląsku a śląskiego tak naprawdę nie znam i mówić nie potrafię. Dlatego kiedy natrafiam na taki ,,cukiereczek" to się bardzo cieszę.

 Jak znalazłam  tu w sieci to opowiadanie , najpierw 2 razy to czytałam by raz to zrozumieć he he.  Jest czas by się zabawić karnawałowo ,a jak nie ma się ku temu takiej możliwości jak ja tu teraz ,to przynajmniej coś zabawnego mogę  sobie poczytać, a wam to wklejam,i kto chce może się pomęczyć. Ciekawa jestem kto przeczyta do końca ze zrozumieniem. Jak będzie taka potrzeba to służę za tłumacza. (mówić nie potrafię ale rozumieć to i owszem)

A co u mnie słychać?
 Ano jak to u starej baby, mogę tylko o chorobie he he, choć śmieszne to nie jest. 
Dziś w nocy prawie nie spałam i tylko z dużym oporem nie wezwałam pogotowie.
 Strasznie mnie znów dopadło jakieś wyjątkowo paskudne zapalenie oskrzeli i w nocy myślałam że się uduszę.
 Orkiestra która we mnie gra jest wyjątkowo donośna.
 Wtóruje jej okropny kaszel .
 Za godzinę następna porcja antybiotyku.
 Zamiast faworków na które zupełnie straciłam apetyt.
 No i tak to u mnie. 
Lepiej sobie poczytajcie to naprawdę fantastyczne ,z poczuciem śląskiego humoru napisane opowiadanie.

Archiwum bloga