poniedziałek, 11 czerwca 2012

Nasza ,,zdrowa" żywność

http://lody.com.pl/Wiadomo%C5%9Bci/Sztuczne-barwniki-do-lod%C3%B3w-s%C4%85-szkodliwe-6763.html


"E-dodatki", czyli farby, dodawane są m.in. do lodów, galaretek, gum do żucia, tzw. dań instant a nawet wędzonych ryb i serków topionych. Sztucznymi barwnikami koloryzuje się między innymi lody - ulubione przysmaki dzieci. A według badań mogą one być odpowiedzialne za zespół ADHD. 
Parlament Europejski wytoczył wojnę "E-dodatkom”. Chce, żeby producenci żywności informowali na etykietach, jak szkodliwe dla zdrowia dzieci są popularne barwniki. Na celowniku unijnych urzędników znalazło się sześć substancji: E110 - żółcień pomarańczowa, E104 - żółcień chinolinowa, E122 - azorubina, E129 - czerwień allura, E102 - tartrazyna i E124 - czerwień koszenilinowa.

Dodają rybom koloru

- Te barwniki to po prostu farby, którymi koloryzuje się żywność - mówi "Pomorskiej” dr Zbigniew Hałat, epidemiolog, prezes Stowarzyszenia Ochrony Zdrowia Konsumentów. Wykorzystuje się je do barwienia m.in. lodów, galaretek, budyniów, gum do żucia, oranżady, tzw. dań instant (sosów, zupek w proszku), a nawet wędzonych ryb i serków topionych.

- Niestety, wiele z nich to ulubione przysmaki dzieci. Im coś ma bardziej jaskrawy kolor, tym chętniej po to sięgają. A skutki częstego jedzenia produktów naszpikowanych barwnikami i konserwantami są opłakane - uważa dr Hałat.

Kłopoty z agresją

Naukowcy z Wielkiej Brytanii przeprowadzili badania, z których wynika, że "E-dodatki” mogą negatywnie wpływać na rozwój dziecka. - Badania Brytyjczyków spotkały się z dużym oporem producentów żywności. Zostały jednak powtórzone i po raz kolejny dowiedziono, że barwniki i konserwanty sprzyjają rozwojowi nadpobudliwości dzieci, sprawiają, że mają one problemy z czytaniem i koncentracją. Te substancje są po prostu odpowiedzialne za zespół ADHD - przekonuje prezes Stowarzyszenia Ochrony Zdrowia Konsumentów.

- Barwniki i bardzo popularny benzoesan sodu wpływają także na rozwój alergii i astmy. Wielu moich pacjentów, którzy odstawili "kolorową” żywność, cieszy się dziś lepszym zdrowiem i samopoczuciem - dodaje.

Producenci stosują sztuczki

Zdaniem specjalistów liczba dzieci mających kłopoty z nadpobudliwością mogłaby się zmniejszyć, gdyby zakazać producentom stosowania barwników. Parlament Europejski postanowił na razie zobowiązać firmy do umieszczania na etykietach nie tylko symboli "E-dodatków”, ale też informowania o "możliwym niekorzystnym wpływie na aktywność i zdolność koncentracji u dzieci”.

- To nie poprawi sytuacji - uważa Marek Szczygielski, wojewódzki inspektor jakości handlowej artykułów rolno-spożywczych w Bydgoszczy. - Producenci mają swoje sztuczki. Na etykietach, obok tej informacji, umieszczą na przykład duży znak graficzny. I to on będzie przykuwał wzrok konsumenta. Pewnie zagrają też kolorami, żeby napis był jak najmniej widoczny, a produkt mimo wszystko bardzo atrakcyjny.

Szczygielski przyznaje, że producenci często stosują nieuczciwe praktyki. - Wykorzystują barwniki, ale nie chcą ich tak nazywać. Badamy właśnie przypadek firmy, która w składzie podaje zaciemniacz do pieczywa, a tak naprawdę jest on barwnikiem. Producent wprowadza więc konsumenta w błąd.

Boją się spadku sprzedaży

Kujawsko-pomorscy przedsiębiorcy przyznają, że nie zdecydowali jeszcze, czy umieszczą informacje na etykietach, czy też zrezygnują z barwienia żywności. - W obu przypadkach może znacząco spaść nam sprzedaż - tłumaczą.

- W podjęciu decyzji powinni pomóc producentom konsumenci - mówi dr Zbigniew Hałat. - Im mniejszy będzie popyt na żywność z "E-dodatkami”, tym mniejsza będzie podaż. Jak informuje Andrzej Sanderski z biura prasowego Parlamentu Europejskiego rozporządzenie dotyczące "E-dodatków” wejdzie w życie prawdopodobnie jesienią tego roku. - Producenci będą jednak mieli od tego momentu 18 miesięcy na przygotowanie nowych etykiet.

Źródło: www.pomorska.pl

Wkleiłam tu całość tego artykułu bo może to nie każdy przeczytał chyba to zresztą jeszcze z zeszłego roku, niemniej temat jak najbardziej na czasie.  Ale w takim bądź razie co w ogóle jeszcze jest bezpieczne, bo dziś włosy stanęły mi na głowie jak słyszałam raport o wodach mineralnych. Podobno jedynie wody przeznaczone dla niemowląt tak naprawdę nadawa-ją się do picia. Nawet uran jest w tych wodach który uszkadza nam nerki.

sobota, 9 czerwca 2012

Trochę prywatnie tu dziś


Lecą mecze mistrzostw , a ja mam cichuteńko w domu , bo moi (córka z zięciem i dwójka maluchów)się dziś już przeprowadzili do swojego nowo wybudowanego domu.
 Krzyki moich męskich kibiców(męża , brata, i naszego zaprzyjaźnionego sąsiada )i ja kiedyś miałam.
Dawne to już dzieje.
 Jeszcze jak mieszkaliśmy w starym rodzinnym domu.( zanim się tu wybudowaliśmy ).
To wtedy,w ten 1974 rok, ja żadnym kibicem nie byłam,a i piłka kompletnie mnie ciekawiła.
Wówczas, mój teraz najstarszy syn miał  5 latek i był jeszcze naszym cudownym jedynakiem, a ja w tym czasie już byłam w ostatnich tygodniach przed urodzeniem mojego drugiego dziecka.To miała być Magdalenka,no i urodził się( po pierwszym rozczarowaniu) jednak najukochańszy drugi syn  Tomek, moja uzdolniona wszechstronnie złota rączka. Za to  córka mojego syna Tomka to Magdalenka, straszliwie rezolutna wesoła jak skowronek zawsze śmiejąca się 3 letnia dziewuszka. a wracając do piłki to
pamiętam, że w tamtych odległych już bardzo latach mieliśmy świetną drużynę piłkarską.
 Ale,ale, poczekajmy,bo  teraz puki piłka się kręci wszystko jeszcze jest przecież przed nami. Sprzątam dziś po młodych moją kuchnię. Już od 4 rano nie śpię i piję moją drugą kawę.Powoli sobie swoje życie na nowo ułożę tu bez nich.Trudno, taka kolej życia.  Może to dziwne, nie grozi mi syndrom pustego gniazda i nie będzie mi ich  aż tak brakowało brakowało. Wystarczy mi ich wizyta tak od czasu do czasu. A jak mnie będą potrzebowały to przecież wiedzą że na mnie mogą liczyć , choć odwrotnie, to mnie w tym mocno ostatnio  rozczarowali.

środa, 6 czerwca 2012

Całun z Manopello


CAŁUN Z MANOPELLO Czy tak wyglądał Jezus?



 Pośród wzgórz Abruzji w pięciotysięcznym Manopello  w malutkim kościółku kapucynów na 400 lat został ukryty niesamowity obraz.Obraz  Świętego Oblicza. Tkanina z wizerunkiem Jezusa, która – w opinii wielu ekspertów – jest płótnem pogrzebowym Chrystusa z jerozolimskiego grobu. Czy tak wyglądał Jezus?



Najstarsze pisane świadectwa o tym cudownym obrazie pochodzą z VI w. Nazywany był różnie: „Mandylionem z Edessy”, „pierwszą ikoną”, ale najczęściej „chustą Weroniki”. To oficjalna nazwa relikwii w Watykanie. W średniowieczu powstało opowiadanie o św. Weronice, ocierającej chustą twarz Chrystusowi podczas drogi krzyżowej. W rzeczywistości nie było żadnej kobiety o tym imieniu, „weronika” jest zbitką słowną „vera eikon”, znaczącą „prawdziwy obraz”. 

Po dziś dzień nikt nie potrafi wyjaśnić, w jaki sposób wizerunek ten powstał, co więcej: nie umiemy wytworzyć podobnego wizerunku na bisiorze. Dlatego nazywany był również „acheiropoietos” – obrazem nie ręką ludzką uczynionym. 


Czym jest całun z Manopello ?Obrazem. Portretem, co nie jest ani fotografią, ani rysunkiem, ani malowidłem? Jest wszystkim tym na raz. Do tego jakby hologramem. Jezus patrzy z poprzez cieniutką, prześwitującą tkaninę zamknięta w dwie szyby .Tkanina to bisior, morski jedwab, cienki jak nić pajęcza, lecz wytrzymały jak azbest. Może przetrwać pięć tysięcy lat.

Gdy Jezus umarł, owinięto Go w lniane chusty pogrzebowe, a na wierzch nałożono chustę z bisioru.
„Piotr wszedł do wnętrza grobu i ujrzał leżące płótna oraz chustę, która była na głowie Jezusa, leżącą nie razem z płótnami, ale oddzielnie zwiniętą na jednym miejscu” – opisuje Jan wnętrze opuszczonego grobu Jezusa. Przedstawiony przez niego opis od dawna uchodzi za najwierniejszą relację wielkanocną. 

Według jezuity prof. Heinricha Pfeiffera z Uniwersytetu Gregoriańskiego w Rzymie (badacza chust pogrzebowych Jezusa), relikwia z grobu pańskiego trafiła do rąk Maryi, matki Jezusa. Po jej śmierci najprawdopodobniej chustę przejął św. Juda Tadeusz, nie tylko apostoł, ale i bratanek św. Józefa. Zatem jeden z najbliższych krewnych Jezusa.
Św. Juda Tadeusz ewangelizował na terenach historycznej Armenii, Edessy. I to tam w VI wieku odnaleziono w miejskich murach tkaninę. Trzydzieści lat później stała się największą relikwią Konstantynopola. O obrazie wspominali kardynałowie podczas II Soboru Nicejskiego w 787 r. podkreślali, że jest on dowodem na wcielenie Chrystusa. W VIII w. obraz znikł z pism bizantyjskich. Pojawił się natomiast w Bazylice św. Piotra w Rzymie. Od tego czasu stał się magnesem przyciągającym do Watykanu pielgrzymów z całego chrześcijańskiego świata. 


Kopie tego  Świętego Oblicza można było zamawiać u największych malarzy tamtych czasów, m.in. Rafaela, Tycjana, Belliniego, El Greco. To na ich, średniowiecznych dziełach przedstawiających Jezusa, widzimy twarz tego samego człowieka. Malowali Jego oblicze z włosami i oczami w kolorze orzechowym, lokami na skroniach, kosmykiem włosów na środku wysokiego czoła, długim i wąskim nosem, rozdzieloną na dwoje, rzadką brodą. 
Od pierwszego spojrzenia widać w niej znaną z wielu ikon Twarz Chrystusa. 

W 1628 r. papież Urban VIII wydaje pod groźbą ekskomuniki zakaz wykonywania jakichkolwiek kopii świętego obrazu, a wszystkie reprodukcje znajdujące się w Watykanie każe spalić. Przestaje też pokazywać obraz wiernym. Ponadto, na początku XVII w. nastąpiło gwałtowne odejście od rozpowszechnionego dotąd wzorca – tak jakby gdzieś zniknął. Od VIII w. do XVI w. na portretach Jezus zawsze miał oczy otwarte. Potem zamiast twarzy mężczyzny żywego na kopiach pojawiło się oblicze martwego. Wspomniany wyżej jezuita, profesor historii sztuki Heinrich Pfeiffer zaczął podejrzewać, że ktoś ukradł Chustę, a na jej miejsce podłożył kiepską kopię. Profesor twierdzi, że musiało to nastąpić w 1618 r., podczas przenoszenia relikwii do skarbca w nowo wybudowanej Bazylice Św. Piotra. 

W średniowieczu Chusta musiała być wystawiana na widok publiczny często, bowiem zachowało się wiele średniowiecznych przekazów dokładnie ją opisujących. Dziś, wystawiana jest tylko raz w roku. Podczas nieszporów piątej niedzieli Wielkiego Postu. Pokazywana jest jedynie przez chwilę, i to z bardzo daleka - z wysokiej loggii filaru św. Weroniki, wewnątrz której jest przechowywana, tam bowiem znajduje się skarbiec Bazyliki.

Oto jaką następną ciekawostkę w sieci dziś znalazłam. Ja o tym pierwszy raz czytam może i poza mną tu to kogoś zaciekawiNie zawsze mam coś ciekawego do tego by napisać własny post. Ale uwielbiam komentarze. Zawsze z mojej strony może są i zbyt obszerne, mogłyby nieraz być niestety oddzielnym postem. Pozdrawiam serdecznie wszystkich tu do mnie zaglądających i serdecznie zapraszam do komentarzy.

wtorek, 5 czerwca 2012

Bajka i nie bajka


Znalezione w sieci. 
Na dworze dziś u nas leje. 


Ta bajka to posiada również inny taki morał moim zdaniem,że nie warto być za dobrym. Ja pamiętam jeszcze takie czasy z PRL u kiedy chleb był tak tani że opłacało się go kupować na karmę dla zwierząt. Pewnie wielu ten darmowy chleb również w tym celu sobie pobierało.







Bajka o darze szczerego serca i złym prawie



Zbigniew Żbikowski
Kto w obliczu ludzkiego nieszczęścia
ogląda się za sposobnością czerpania
korzyści godzien jest najwyższego potępienia.

Prastare prawo natury

Razu pewnego w kraju, który dobrze znacie, szedł wędrowiec - mój przyjaciel. Skory do psot no i figli. Szedł on do pobliskich Rygli. Rygla to mieścina mała, w której znaleźć coś zamierzał, ale z tego się nie zwierzał, więc ja nie wiedziałem po co tam szedł. Ów wędrowiec maszerując, tupał nogą podśpiewując - i rytmicznie podskakując. Każdy, kto go widział wtedy zapominał swojej biedy - zapominał swoje troski, na ten widok niemal boski. Bo wesoły nasz bohater w sercu budził miły wiater, który, jak się często zdarza, humorem innych zaraża. Uszedł tak już wiorst on wiele - minął lasy, minął strumień, a na mostku - tam przy drodze - stanął on na jednej nodze i tak patrzył w bystre wody. Dziwił się prawem przyrody. Zachwycał się harmonią tego prawa. Zadziwiała go cała ta sprawa. Bo jakże się tu nie dziwić? Wszak cud to jest prawdziwy, że ptaki latają, bo skrzydła mają. Ryby dla ciągłej ochłody nie wychodzą wcale z wody. Psy szczekają, muchy brzęczą, a dzieciaki ciągle broją, no a inni coś tam jęczą...
- Jęczą?! - rzekł wędrowiec zaskoczony treścią swojej opowieści - Wszak wesoło być tu miało! Jakie jęki? Co się stało?
Gdy rozejrzał się uważnie, skąd te jęki docierają, to zobaczył kobiecinę, która smutno zawodziła. Podszedł do niej i zapytał:
- Co takiego cię spotkało? Czemu smucisz się tak strasznie?
- Oj, chłopaku, chłopcze drogi, rozbolały mnie już nogi. Idę przez te różne strony, nigdzie miejsca nie zagrzeję. Wiele złego mi się dzieje. Mój ty młody przyjacielu! Ja nie jadłam od dni wielu. Liście szczawiu są moją strawą. Z kałuż wodę piję, gdy pragnienie mnie przydusi. Zobacz jak ja sobie żyję. Ja nie mam się smucić?
Wędrowiec, gdy takie usłyszał słowa, poczuł, że pełna staje się jego głowa pragnienia, by ulżyć jakoś niebodze. Usiadł na ziemi przy drodze i rozwinął swój tobołek. A w tobołku skarbów wiele, bo bohater nasz nadziei pełny po uszy, sam w poszukiwaniu lepszego losu w świat ruszył. Był tam kozik dosyć spory, dwa kamienie na psy srogie, gdyby czasem zaszły drogę, no i pół bochenka chleba. Wziął ten chleb i dał kobiecie. Coś pomyślał o swej diecie, której pragnąć raczej nie chciał. Wdzięczność jaką wyraziła ta biedna nieboga, sprawiła, że dalsza wędrowca droga pełna była ogromnej przyjemności, z otrzymanego daru wewnętrznej miłości. W takim oto humorze wszedł on do miasta, a tam wielu innych biedaków zobaczył. Jeden o kulach, inny na wózku, a inny leżał rzucony w błocie. Gdy to widział nasz wędrowiec, przykro mu się zrobiło tak bardzo, że zamartwił się nad ludzi tych złym losem. 
- Ale cóż po największej nawet miłości, gdy człowiek sam biedny. Pewnie sam zagoszczę w rynsztoku najdalej za pół roku? - pomyślał i przeraził się swym losem, który niepewnym stał się już wtedy, gdy za serca ruszył głosem, by opuścić progi biedy. Bieda także jemu była doskwierała... A była to bieda niemała. 
Jednak zebrał w sobie siły i swych zmartwień się wyrzekał. Mimo biedy, dla ludzi był miły, więc się pracy wnet doczekał. A była to praca w piekarni, gdzie uczył się piekarskiego fachu. Często bywał w jadalni i zapomniał o wielkim strachu o dzień jutrzejszy i najbliższe lata. Mistrz swej córce go wyswatał i tak by się ta bajka skończyła, gdyby nie sprawa jedna niemiła. 
Nasz bohater miał w swej pamięci, jak się jego los odkręcił i nadal myśli pełna była jego głowa, by coś biednym ofiarować. Dlatego co dzień o poranku, na swego domu krużganku kosze z chlebem wynosił i każdego biednego na poczęstunek prosił, by chlebem się posilał nie płacąc ni grosza.
Minął rok jeden. Minął rok drugi... Nasz drogi altruista, choć nie brał kredytów, zaczął mieć długi. Bardzo go to zdziwiło, bo przecież dodatnie miał wszystkie bilanse, gdy księgi swoje prowadził. Podatki dochodowe do skarbu odprowadził, więc w przekonaniu, że to pomyłka, że problem już znika, do domu swego wpuścił komornika. Komornik, gość kusy, coś tam głośno krzyczy - przyjechał chyba specjalnie ze stolicy. Pewnemu swojej kariery podsunął pod nos jakieś papiery. W kwitach tych jasno napisane stało, że podatków było zapłaconych mało, bo policja podatkowa wykryła, że kwota VAT się gdzieś ulotniła.
- Jaki VAT? Wszystkie podatki płaciłem chętnie i o czasie - mówił te słowa bohater naszej bajki i jak ten głupi Jasiek trzymał się za głowę kręcąc nią z niedowierzaniem. 
- Jak to VAT jaki!? - komornik wrzasnął oburzony. - Jadły darmo chleb biedaki? Jadły? To podatek VAT państwu się należy? Nie zapłacisz - zgnijesz w wieży! 
Komornik maszyny i chlebowe piece zapieczętował rozpętując hecę. Wszyscy się w mieście od władz dowiedzieli, że piekarz przestępcą co zyskiem się nie dzielił. Oznajmiono całemu światu, że ów zbrodniarz nie płacił VAT'u. A że gawiedź to lud prosty i szary to zażądał srogiej kary. Tak oto w wielkiej gracji, władze użyły manipulacji, by na swoim postawić i dobrego człeka przed sądem rozprawić.
- I co się teraz ze mną stanie? Dlaczego to wszystko się dzieje? - płakał nieszczęśnik na żony łonie, gdyż czuł, że to już jego koniec.
Dnia pewnego do drzwi załamanego piekarza goniec zastukał. To się czasami zdarza. Stało się i wtedy, bo dalszy etap nadchodził biedy. Sąd wielce wysoki i łaskawy datę wyznaczył jego sprawy.
Sędzia, człek surowy, nakazał wymierzyć pięćdziesiąt batów za nie odprowadzenie VAT'u darczyńcy, który chleba ostatnią swoją kromkę podarował głodnemu, bez brania odeń zapłaty najmniejszej. Sędzia niewzruszonym pozostał na ten odruch serca i zażądał w imieniu państwa, by przyznał się do swego draństwa i rezygnując z oszustwa zamiaru pogodził się ze swoją karą. Uprzedził sędzia tego przestępcę, że jeśli jeszcze raz darmo komu chleb daruje, a VAT'u nie odprowadzi, to tak się zdenerwuje, że za kratą go osadzi. 
- Lata siedzieć w celi będziesz - z piedestału groźny sędzia mówił temu biedakowi - wybij sobie bracie z głowy, że to państwo ty oszukasz. 
W imię tego wyroku wleczonego jak zwierza przywiązano do pręgierza. Wymierzono wszystkie baty... Nie od razu, lecz na raty, żeby dłużej poniżony stał na mieście obnażony. 
Nasz bohater mocno się w życiu swym sparzył. Jemu już więcej się to nie zdarzy. Nie mógł dawać darmo chleba, chociaż taka jest potrzeba. A przez to biedni stracili, bo teraz w głodzie żyli. Ani pracy, ani chleba... Państwo o nich zapomniało. Nic od siebie nie dawało. 
Państwo nie bierze do swojej głowy, żeby ulżyć trudnemu losowi ludziom, którzy są w potrzebie. O czym mowa? Wszak to wiecie. Kataklizmy są na świecie. Ludzie cierpią... tracą domy. No i pomoc z każdej strony jest potrzebna niesłychanie. Szczodrzy ludzie, którzy pomóc groszem mogą, wysyłają różną drogą to co mają. Z serca dają. SMS'y wysyłają, by w ten sposób akcję wspomóc. I wiecie co dalej się dzieje? Największe i najbardziej podłe draństwo. Z podatku VAT nie potrafi zrezygnować państwo. A kto zyski czerpie z biedy i cierpienia, w straszliwą pijawkę się zmienia, która tylko dlatego żyje, że krew ofiar wszystkich pije. Niech to usłyszą ci wszyscy urzędnicy skarbowi, co łamiąc sobie głowy hołubią takiemu prawu, zamiast wrzucić je do stawu.
wu.

sobota, 2 czerwca 2012

Przysłowia na czerwiec



  • Od świętego Medarda (8 czerwca) czterdzieści dni szaruga.
  • Na święty Antoni (13 czerwca) pierwsza jagódka się zapłoni.
  • Na Elżbiety (18 czerwca) kiedy leje, złe latu robi nadzieje.
  • Gdy słońce w Raka (22 czerwca) z grzmotem wschodzi, to posuchę zwykle przynosi.
  • Na świętego Jana (24 czerwca) bywa Wisła wezbrana.
  • Już świętego Jana (24 czerwca), ruszajmy do siana.
  • Jana Chrzciciela (24 czerwca) już kwiecia wiela.
  • Gdy pada na Władysława (27 czerwca), letnia pogoda nie będzie ciekawa.
  • Gdy na Władysława (27 czerwca) deszcze, słota długo potrwa jeszcze.
  • Kiedy Piotr z Pawłem płaczą (29 czerwca), ludzie przez tydzień słońca nie zobaczą.
Zimno na dworze. Poszukałam przysłowia w sieci, i oto co znalazłam. A ten obecny front zimna który przechodzi teraz przez naszą część Europy ma na Zachodzie i u mnie w mojej rodzinie także znaną nazwę .
  1. Schafskälte  tz po naszemu owieczkom jest teraz zimno po wiosennych postrzyżynach. Prawie tak jak zimni ogrodnicy ten front atmosferyczny regularnie przechodzi przez Europę od niepamiętnych czasów. Mojej Mamie kiedyś w czasie czerwcowych przymrozków wszystkie pomidory w ogródku zmarzły.

piątek, 1 czerwca 2012

Smutny temat w tym Radosnym Dniu

(Test jest z sieci)
Eksperci ostrzegają, że w krótkim czasie możemy stać się jednym z najstarszych wiekowo narodów Europy. Pokolenie w wieku produkcyjnym (opłacające składki ZUS) - mniej liczne nawet o 40% będzie musiało utrzymać swoich rodziców.
W pierwszym dziesięcioleciu obecnego wieku liczba osób w wieku produkcyjnym przypadająca na jednego emeryta wynosiła ok. 4. W 2015 r. ta proporcja może spaść poniżej 3, 5, a w 2020 r. do poziomu – 2, 7.
 Po 2035 r. eksperci przewidują zaledwie dwie osoby w wieku produkcyjnym na jednego emeryta.
 Szacuje się, że już od 2038 r. na 1 emeryta będzie przypadało 2 ubezpieczonych, a w 2060 r. na 3 emerytów – tylko 4 ubezpieczonych.
                                                    ******************

Witam serdecznie w tym bardzo miłym dla nas wszystkich dniu,niestety z tak smutnym tematem .
Wpadliśmy w niezłą pułapkę,tak myślę, i chyba niewiele w przyszłości nam się zmieni.
Dla młodych zresztą u nas nie ma wielkiej przyszłości.
 Rodzą się nam dzieci mają u nas naszym ogromnym kosztem bardzo drogie wykształcenie,
 a potem inne, bogatsze od nas kraje, mają gotowe młode umysły i siły do pracy,
a nasze Państwo i my Starzy, tu pozostaniemy sami, bez pomocy na  dalszą przyszłość i na naszą starość.(-;

środa, 30 maja 2012

Zbliża się dzień dziecka

http://aord.republika.pl/wdziecznosc.htm





       








Powinniśmy być wdzięczne naszym dzieciom, że dały nam wnuki. Kiedy dzieci są już dorosłe, najczęściej opuszczają swoje gniazdo rodzinne, pozostawiając rodziców w osamotnieniu.
 Przychodzi jednak taki okres, że trzeba znów poprosić rodziców o pomoc. Praca, nadmiar obowiązków, stres. 
Prosząc o pomoc w wychowywaniu naszych pociech, wyzwalamy w swoich rodzicach „instynkt opiekuńczy babci”. 
Powinniśmy być wdzięczni naszym dzieciom za to, że są nieporadne, że zawracają nam głowę błahymi nawet sprawami. 
Zwariowane tempo życia, stres, ciężka sytuacja materialna, choroba doprowadza niekiedy nas do tego, że jesteśmy zrezygnowani.
 I tylko dzieci motywują nas do tego, że musimy żyć, musimy walczyć z chorobą, nie wolno nam się poddawać, bo mamy dla kogo żyć. 

Archiwum bloga