czwartek, 11 grudnia 2014

Święta Wielkiego Obżarstwa?

http://www.rozowaklara.pl/2013/12/swiateczne-obzarstwo_19.html





Dodaj napis



Obrazki z sieci
*****************************************************************************

W mediach pewnie znów będzie poruszana kwestia obżarstwa i ilości pacjentów, którzy trafili z tego powodu na ostry dyżur.

 Na portalach internetowych pojawią się poradniki jak oczyścić swój organizm po świątecznym obżarstwie, a na forach pojawi się wysyp wpisów przytyłam 5 kilogramów i jak to zrzucić do Sylwestra?

 Czy rzeczywiście można przytyć? Waga może podskoczyć do góry, ale nie przesadzajmy z tymi dodatkowymi kilogramami.

 Czy nie łatwiej zachować zdrowy rozsądek i odnaleźć sens Świąt Bożego Narodzenia niż tworzyć nową tradycję Świąt Wielkiego Obżarstwa?

****************************************************
(wikipedia)

Polska literatura kulinarna (np. Lemnis Vitry) podaje, że liczba gości w czasie wieczerzy wigilijnej powinna być parzysta (plus jeden talerz dla nieobecnych/zmarłych/niespodziewanych przybyszów/Dzieciątka). Natomiast nie ma zgodności co do liczby potraw: według niektórych źródeł powinna ona wynosić 12, zaś w innych podkreśla się, że winna być nieparzysta, generalnie 13 u magnatów, 11 u szlachty, 9 u mieszczaństwa. Te 13 potraw jest górną granicą. Ale według księcia J. O. Radziwiłła, można spróbować wszystkich ryb, które są liczone jako jedno danie.
****************************************************************************


Rorat z czasów przed 1945 roku w ogóle nie pamiętam, bo chyba nikt z dorosłych na nie z mojego domu rodzinnego nie chodził. Dopiero moja Babcia Anna chodziła ze mną na każde Roraty, ale to już były czasy lat pięćdziesiątych


U nas w domu( przedwojenne Gliwice) nie było sztywnego trzymania się tych rytuałów o których było powyżej w temacie  tego postu. Była zupa, potem drugie z karpiem w roli głównej i kompot, ale nie z suszu . Na białym obrusie, bardzo uroczyście z modlitwą ale bez opłatka (zresztą tak było u nas i na co dzień przy stole, czyli obrus i nie jakaś tam cerata, podwójne talerze , osobno kompotierki). Tylko pora była nietypowa, bo ten tym razem bardzo uroczysty obiad,(specjalne sztućce do ryby) był wigilijną kolacją.


Najgorszym dla nas dzieci zawsze jednak było to czekanie na dzwoneczek zwiastujący,że w pokoju zamkniętym na klucz pojawiło się dzieciątko, i zaraz będzie oświetlona choinka( prawdziwe woskowe świeczki) a pod nią upragnione prezenty. 


I makówki . Po dziś dzień nasz ulubiony przysmak wigilijny(obrazek z sieci)

W noc wigilijną kiedy byliśmy jeszcze małymi dziećmi , nikt z domu nie szedł na pasterkę. 
Do kościoła szło się dopiero w pierwszy dzień świąt, i w ten dzień  obowiązywał u nas uroczysty obiad, z pieczoną gęsią własnego chowu w roli głównej. 


Dopiero w drugi dzień świąt były u nas po południu odwiedziny naszych dziadków. Tak pamiętam czas Bożego Narodzenia z czasów mojego dzieciństwa.
 Do 1946 roku był jeszcze mój Tata, a po jego śmierci w 1947 roku( był internowany w lutym 1945 do Rosji i powrócił ciężko chory jesienią tego samego, miał  48 lat) już była  z nami Babcia Anna, bo Dziadek również  nie żył ,zmarł w samego sylwestra w 1945 roku po swoich 70 urodzinach.(19 grudnia skończył 70 lat).

O tym co się na czasy obecne w obyczajach w mojej rodzinie zmieniło napiszę juz innym razem....



14 komentarzy:

  1. Jakoś nigdy przez Święta nie przybywam na wadze... Raczej przed...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo to przecież nie przybywa nam sadełka od jednego dnia, ale przez ten cały przed, i po świąteczny czas Grażynko.

      Usuń
  2. No ale przecież z drugiej strony kobiety krytykują swoje synowe, że tym się nie chce robić wigilii i to one muszą narobić koryta żarcia.

    OdpowiedzUsuń
  3. Koryto żarcia brzmi fatalnie Cynia.. Wigilię robić to nie znaczy wcale u wszystkich ludzi na Bożym Świecie taka masa jedzenia, którą po świętach często się wyrzuca.A wszystko to ma mieć symbol religijny, bo 12 apostołów i opłatek, czyli łamanie chleba. Przecież jak już to Zbawiciel Świata urodził się w ubóstwie i na pewno nie mal 12 potraw w dnu swoich urodzin...ale podobno to jedzenie ma jakieś korzenie w pogaństwie naszych pradawnych przodków,,

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fatalnie brzmi i jest fatalne. W naszej kulturze kobiety dowartościowują się tym, ile komu żarcia zrobią, nic na to nie poradzimy. No i obowiązuje też zasada zastaw się a postaw się, żeby wszyscy (szczególnie ci nielubiani goście) wiedzieli jak u nas bogato. Bo "bóg w dom, gość w dom", więc czas świąt to okres goszczenia wszystkich, a nie tych, z którymi naprawdę lubimy spędzać czas. No i ten cudny zwyczaj, żeby w gości przyjeżdżać na głodniaka, żeby się nażreć za darmo ... yhhhh. Jestem wdzięczna, że mam małą rodzinę i po prostu możemy robić co chcemy, bo nikt nieproszony nam w gary nie zagląda, ale już od tygodnia słyszę komentarze kobiecej części pracowniczej. Dla nich święta to mordęga, bo wygląda na to, że chociaż pracują zawodowo, to niestety sprzątanie i gotowanie też głównie na ich barkach. No cóż, mam nadzieję, że te ich utyskiwania mi do końca świąt nie zepsują :)

      Usuń
    2. Moja rodzina z czasów mojego dzieciństwa,-jak powyżej napisałam to byli rodzice i nas dwoje dzieci, czyli mój młodszy brat i ja. Dlatego wspominam tamte święta jako święta wyciszenia i radosnego spokoju. Teraz jest podobnie w rodzinie mojego starszego syna, do którego jestem co rok zapraszana na święta. Ale blisko siebie mieszkamy i większość tych Świąt jestem trochę u nich, ale większość tu u siebie. Cieszę się juz na te Święta, w których jedzenie nie gra u nas pierwsze skrzypce, bo przecież juz czasy takie,że co jak co ,ale jadła teraz nie brakuje, wręcz przeciwnie.A moje młodsze dzieci,no cóż. Robią Święta pod dyktando partnerów wychowanych tak jak piszesz. Byłam jedynie raz na takiej ich Wigilii ,ale naprawdę cieszę się że więcej mnie nie zapraszają.. wolę to moje świętowanie.Cynia Pozdrawiam serdecznie

      Usuń
    3. No widzisz, ja przez te moje ciche święta w dzieciństwie też bardzo lubię święta wszelakie. Moja mama i babcia nigdy nie stękały, a ja z przyjemnością przejęłam ich niektóre obowiązki. Jedzenia robimy niewiele, w ostatnich latach w ogóle nie chciało nam się przygotowywać niczego wystawnego, a jeśli w tym roku robię krokiety i uszka sama, to po prostu z takiego powodu, że mam taki kaprys. Ze świąt lubię najbardziej rozmowy i południowe spacery. Mam nadzieję, że i w tym roku pogoda dopisze :)

      Usuń
    4. Na ogół pod choinka znalazłam książkę jako prezent, potem w święta zaszywałam się w jakimś przytulnym kąciku z ciekawą lekturą i pysznymi ciastkami i piernikami których na co dzień w tamtych czasach nie było.To były naprawdę wspaniałe święta, a przynajmniej ja je tak wspominam Cynia. A pogoda, no cóż, pożyjemy zobaczymy..

      Usuń
  4. Wigilia to również czas wspominania osób, zwyczajów, spędzanych świąt w dzieciństwie lub tych, które w jakiś szczególny sposób zapisały się w naszej pamięci, a z tym wiążą się też i serwowane potrawy... bo to każdy coś z własnego "gniazda" tu przywołuje. Dlatego mniej więcej, lub czasem odwrotnie, szykuję te "wspominki" w niezbyt dużych ilościach, co niestety w całości daje dość sporo, więc część zostaje do spożycia teraz, a reszta w specjalne pojemniczki – porcjami „na raz” i do zamrażarki, inne w słoiczki i do lodówki. Za to później mam przez długi czas wolne i mogę oddawać się spacerom, wyjazdom, i leniuchowaniu. Wiadomo przecież, że produkcja trwa długo, a konsumowanie krótko. A potem, kiedy zechcę, trochę odgrzanego, trochę świeżego i jadłospis w mig sporządzę. Z biegiem lat czas płynie coraz szybciej i z jednej strony szkoda mi go na stanie przy garach, zwłaszcza, że spora część tych potraw jest tzw. czasochłonna, a z drugiej – jakoś dłużej to wszystko teraz pichcę, czy co…?! Kiedyś pracowałam, zajmowałam się dziećmi, domem, zakupami etc. i wszystko na święta miałam zrobione – porządki i kulinaria, a teraz ten cały kram rozciągam w czasie. Fakt, że teraz nie padam ze zmęczenia, mam sporo wolnego, dostrzegam urok świąt… i chyba o to chodzi. Nie lubię świąt spędzanych tylko biesiadnie przy stole, a im bardziej jest on zastawiony, tym bardziej się nasycam już oczami. Nie chodzi tu o duże ilości tego jadła, ale o ich różnorodność. - Na wadze przybieram raczej wtedy, gdy coś mnie wkurza i zajadam problemy, albo z nudów! – Pozdrawiam serdecznie. Nina

    OdpowiedzUsuń
  5. Od kiedy schudłam prawie 10 kg, bardzo pilnuję by juz tak pozostało. Od kiedy idę na gotowe do starszego syna, nie muszę juz stać przy garach, bo nawet moja pomoc tam jest niepotrzebna, bo mój syn uwielbia juz tradycyjnie gotować w wigilię, i święta. Ale dobrze pamiętam te czasy PRL u kiedy po karpie stawało się w kolejkach na zewnątrz sklepu na siarczystym mrozie, nawet kiedyś karpie przywieźli po północy do naszego dzielnicowego sklepu spożywczego, i w kolejce zamienialiśmy się , mąż i mój małoletni wówczas jeszcze starszy syn. Dlatego teraz tak mi dobrze że już nic nie muszę hehe. Buziaki Nina

    OdpowiedzUsuń
  6. Na pewno Boże Narodzenie teraz inne niż za naszego dzieciństwa. Pod pewnymi względami lepsze, pod innymi gorsze... Ważne, by zawsze wśród najbliższych! Z radością i ciepłem...

    OdpowiedzUsuń
  7. I w zdrowiu, bo to chyba najważniejsze Grażynko...

    OdpowiedzUsuń
  8. Miła Uleczko! Kiedyś, pracując i mając 4 mężczyzn w domu, przygotowywałam duże święta, nie tyle, że bogate, ale większe ilości, bo od wigilii /z rodzicami 7 osób/
    + 2 dni świąt, trzeba było coś dać jeść. Tylko sprzątanie mnie dobijało, bo pracując nie zawsze miałam czas. A teraz staram się wszystko rozciągnąć w czasie i wiele rzeczy robię wcześniej i powoli, a sprzątam już nie tak perfekcyjnie .Zauważyłam, że teraz się mniej je, a na stole jest to na co nas stać...i też jest fajnie..wnuki rozrabiają /paczki są tylko dla nich pod choinkę/, byle było zdrowie i humor. Pozdrawiam Aga

    OdpowiedzUsuń
  9. U mnie zawsze byliśmy w szóstkę. Mąż ja 3 dzieci i teściowa tak na co dzień i od święta. Teraz jestem sama i to sobie bardzo chwalę może własnie dlatego, bo dość się w życiu natrudziłam. Aga ja się nawet cieszę że nie będzie u mnie odwiedzin tych mniejszych wnuków, bo będą w święta u rodziny mojej synowej i rodziny mojego zięcia
    To jest bardzo rozbrykana czwórka kiedy się razem spotkają, i to już nie dla mnie na dłuższą metę, choć są fajne dzieciaki i bardzo je wszystkie kocham. Cieszę się że do mnie zaglądałaś Aga. Buziaki serdeczne-;).

    OdpowiedzUsuń

Archiwum bloga