sobota, 13 grudnia 2014

Proszę o nastrój przedświąteczny- wiem ze dziś 13 Grudnia dobrze pamiętam ten dzień



Prawdziwa albo i nie ,
ale jak dla mnie bardzo pouczająca opowieść.

 Pozwólmy dzieciom wierzyć ,dopóki tylko chcą i mogą wierzyć.
Okrucieństwem jest człowiekowi zabierać jego wiarę.

 Miłego dnia wszystkim zaglądającym



Kilka dni przed Bożym Narodzeniem p. Gertruda rozpoczęła w klasie okrutną grę, która jej zdaniem miała zadać śmiertelny cios dawnym „przesądom”. Wycelowała jak zwykle w Anielkę.
„Dziecko – powiedziała – jeśli cię rodzice wołają – co czynisz?” „Przychodzę”. „Lecz wyobraź sobie, że oni wzywają twoją zmarłą babcię?” „Ona nie przyjdzie”. „A gdyby wołali Babę Jagę albo Czerwonego Kapturka?” „Nie przyjdą – to są postacie z bajki”. „Wspaniale! Zaraz zrobimy próbę. Anielko, wyjdź na chwilę z klasy!”.
Dziecko wyszło. A teraz dzieci – powiedziała nauczycielka – wołajcie ją głośno! Wszystkie razem! „Aniela! Aniela!” – krzyczało z całych sił trzydzieści dziecięcych głosów. Anielcia weszła.
„Widzicie więc moje dzieci. Jeśli ktoś jest przychodzi, gdy go się woła. A jeśli NIE ISTNIEJE nie może przyjść. Czy jeszcze któraś z was wierzy w Dzieciątko Jezus?”
„Tak…” – odezwało się kilka nieśmiałych głosów. „A ty Anielo, wierzysz jeszcze, że Dziecię Jezus cię słyszy gdy je wzywasz?”
„Tak, wierzę, że Ono mnie słyszy!” – powiedziała śmiało Anielcia.
„Bardzo dobrze! Zrobimy doświadczenie. Widziałyście, że Aniela weszła natychmiast, gdy ją wołałyście. Jeśli Dziecię Jezus istnieje, usłyszy wasze wołanie. Krzyczcie więc wszystkie razem bardzo głośno:” „Przyjdź, Dziecię Jezus!” Raz, dwa, trzy: wszystkie razem!
Dzieci spuściły główki. Zapadło kłopotliwe milczenie. Ciszę, w której zawisła trwoga dziecięcych serc, rozdarł szyderczy śmiech nauczycielki.
„Do tego właśnie chciałam was doprowadzić! Oto mój dowód! Nie ośmielacie się Go wołać, bo dobrze wiecie, że Dziecię Jezus nie przyjdzie. A jeśli Ono was nie słyszy, to dlatego, że nie istnieje – że jest tylko mitem!”
Onieśmielone dzieci dalej milczały. Ciężki argument p. Gertrudy, rozkrwawił im serca. Anielcia stała z mocno pobladłą twarzą. „Obawiałam się, że upadnie” – mówiła potem do ks. proboszcza jedna z dziewcząt. Nauczycielka wyraźnie rozkoszowała się zakłopotaniem dzieci.
Nagle Anielcia jednym skokiem znalazła się na środku klasy. Oczy jej płonęły. Zawołała:
- Dobrze! Będziemy Go wzywały! Słyszycie? Wołajmy wszystkie razem: PRZYJDŹ, DZIECIĘ JEZUS!
Wszystkie dziewczęta zerwały się. Stojąc ze złożonymi rękami, z sercami wezbranymi zaczęły krzyczeć:
- PRZYJDŹ, DZIECIĘ JEZUS!
Nauczycielka nakazuje przestać. Oczy ma utkwione w Anielcię. Nastąpiła chwila ciszy ciężkiej, jak konanie. Przerwał ją dźwięczny głosik Anielci: „Jeszcze wołajmy!” – „Był to krzyk, od którego mogły runąć mury” – opowiadała jedna z dziewcząt.
Nagle cicho otworzyły się drzwi. Wszystko światło dzienne zdawało się ku nim odbiegać. Światło rosło, olbrzymiało, wreszcie przekształciło się w ognistą kulę, która rozchyliła się i ukazało się w niej Dzieciątko tak zachwycająco piękne, jakiego jeszcze nigdy dzieci nie widziały. Dziecię uśmiechało się do nich, nic nie mówiąc.
Dzieci opowiadały potem , że obecność Dzieciątka napełniała ich serca niewymowną słodyczą i radością… że było ubrane w białą sukienkę i podobne było do słońca…
Promieniował z Niego taki blask, że światło dnia wydawało się przy nim nocą. Niektóre dziewczynki były oślepione tym blaskiem i odczuwały ból w oczach. Inne wpatrywały się swobodnie bez takiego przykrego odczucia. – Jak długo to trwało? – Dzieci nie umiały określić. Faktem jest, że „eksperyment” p. Gertrudy wraz ze zjawieniem się i odejściem Dzieciątka nie przekroczyły godziny szkolnej lekcji.
Dziecię nie przestawało uśmiechać się do dzieci. Następnie zniknęło w ognistej kuli, która zwolna roztapiała się. Drzwi same zamknęły się cicho. Dzieci zachwycone, uniesione radością, nie mogły wypowiedzieć słowa.
***********************************************************

11 komentarzy:

  1. Piękna opowieść Uleczko i do tego z przesłaniem. Wołajmy a będziemy wysłuchani.
    Pozdrawiam , serdeczności.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Komercja psuje nam nastrój świąteczno- religijny. Pozdrawiam Alinko-;)

      Usuń
  2. Piękna opowieść. Dzieci szczególnie są wysłuchiwane.
    Pozdrawiam serdecznie Uleczko :)))

    OdpowiedzUsuń
  3. Bo dzieci są niewinne i maja jeszcze czysta wiarę.. Pozdrawiam Aniu-;)

    OdpowiedzUsuń
  4. To piękna historia, dzieci powinny wierzyć w fikcyjne postacie, to im bardzo często pomaga. Inna sprawa, że nie należy się dziwić, gdy w pewnym wieku wiara w fikcyjne postacie zanika. A już karanie za to i zmuszanie do takiej wiary samo w sobie powinno być karalne.

    OdpowiedzUsuń
  5. Cynia zmuszanie do wiary brzmi jakoś dziwnie, nie uważasz? Albo się wierzy ,albo nie.O wiele dłużej od dzisiejszych naszych milusińskich wierzyłam że dzieciątko pod choinkę przynosi prezenty. Nawet kiedyś patrząc przez dziurkę od klucza wydawało mi się że je widziałam w takiej białej sukience w naszym salonie zamkniętym przez cały dzień dla nas na klucz. I pamiętam jak mi od tego czekania na tą chwilę kiedy wreszcie otworzą się te drzwi i zobaczę rozświetloną choinkę a pod nią prezenty, że od tego długiego nie mającego końca czekania bolał mnie brzuch .Może dlatego do dnia dzisiejszego ten czas trochę magiczny jest dla mnie czasem kiedy budzi się we mnie znów tamto dziecko z tech dawnych czasów mojego dzieciństwa...

    OdpowiedzUsuń
  6. Uleczko, jako dziecko wierzyłam w wiele rzeczy i był to magiczny, wspaniały czas. Z czasu tego się wyrasta. Z tego co pamiętam, przestałam wierzyć w Gwiazdora i inne mityczne postacie kiedy miałam ok. 10 lat i nie towarzyszył temu żaden smutek, bo był to proces zupełnie naturalny. Kiedy później moja babcia usiłowała mnie zmuszać do chodzenia do kościoła, kiedy ja chciałam oglądać "Robin Hooda" było to absurdalne zmuszanie, bo mojemu uczestnictwie we mszy nie towarzyszył żaden rozwój duchowy. Ja widziałam, że inni też się nudzą i że głównie rozglądają się kto w czym przyszedł ubrany. Trzeba to było raczej zostawić w spokoju. No ale ludzie dorośli chcą podtrzymać pewne dziecięce złudzenia gdy znikanie innych zupełnie im nie przeszkadza. To taka rzecz pod rozwagę.

    OdpowiedzUsuń
  7. Człowiek ma złudzenia tak długo jak żyje. I błądzi tak długo jak żyje. Bez wiary pewnie wygodniej jest żyć(można oglądać,,Robin Hooda" i nie tylko zamiast sąsiadów w kościele. Zawsze mamy na to własne tłumaczenia..Gdyby dzieci do niczego nie zmuszać i pozwalać im na takie ,,róbta co chceta," to jakby takie wychowanie miało konsekwencje.Życie jest bardziej brutalne w wymaganiach od tego czego od Ciebie wymagała Twoja Babcia Cynia...

    Nas dzieci wychowywał ks proboszcz z naszej parafii, bo większości dzieci z naszej parafii zastąpił ojca którego zabrakło bo byliśmy po wojnie sierotami powojennymi bez ojców. Kazał nam przychodzić w mroźne śnieżne zimy lat 40 i pięćdziesiątych na każde Roraty o godzinie za piętnaście 6 rano. I chodziliśmy Cynia . Nauczył na obowiązkowości i hartu ducha. To nie była tylko nauka wiary ale kształtowało nasz charakter i jestem Mu wdzięczna za to do dziś i nie tylko ja bo rozmawiam z ludźmi z tamtych czasów i myślą podobnie jak ja...

    OdpowiedzUsuń
  8. Myślę Uleczko, że to była też kwestia braku innych rozrywek. Ja wychowałam się w trochę innych czasach, poza tym wytłumaczeń potrzebują ci, którzy pytają. Nikt nie zadaje pytania czemu ktoś nie wierzy w św. Mikołaja. Natomiast zadają inne. A wiesz, co mówią ... głupie pytanie, to i głupia odpowiedź. Czemu nie chcesz iść? Bo chcę oglądać Robin Hooda. Co innego można powiedzieć, skoro ktoś domaga się powodu, a powodu nie ma, albo jest taki, że nie lubię nudy, a powtarzanie w kółko tego samego jest dla mnie po prostu nudne?
    Skoro dawniej ludzie byli wychowywani podobnie to i nic dziwnego, że myślą podobnie. Powszechność nie czyni prawdy. W końcu wojnę uczyniła powszechna zgoda na nią.

    OdpowiedzUsuń
  9. Cynia ta wymiana komentarzy dla Ciebie polega ; rację mam Ja, tylko nie wiadomo jaką, dlaczego i po co!

    OdpowiedzUsuń
  10. Raczej nie na tym, ale za to rozumiem, co czujesz.

    OdpowiedzUsuń

Archiwum bloga