Coś wyjątkowo pysznego Moczka wigilijna
Coś dziwnego będzie, coś czego nie spotyka się na zwykłych, wigilijnych stołach.
A to dlatego, że albo nie ma wiedzy, albo nie ma ochoty na przyrządzanie.
Jest to bardzo śląska potrawa, tak śląska, że niektórzy Ślązacy nie wiedzą, że jest.
Poważniej pisząc, bo mówienie tu raczej nie wypada, jest to dość tradycyjna potrawa,
jednak bardzo rzadko spotykana, ze względu na:
właśnie – albo nieznajomość przepisu,
albo niechęć do niego spowodowaną chyba różnymi odmianami owej (moczki),
które różnią się smakiem nawet bardziej niż jedyne, oryginalne wersje bigosu domowego.
Nazwa jest dziwnie brzmiąca i niewiele osób, które znam, a które znają potrawę, wiedzą skąd taka nazwa.
Bazą do moczki jest piernik, zwykły ciemny bakaliowy piernik.
Dziś można kupić „gotowca” w sklepach na Śląsku (nazywa się to: piernik do moczki), .
Ale dawniej, piernik twardy, zeschnięty, przed przygotowaniem moczki, moczyło się w niewielkiej ilości przegotowanej, letniej wody, tak by zmiękł całkowicie (moczenie i już się wszystko wyjaśniło), aby dało się go przetrzeć przez sito.
Po przetarciu przez sito kleista maź, która jest efektem, staje się podstawą do moczki. Dawniej, tak całkiem dawniej, klasycznie było też, by drugą bazą był wywar jarzynowy (z marchwi, selera, pietruszki, pasternaku), ale z tego, co wiem, jeśli ma być deser na zupełnie słodko, to taki wywar możemy sobie podarować.
Mając „wymoczony” i przetarty piernik, możemy się zająć kolejnymi składnikami.
Problemem jednak, jest podanie konkretnych ilości, z tego względu, że wszystko zależy od tego, jaki moczka ma mieć charakter;
ilość każdego składnika determinuje jej smak, aromat i konsystencję – jest w tej materii pełna dowolność, gdyż można uzyskać smak ciekawego nadzienia bądź też gęstego kremu bakaliowo-czekoladowego.
Moja wersja jest gęstym budyniem, jest to wersja optymalna, wypraktykowana przez moja babcię, a sprawdzona przeze mnie – dygresja:
Śląsk jest takim regionem, który można nazwać mikrokosmosem, Czesi, Polacy, Niemcy i Austriacy próbowali panować na terenach śląskich z mniejszymi lub większymi skutkami, które są widoczne w architekturze i…w kuchni).
Wybierając jedną wersję, moją, będą jakieś konkrety: 20 dag rodzynek, 20 dag migdałów, 20 dag orzechów włoskich , 20 dag orzechów laskowych, jedna gorzka czekolada, jedna łyżka kakao (opcja), litrowy słoik kompotu wiśniowego lub/i agrestowego (wiśnia rekomendowana, wiśnie bez pestek, można dać obydwa w dobranych przez siebie proporcjach), ½ kostki masła, 2-3 łyżki mąki, cukier, przetarty piernik, 100 ml wódki wyborowej (min. 45%, ale nie mocniej niż 50%), 10-15 dag śliwek suszonych (im mniej przydymione, tym lepsze), mogą być też morele z kompotu lub suszone, w ilości 10-15 dag, sok z jednej cytryny lub sok porzeczkowy,bądź kompot porzeczkowy. Rodzynki podgotować w niewielkiej ilości wody z cukrem, tak by zrobiły się miękkie.
Z masła i mąki zrobić złocisto-brązową zasmażkę, migdały sparzyć, obrać i posiekać drobno (albo kupić gotowe), orzechy również (laskowe obrać i pokroić w połówki), śliwki suszone również drobno pokroić.
Do dobrego garnka (grube dno, by się nie przypalało) wrzucić: wymoczony i przetarty piernik (ilość piernika określa konsystencję, im więcej tym gęstsze, średnia ilość to 30-35 dag suchego piernika ), ugotowane rodzynki (bez odcedzania, ale tej wody musi być naprawdę niewiele, tyle, by w czasie gotowania rodzynki były przykryte), zasmażkę, bakalie (śliwki, morele, migdały, orzechy), kompot wiśniowy/agrestowy, czekoladę i na małym ogniu pilnować, by garnek nabierał temperatury.
Mieszać trzeba praktycznie nieustannie, gdyż jeśli się przypali (a wcale o to nietrudno) to smak będzie zepsuty spalenizną.
Gdy zacznie dojrzewać do wrzenia, zdjąć z ognia i doprawić: cukrem, cytryną lub kakao, w zależności od tego jakie ma być – mocno słodkie, mniej, kwaśniejsze, czy bardziej kakaowe.
Po doprawieniu podgrzewać do momentu, aż zachce się moczce wrzeć i wtedy wlać wódkę, wymieszać dokładnie i zdjąć z ognia.
Taki oto przepis daje w efekcie konsystencję budyniu czekoladowego z mocną nutą wiśni, śliwek suszonych, rodzynek i delikatnym brzmieniem pozostałych bakalii.
Nie ma odpowiednika w żadnym innym regionie Polski, nie ma też innej okazji, by przepis ten wypróbować. Jest to przygotowywane wyłącznie w okresie Świąt Bożego Narodzenia,
*********************************************************************************************
Moczka
Moczka − śląska potrawa przyrządzana na Boże Narodzenie.
Przygotowywana jest ze specjalnego rodzaju piernika, migdałów, rodzynek, suszonych śliwek, suszonych moreli, gruszek, suszonych fig, orzechów laskowych i dużej ilości ciemnego piwa, w którym moczy się składniki. Zamiast piwa używano dawniej wywaru jarzynowego lub rosołu na łbach karpi.
Należy dodać, że w każdej części Śląska przepis na moczkę jest inny, głównie różni się on dodatkami ale podstawą moczki pozostaje piernik.
Z czasem przepis na moczkę zmieniał się, dziś można spotkać go również bez dodawania piwa, z dodatkiem owoców oraz kompotów tak aby moczka była słodka a nie przypominała zupy jarzynowej z owocami.
To z Wikipedii i ten u góry
taki przepis znalazłam na moim starym blogu, ale to wcale nie jest mój przepis na moczkę, bo moja moczka jest z regionu opolskiego, a przepis na moja moczkę jest bardzo stary, ale o wiele mniej skomplikowany i także juz nie taki jak to robiła prababcia z dodatkiem krwi z karpia i rosołu z głów ..
Podałam przepis na zupę z karpia. Otóż ta zupa była bazą dla moczki. Prawdopodobnie kiedyś był to sos z karpia po królewsku, ale to tylko moje osobiste podejrzenie.
Karpia potem robiło się w różny inny sposób, ale smak na sos pozostał i bardzo smakował na zimno i bez ryby,no i zrobiło się z tego zupełnie odrębne danie.
Karpia potem robiło się w różny inny sposób, ale smak na sos pozostał i bardzo smakował na zimno i bez ryby,no i zrobiło się z tego zupełnie odrębne danie.
Teraz ten kupiony piernik do moczki nie trzeba długo moczyć ani przecierać bo z łatwością się rozpuści w cieczy.
U mnie jeszcze jest jedynie wywar jarzynowy jako baza dla moczki, ale nie daję do niej rosołu z głów karpia, i nie jest to zupa u mnie, ale raczej taki korzenny o smaku piernika i suszonych śliwek pełen przeróżnych bakalii przepyszny deser o konsystencji budyniu, podawany jako deser na zimno..podobnie jak makówki..
A o makówkach napiszę jutro
********************************************************************************************
Oj dyskusja na temat moczki może byc ,,ciekawa" hehe skopiowałam jedynie po to by podkreślić to o czym powyżej tu napisalam..
U mnie jeszcze jest jedynie wywar jarzynowy jako baza dla moczki, ale nie daję do niej rosołu z głów karpia, i nie jest to zupa u mnie, ale raczej taki korzenny o smaku piernika i suszonych śliwek pełen przeróżnych bakalii przepyszny deser o konsystencji budyniu, podawany jako deser na zimno..podobnie jak makówki..
A o makówkach napiszę jutro
********************************************************************************************
Oj dyskusja na temat moczki może byc ,,ciekawa" hehe skopiowałam jedynie po to by podkreślić to o czym powyżej tu napisalam..
Gość: Jerzy
Nie chcę być złośliwy, ale to co przeczytałem w tych trzech opisach to nie przepisy na moczkę tylko na "wymoczkę". Tak wiem, że to różne części regionu i może ktoś coś gdzieś skąś zasłyszał, albo po drodze zmodyfikował bo coś w składnikach nie pasowało ! Jeden coś lubi, a drugi nie no i właśnie stąd różne unowocześnienia. Sam słyszałem kilka dla mnie akurat dziwnych przepisów, no ale to co zobaczyłem na Plesie przerosło moją wyobraźnię. Np. czereśnie w moczce, to katastrofa ! I jeszcze od sąsiada to jakaś szopka !?
Mój, a właściwie przepis mojej mamy na moczkę, która nauczyła się go od swojej mamy wygląda zdecydowanie inaczej. Smak tej tradycyjnej zupy wigilijnej jest niezmienny odkąd sięgam pamięcią, a moja mama gotuje ją już od 50 lat.
Nie będę teraz przedstawiał prawdziwego przepisu na to arcydzieło śląskiej sztuki kulinarnej bo już mamy po świętach, ale na przyszły rok chętnie podzielę się wiedzą na ten temat.
Tak jeszcze na marginesie to dodam, że te opublikowane przepisy to bardziej przypominają tzw. bryję, która też chyba była podawana w różnych częściach Śląska w czasie kolacji wigilijnej.
I jeszcze tylko uchylę rąbka tajemnicy bo sam od pięciu lat z dużym powodzeniem gotuję ten przysmak, że początek długiego wielogodzinnego gotowania zaczyna się od zrobienia wywaru z głów rybich, a konkretnie z karpia.
Szczęśliwego Nowego Roku dla wszystkich kucharzy i kucharek domowych i nie tylko.
Mój, a właściwie przepis mojej mamy na moczkę, która nauczyła się go od swojej mamy wygląda zdecydowanie inaczej. Smak tej tradycyjnej zupy wigilijnej jest niezmienny odkąd sięgam pamięcią, a moja mama gotuje ją już od 50 lat.
Nie będę teraz przedstawiał prawdziwego przepisu na to arcydzieło śląskiej sztuki kulinarnej bo już mamy po świętach, ale na przyszły rok chętnie podzielę się wiedzą na ten temat.
Tak jeszcze na marginesie to dodam, że te opublikowane przepisy to bardziej przypominają tzw. bryję, która też chyba była podawana w różnych częściach Śląska w czasie kolacji wigilijnej.
I jeszcze tylko uchylę rąbka tajemnicy bo sam od pięciu lat z dużym powodzeniem gotuję ten przysmak, że początek długiego wielogodzinnego gotowania zaczyna się od zrobienia wywaru z głów rybich, a konkretnie z karpia.
Szczęśliwego Nowego Roku dla wszystkich kucharzy i kucharek domowych i nie tylko.
Przypominam sobie, że kiedyś właśnie podawałaś przepis na moczkę. Każdy region ma własne przepisy, typowe tylko dla niego. Ale ogólnie kuchnia polska jest pyszna. Buziaczki ślę Uleczko :)))
OdpowiedzUsuńWszystko jednak zależy kto gotuje . Nie wszyscy mają taki talent. Smacznie gotować to nie lada sztuka. Jadłam kiedyś wyjątkowo paskudna grochówkę, a podobno gotował ja francuski kucharz hehe. Pozdrawiam Aniu dziękuję za ten komentarz, juz myślałam ze tu juz nikt się nie odezwie bo to takie dziwne śląskie jadło..
OdpowiedzUsuńNie wiem, czy miałabym ochotę na tę potrawę, ale cenię bardzo przywiązanie do lokalnych tradycji!
OdpowiedzUsuńNawet dla mnie ta potrawa długo była nie do przyjęcia, ale wszystko jest sprawą dobierania potrawy do własnego smaku, i może dlatego teraz tyle wariacji tej potrawy
UsuńTo jak nawet Ślązacy nie wiedzą o tej moczce, to co ja się będę martwić, że pojęcia nie miałam?????:-)))
OdpowiedzUsuńBuziaczki Uleczko!
Myślę że tu chodzi o tych nowych ,,Ślązaków "przybyłych na te tereny po 1945 roku,hehe. Buziaczki wzajemne-;)
OdpowiedzUsuńUleczko w życiu nie słyszałam o takim przepisie, nabrałam ochoty by w tym roku coś takiego zrobić, będzie niespodzianka. Dziękuję, zajrzę jeszcze z życzeniami.
OdpowiedzUsuńTen deser z wódka który ta kobieta nazywa moczką to na pewno moczką nie jest. Ale pewnie smacznym deserem. Pan Jerzy napisał to pod czym i ja się podpisuję bo to jest ta prawdziwa moczka, I ta druga wypowiedz właściwie idealnie pasuje do mojej moczki.. Pozdrawiam Alinko-;)
OdpowiedzUsuń