poniedziałek, 2 grudnia 2013

Świat dziecięcy dawniej i dzis widziany oczami babci

Ach te święta w towarzystwie ,,niegrzecznych" małych wiercipiętów
gify-babcie - babcia7877.gif



Pamiętam te spotkania rodzinno- przyjacielskie bardzo gromadne jeszcze w moim starym mieszkaniu, zanim się tu wprowadziliśmy do tego nowego na wysoki połysk.
 Tam to ci dzieciska mieli raj prawdziwy.
 Bo mogli nie zdejmując buty wchodzić i wychodzić do ogrodu,a w moim pokoju, gdzie stary jeszcze z moich panieńskich czasów był tapczan, a bliziutko niego stała stara mocno stabilna szafa, na którą z tego tapczana dawało się z łatwością dzieciskom wejść i urządzać z tej szafy skoki na ten tapczan.he he
 Jaki płacz był kiedy trzeba było się zabierać do domu.
 Jakie hurra usłyszeli rodzice dzieci, kiedy ich dzieciska dowiedzieli się że szykują się spotkania towarzyskie u Uleczki. Wszystko to się niestety  zmieniło.
 Bo w tych naszych pięknych meblach i wypucowanych na połysk podłogach ,nie ma przecież już miejsca na taki ,,wandalizm" dziecięcy.
A ileż to można w tym wieku siedzieć grzecznie przy zastawionym do przesady stole pełnym jedzenia, którego mamy i tak już nadmiar na co dzień. Trochę szkoda tamtych czasów w tym moim starym mieszkaniu. Teraz jest tam na wysoki połysk przepięknie urządzony dom starszego syna, ale niemile jest widziana wizyta z małymi dziećmi. Więc wspólne święta rodzinne odpadają bo jest czwórka dzieci w wieku przedszkolnym i nikt nie kwapi się robić wspólnych świąt. Zresztą w tym mnie nie wyłączając,bo ostatnio taką wredną babcią się zrobiłam . Nie daję juz rady sprzątać po takich wizytach dom nadający się prawie potem do remontu.

18 komentarzy:

  1. Uleczko, u nas podobnie jak u ciebie kiedyś- dzieci mają raj. Żałuję tylko, że nasze łoże małżeńskie nie ma jak kiedyś sprężyn, które zarwały nasze dzieci i wnuki już nie mogą skakać- jaka szkoda. Ale funduję im różne uciechy. Grzeczne dziecko to nie znaczy dziecko siedzące jak trusia i czyste jak opłatek. Nie przepadam za domami na wysoki glanc, są zimne. W domu mamy wielkiego psa i koty, wtedy dom żyje- pozdrawiam cię babciu Uleczko- babcia Adela

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszy mnie to czytać Adela że tak jest u Ciebie. Najwidoczniej są jeszcze domy dzieciom przyjaznym i super. Podobnie jest u rodziców ze strony mojej młodszej synowej. Ale tam jest dziadek który zabiera małe wnuki na spacer i zabawę na placu zabaw kiedy w domu żona szykuje jadło dla całej rodziny. Pomimo że przeszła chemię to jej trójka dzieci z rodzinami zwala się do ich mieszkania w bloku co roku na wigilię na gotowe. A Ona niestety choćby padła na twarz odmówić nie potrafi. Trochę jej pomagają młodzi ,ale spokojne święta inaczej wyglądają. Cóż każdy ma to co che mieć. A do wykorzystania dobroci babć zawsze są chętni. Trochę wiem jak się potem traktuje tych którzy już nie chcą albo nie potrafią.Pozdrawiam Serdecznie-;))

      Usuń
  2. Na nic nie zważaj. Rób swoje. Też wspominam. Łezka się ciśnie. I co ? Gdy się jest potrzebnym, z kasą i siłami - to tak. Jeśli nie - do komórki. Spokojnie, to jeszcze trochę. I po problemie. Babciu ~uleczko, dla mnie, tu na blogu jesteś cudowną, inteligentną, mądrą "kobitką" - z taką wiedzą i doświadczeniem życiowym ... dasz sobie radę ... powspominaj sobie te czasy, te mebelki, to urwisowanie ... zaś młodzi niech robią po swojemu ... niedługo i u Nich przyjdzie czas na refleksje ... zaręczam ... ja to już dostrzegam ...pozdrawiam ... :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Młodzi mają jakiegoś fiola na punkcie mieszkań ,tych wiecznych remontów i coraz to innego wystroju wnętrz. Niby narzekają na brak kasy, a widzę, że wywalają jeszcze zupełnie fajne meble,bo niby już niemodne, telewizory bo teraz płaskie i wiszące na ścianie, W salonie same kanapy i fotele, więc serwisy lądują albo w piwnicy, albo zupełnie się je wyrzuca, bo spotkania na ogół przy grillu latem, to jednorazowe nakrycia rozwiązują mycie. Ciach do kubła na śmieci i po sprawie. Długo powyliczać Andrzeju. Inne czasy nastały, i trzeba ich też rozumieć. Życie je szarpie na wszystkie strony z reklamami włącznie. Ale choć ich rozumiem,to i tak tego pojąć mi trudno, hehe. A od Twoich komplementów juz zaczyna mi się przewracać w głowie hehe. Pozdrawiam wzajemnie-;))

      Usuń
  3. Uleczko, u mnie też teraz są najazdy wnucząt / a to same przedszkolaki i żłobkowicze/ w sumie sztuk 6. na święta będzie tylko czwórka, z tym że ja zrobiłam bramkę na schody, bo za duzo mnie to nerwów kosztowało pilnowanie i gonitwa ich po schodach. Parter mam cały otwarty to łatwiej upilnować co robią. Środek salonu to klocki, autka, wszystko co się da do zabawy..niestety babcia nie pozwala skakać po kanapie i fotelach i słuchają mnie jak mówię, że nie wolno...zabieram po obiedzie wszystkich do dużego stołu w kuchni i malujemy, wycinamy opowiadam im, śpiewamy itp...ja bym tak dłużej z nimi sie bawiła, ale ode mnie zależy wydawanie posiłków i sprzątanie po nich, dlatego tez teraz kupiłam zmywarke, odpadnie stanie przy zlewie, czas poświęcę wnukom...żałuję tylko, że nie jestem młodsza jak teście moich synów, bo zdrowie nie pozwala na więcej....pozdrawiam Aga

    OdpowiedzUsuń
  4. A gdzie ich rodzice? To przywożą i zostajesz z nimi sama? Aga ja znam ten problem schodów. Ale tu u nas zawsze ktoś pilnował by się jakieś nieszczęście nie wydarzyło. Ale z takim najazdem maluchów w tej ilości to potrzebne są zdrowe nerwy. Wiem że Ty jako nie tak dawne ciało pedagogiczne masz sposób na ujarzmienie Twoich pociech. Jak ten czas leci. Pamiętam jeszcze dobrze jak się cieszyłaś z narodzin pierwszego wnuczątka. a tera jest ich juz szóstka. Mamy teraz po równo. Z tą jednak różnicą że u mnie dwójka starszych to juz dorosłe wnuki .Dawid juz po studiach i ma swoja pierwszą pracę, a Ola studiuje zaocznie jest na pierwszym roku i dorabia ale to raczej jej starcza na kieszonkowe a czesne w kieszeni rodziców. Masz racje co do młodszych dziadków. U mnie jest jeszcze gorzej, bo wiekiem juz mogłabym być ich prababcia niestety, Zdrowia i pociechy z tej gromadki wnuków Ci z serca życzę i serdecznie Cię pozdrawiam Aga z Sosnowego Lasu-;))

    OdpowiedzUsuń
  5. Uleczko, jak wspomnę swoje dzieciństwo, to było wesoło, fajnie w święta i rodzinne uroczystości, bo babcia i dziadek byli bardzo ciepli i serdeczni, ale nigdy nie mogliśmy hasać gdzie nam się chciało. Jakoś od małego mieliśmy wpojone, co wolno, a czego nie. Swoim dzieciom już pozwalałam na znacznie więcej, ale też z umiarem. Natomiast moje wnuki są bardzo grzeczne i dobrze ułożone. Nie hasają, nie psocą, lubią się pośmiać, porozmawiać, ale gdy tylko wstaną od stołu każde wyciąga książkę z plecaczka i siada w innym pokoju. tak było odkąd zaczęli czytać i tak jest nadal, mimo, ze to już prawie dorosłe dzieci. W gościnie są spokojne, ale u siebie w domu szaleją do woli. Syn urządził im w przyziemu wielki pokój do zabaw, do ćwiczeń, z kompletem sprzętów do rekreacji, gier, itp i tam się wyżywają sami albo z kolegami. Ja takich luksusów nie miałam, więc bawiłam się z bratem czym popadło. A w święta były kolędy śpiewane z babcią i mamą, lepienie bałwana, sanki i to wszystko. Ale mimo, że było siermiężnie, to wspominam ten czas z czułością. Pozdrawiam, Uleczko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z brata i mnie to aniołki były jak moja Mama zawsze nas przy innych wychwalała w swoich wspomnieniach z czasów naszego dzieciństwa. Chyba nie bez powodu, bo rzeczywiście dopiero dorastający brat zaczął sprawiać kłopoty wychowawcze, które moja Mama znosiła z wyjątkową ,przesadną moim zdaniem, wyrozumiałością.Zresztą tamte czasy do obecnych trudno jest porównywać. Jak tera widzę jak się zachowują dzieci w supermarketach to swoje sobie pomyślę o wychowaniu bezstresowym. I przyjść z takimi dziećmi w goście. No to wszystkiego dobrego gospodarzom tylko życzyć hehe. Pozdrawiam Azalia serdecznie

      Usuń
  6. Takie wariactwa w dzieciństwie urządzała moja siostra z bratem. a najgorszy był dyngus, kiedy to szaleli z wodą. Ja trochę się broniłam ze zwykłego strachu, chociaż na łóżka w sypialni też skalaliśmy z.......parapetu okiennego !!! To oczywiście pod nieobecność rodziców. O krawędź łóżka rozbiłam kość goleniową, i mama woziła 7 letnią dziewczynkę na wózku, bo nie mogłam chodzić. Po tym zdarzeniu bałam się wszelkich szaleństw. Gdy wnuki były małe, także po każdej ich wizycie bywał krajobraz po bitwie. Teraz jest spokój, porządek, i to mi najbardziej już odpowiada. Buziaki :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moje starsze wnuki to także juz pełna przyjemność kiedy przyjdą w gości. Wnuk juz nawet ze swoją dziewczyną. Ale maluchy to juz nie na moje nerwy, kiedy jest ich pełno w każdym kącie a pokoi u mnie przecież dużo i nie zawsze za nimi się chodzi. A taki duży dom to dla nich raj i fajny plac zabaw kosztem moich nerwów he he. Buziaki wzajemne-;))

      Usuń
  7. -- no to ja się już przyznam; sama jestem trochę jak dziecko , lubię pobawić się z wnukiem , czy poszaleć ze swoimi dziećmi. Ostatnio jak byliśmy na spacerze w pobliskim lasku brzozowym była wielka bitwa na liście , nieważne kto wygrał, ważne , że było fajnie... czasem tak dobrze poczuć się dzieckiem.

    OdpowiedzUsuń
  8. Bo jesteś jeszcze duzo młodsza Alu. Także uwielbiałam dawniej takie zabawy w naszym pobliskim lesie. Kiedy synowie byli mali i ich przyjaciele, to wspólne zabawy w pobliskim stawie(gliniance) i w lesie który mamy o rzut beretem blisko naszego domu. ale juz teraz nie w moim wieku, choć latem w moim ogrodzie czasem jeszcze także pozwalam sobie na różne z maluchami zabawy i wygłupy. Ale nie o takich,,szaleństwach jest mój post. Pozdrawiam serdecznie-;))

    OdpowiedzUsuń
  9. A ja lubię, kiedy moje wnuczki trochę poszaleją, będąc u mnie. Ulubioną zabawą starszej wnuczki jest skakanie z wysokiego oparcia kanapy wprost na podłogę. Boję się czasem, że zrobi sobie krzywdę, ale z drugiej strony, jak sobie przypomnę własne dzieciństwo, to stwierdzam, że byłam jeszcze bardziej szalona. To prawda, że potem trzeba sprzątać bałagan, ale w końcu mieszkanie jest dla ludzi a nie odwrotnie:))) Ściskam Cię mocno i pozdrawiam:-)

    OdpowiedzUsuń
  10. Puki zdrowie dopisuje Irenko miła. Ale po mojej chorobie już wolę spokój w moim mieszkaniu, a hasanie owszem latem w moim ogrodzie. A co do mieszkania to masz rację jak piszesz że dla ludzi hehe. Ale czasem to małe potworki i diabły wcielone z tych naszych rozwydrzonych milusińskich.Szczególnie jak na dworze zimno i energia je rozrywa w tych czterech ścianach. Pozdrawiam i ściskam wzajemnie. Miło mi że do mnie czasem zaglądasz-;))

    OdpowiedzUsuń
  11. Zawsze się bardzo cieszę! Jak przyjeżdża nasza ,,szarańcza'' i drugi raz, jak się za nimi drzwi zamykają... Bo jednak troszkę za dużo decybeli!

    OdpowiedzUsuń
  12. zapraszałam rodzinę z dziećmi i powiem tak - było różnie, jak to dzieci, ale przeważnie były fajne i mniej więcej wiedziały, co można a co nie. Problem barierki na schodach rozwiązywał często pies, jak się położył to pilnował;)) a p0za tym starsze dzieci pilnowały młodszych, aż trafiła się w rodzinie pani pozwalająca dziecku dosłownie na wszystko i skończył się dom przyjazny dzieciom - chłopak znęcał się nad zwierzętami, zniszczył nam dużo rzeczy, np włożył węża do samochodu i lał wodę i się śmiał, uderzył mnie kijem aż mi rozciął nogę a matka tylko jęczała nad nim "kochanie, co ty robisz, syneczku, tak nie można" i tyle jej reakcji. Kiedy powiedziałam, że nie chcę, żeby przychodzili obraziła się i mam spokój. Dodam, że wszystkie dzieci, które zabierałam na ferie i wakacje (siostrzenice i siostrzeńców bo ja mam jedynaka), są już dorosłe, piszą, przyjeżdżają, chwalą się swoimi dziećmi i przy każdym spotkaniu dowiaduję się, co wyczyniali, a o czym ja nie wiedziałam myśląc, że się grzecznie bawią. Dla nich są to najlepsze wspomnienia z dzieciństwa a ja naprawdę nie mogę na nich złego słowa powiedzieć, i bardzo się cieszę,że mi się wtedy chciało.
    Ale się rozpisałam! Miłego dnia!

    OdpowiedzUsuń
  13. Fajnie Klarko bo lubię takie posty. Dzieci są różne, tak jak i dorośli. Jeden pędzie przestrzegał w gościnie reguły dobrego zachowania a drugi zachowa się tak że zrobisz krzyżyk jak się pożegna. Moje dzieci to były straszne wiercipięty ,ale miałam to szczęście że mogłam je zostawić w domu kiedy wychodziliśmy w gości. Sporadyczne zabieranie owocowało więc grzecznym zachowaniem bo to był warunek. Także w sklepach nie pisnęli (moje wnuki zresztą podobnie siedziały cicho w wózeczku). Dużo zależy od dorosłych na co swoim dzieciom pozwalają. Miałam to naocznie jak widziałam co dzieci mojego młodszego syna wyprawiali kiedy je pilnowała mama mojej synowej. Kiedy są u mnie bez rodziców są grzeczne jak aniołki . ale w towarzystwie rodziców zupełnie są inne. Pewne siebie ,i co mi zrobisz bo tu jest teraz moja mama ,a ta mi pozwala a ty teraz nie masz nic do gadania. Ot i cała prawda. Pozdrawiam Klarko serdecznie

    OdpowiedzUsuń

Archiwum bloga