czwartek, 31 stycznia 2013

Jaki jest twój model wychodzenia z takiego dołka?

http://www.zyciejestpiekne.eu/index.php/lizanie-ran/




Można mówić, że życie jest piękne, a jednocześnie dodać wiele innych słów je określających – ciężkie, trudne, skomplikowane. I tak jest. Mamy ogromne możliwości i szanse, możemy zrobić w zasadzie, co tylko chcemy, ale często w trakcie robienia tego coś nie wychodzi.

Wszyscy to przeżywamy i na pewno wiecie, o czym mówię. Są momenty, gdy coś nie idzie, cały misterny plan wali się w gruzach, okazuje się, że nasz pomysł nie działa. Ja też tak mam. W takich chwilach mam ochotę, niczym kot, zwinąć się w kłębek gdzieś w kącie, obok jakiegoś ciepłego pieca, leżeć, nic nie robić i tylko lizać rany. Straszne uczucie – bezradność, chęć rezygnacji i brak sił. Co w takich chwilach robić? Stać się tym kotem.



Zdjęcie z sieci

Myślisz, że pieniądze rozwiążą twój problem? Spójrz na ludzi bogatych i zapytaj ich, czy są szczęśliwi. Oni ciągle muszą rozwiązywać problemy. W co zainwestować, co zrobić z kontrolą z urzędu skarbowego, co zrobić z niewypłacalnymi klientami, oszukującymi partnerami itp. Dla kontrastu spójrz na biedaka, który kręci się koło dworca i próbuje zebrać parę groszy. To jest dokładnie to samo, tylko wymiar się zmienia.

Krótko mówiąc, nigdy nie będzie idealnie. Zawsze coś się będzie sypać i psuć. Jeżeli przez kilka dni masz chwile spokoju, to znaczy, że czarne chmury zbierają się i coś przyjdzie. Ty masz ten problem rozwiązać.

Nie wszystko musi wychodzić. Wartościowe rzeczy nigdy nie leżą na srebrnej tacy gotowe na schrupanie. Czasem trzeba dostać po mordzie, upaść, poczuć smak przegranej, aby dopiero później coś zdobyć.

Aż w końcu przychodzi ten dzień. W mózgu coś się przestawia i włącza się drapieżca. Ten leniwy i zraniony kot podnosi się z rozgrzanego pieca, napręża kręgosłup, prostuje uszy. Patrzy w stojący obok dzbanuszek i widzi swoje odbicie. Zwykły dachowiec przemienia się w prawdziwego lwa. Wylizał swoje rany i jest gotów walczyć dalej. Zrozumiał, że na pewnych rzeczach jednak mu zależy, i chce dalej o nie walczyć. A te rany i niepowodzenia tylko go wzmocniły. Zeskakuje na ziemię i, machając wesoło ogonem w lewo i prawo, idzie po swoje.



A wy jak rozwiązujecie kryzysy wiary w to co robicie? Jaki jest twój model wychodzenia z takiego dołka? 


                          *************************************

Mądre te teksty no nie?  Dosyć !  Straszne uczucie – bezradność, chęć rezygnacji i brak sił. Słoneczko świeci i śniegi na polach giną. Jeszcze nie idzie upragniona wiosna,luty przed nami ale zawsze to bliżej niż dalej.

 Zwykły dachowiec przemienia się w prawdziwego lwa. 


Wylizał swoje rany i jest gotów walczyć dalej. Zrozumiał, że na pewnych rzeczach jednak mu zależy, i chce dalej o nie walczyć. A te rany i niepowodzenia tylko go wzmocniły. Zeskakuje na ziemię i, machając wesoło ogonem w lewo i prawo, idzie po swoje.

Ach w ramkę to sobie chyba wkleję he he.  Kuśtykam od dziś po swoje-;))


26 komentarzy:

  1. Planuję,zawsze zabezpieczam tyły na wszelki , wpadam w dołki kontrolowane...
    Ale minęło trochę czasu w moim życiu zanim taki schemat opracowałam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dołek kontrolowany? Musze się zastanowić. ale u mnie to nie zawsze działa, bo chyba bywają dołki których przewidzieć się do końca przecież nie da(-;

    OdpowiedzUsuń
  3. Daje sobie czas... Wszystko przychodzi i odchodzi w swoim czasie i jest CZAS na wszystko... Jednego tylko trzeba: przyjmowac i isc dalej!
    Serdecznosci
    Judith

    OdpowiedzUsuń
  4. Tylko z tym przyjmowaniem wszystkiego co się nam nie podoba to nie taka prosta sprawa. Przeciez wszystko się w nas buntuje. Na zewnątrz można zagrać dzielna ale bywają załamania i wielki wszechogarniający nas strach Taki drastyczny przykład Jezus o Ogrójcu Serdeczności wzajemne-;)).

    OdpowiedzUsuń
  5. Liczę na to, że Dobry Bóg nie obarcza człowieka programem ponad jego możliwości. Jak dotąd w moim przypadku tak było, i zawsze proszę Go żeby tak zostało.
    Jak to matka, bardziej niż o siebie martwię się o dzieci, kiedy im jest dobrze to i mnie. Ściskam cię Uleczko- Adela

    OdpowiedzUsuń
  6. Czasem jednak to trochę ponad ,Przynajmniej tak się nieraz człowiekowi wydaje Adela.I niejeden przez nadmiar cierpienia nawet swoją wiarę utracił. Niektórych ze słyszenia i z mediów pooglądanych tragedii nawet trudno sobie mogę wyobraźić. Przy nich to moje, to błahostka, a też mi niełatwo przecież jest, i w przeszłości także nie było. (-; Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trudno się z tobą nie zgodzić Uleczko- są cierpienia ponad ludzką miarę, a jak mówi moja koleżanka- zna wielu, którym całe życie przeszło łaskawie i żartuje, że widocznie sobie zasłużyli... Dobranocka- A.

      Usuń
    2. Widziałam cierpienia maleńkich dzieci w szpitalu chorujących na nowotwory i na bezsilne uczestniczenie w tym wszystkim rodziców tych dzieci. Zmieniłam się od tego czasu Adela. Mój wnuk jak narazie pokonał białaczkę , choć (odstukać ) w tej chorobie bywają nawroty. I ten utajony strach siedzi w nas , choć nikt głośno o tym nie mówi.Ci którzy jak piszesz przez cale życie idą bez większych trosk może nawet nie zdawają sobie do końca sprawę jaki fantastyczny los wygrali od życia. Pozdrawiam Adela, Dobranoc

      Usuń
  7. Jak Adela w sytuacjach, które mnie przerastają, godzę się z wolą Bożą. Widać tak miało być. Ale generalnie, raczej jestem usystematyzowana, pewne sprawy dotyczące życia po prostu planuję. Nie umiem i nie znoszę żyć z dnia na dzień, jakoś to będzie. Potrzebuję komfortu życiowego na miarę możliwości. Największą troską jest dla mnie troska o moich bliskich, o ich zdrowie i pomyślnośc. Cóż, nie zawsze mam na to wpływ, młodzi żyją szybko, nerwowo i w stresie. A osobiste doły z reguły musze wypłakać. Na szczęście są rzadkie i krótkotrwałe. Byle do wiosny, Uleczko, byle.....Całuję |:)

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie zawsze i nie wszystko da się zaplanować. Zdarzaja się nieszczęścia które spadają na człowieka jak grom z jasnego nieba Aniu. Przeszłam jako dziecko te tragedie wojenne. I może dlatego mam trochę inny bardziej wyczulony pogląd na nieszczęścia które nas mogą (oby nie ) dotknąć i wówczas radzenie sobie to dopiero wyzwanie od losu. Nie każdy potrafi. Są samobójstwa bo przerastają człowieka(-; Pozdrawiam Aniu serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  9. Witaj
    Uleczko, zaliczałam i ja wiele "dołów" i wiesz, co Ci powiem? sama z nich wychodziłam. Bo, to ważne, aby się zawziąć, wybrać lepsze rozwiązanie, nie krzywdzić przy tym nikogo.
    Nie obeszło się bez łez, cierpienia, ale... w końcu wyszło się na prostą.
    Buziaczki ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Są doły z których się samemu wychodzi Bożenko ,jesteś bardzo dzielna osobą i można tylko pogratulować. Te inne z których samemu trudno wychodzić oby los do końca życia tobie i twoim bliskim zaoszczędził. Uściski serdeczne-;))

      Usuń
  10. Uleczko najlepsza jest na takiego dola dlon ukochanej osoby, albo nawet sama swiadomosc jej obecnosci wszaa milosc czyni cuda.Pozdrawiam Cie z trasy do Polski obecnie juz Wroclawia, gdzie odwiedzam mame. Pozdrawiam-Kormoran

    OdpowiedzUsuń
  11. Masz rację ze w takich momentach przyjazna dłoń bardzo się liczy. Pozdrowienia dla twojej Mamy i dla Ciebie Kormoranie miły. Szczęśliwej jazdy i miłego pobytu w rodzinie ci życzę-;))

    OdpowiedzUsuń
  12. Kochana Uleczko! bardzo mi przykro,że tak sporadycznie zostawiam komentarz u Ciebie Kochana,mam tyle problemów z Mamą,że głowa mała....Od poniedziałku przebywa w szpitalu,serducho nie wytrzymnałi po wizycie duszpasterskiej,czyli kolędzie,czekając na tego darmozjadcę przez 2 godziny,serducho i nerwy oszalały u 86-Mamę do szpitala.Jutro już wyjdzie do domu,ale temu basibrzuchowi jak mi Bóg miły nie daruję.Po niedzieli idę na skargę do proboszcza i powiem,że nigdy niech moja rodzinę omijaja szerokim łukiem.Przykro mi,że taki drastyczny post zamieszczam naforum,ale nie? Moc serdeczności ślę ***alutkaI***

    OdpowiedzUsuń
  13. Wiem co to czekanie na kolędę z przeszłość i Alutko. Do nas i po 22 już kiedyś ksiądz przyszedł.Ale to nie zawsze jest wina księdza. Nagłe wezwanie do umierającego albo inne przeszkody. Przykro mi z powodu twojej mamy. Zdrowia życzę Mamie i Tobie kochana. Uściski serdeczne-;)

    OdpowiedzUsuń
  14. Uleczko, wszelkie zmartwienia nie byłyby takie straszne dla nas, gdybyśmy mieli właściwy stosunek do zdarzeń jakie nas spotykają. Skala nieszczęścia jest taka, jaką sobie wyznaczymy. Ja nie znam żadnych dołów, chandr, nawet jak mi się przytrafi coś przykrego. mogę być zła, wściekła, czuć żal, smutek, ale to trwa krótko, tyle ile była warta dana sprawa i szybko mija. Nie zdarzyło mi się zarywać noc przez zmartwienie. Nie znam tego. Zawsze i wszem powtarzam, ze gdyby martwienie się było w stanie rozwiązać napotkany problem, to martwiłabym az do skutku. Ale, że martwienie się jedynie rozstraja nasz system nerwowy, nadwyręża serce, osłabia nasze siły, zaciemnia umysł, przenosi się na rodzinę, to wykreśliłam je z mojego życia.
    Moja mama tak się zamartwiała byle czym. Nie spała po nocach, nie mogła jeść, a potem snuła się po domu z bolącą głową i herzklekotem. O, jak ja tego nie lubiłam u niej. Może dlatego od dziecka wypracowałam sobie swój własny styl. Pozdrawiam z deszczem.

    OdpowiedzUsuń
  15. Witak Azalia. Są takie zdarzenia którego psychicznie każdego może załamać. Różnie to bywa. Pamiętam takie zdarzenia z którymi bardzo trudno dawałam sobie rady a noce nieprzespane były także nieraz, i zapłaciłam także zawalem. Charaktery są różne. Masz to szczęście że nie odziedziczyłaś wrażliwość twojej Mamy. To nic miłego tak wpaść w dołek. Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  16. Uleczko, to nie tylko kwestia wrażliwości. To umiejętność radzenia sobie z problemami. Ja się tego nauczyłam, ale wymagało to długiego treningu. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  17. Z problemami to sobie także radzę Azalia, ale jakim kosztem to inksza inkszoość. (-;

    OdpowiedzUsuń
  18. Witaj:)
    Pierwszy raz na tym blogu ale się zaczytałam:) Masz rację dołki są potrzebne, dają nam ważne lekcje życia. Wydaje mi się, że czasem trzeba się w nich zatracić, poużalac się troszkę nad sobą ale tylko troszkę. Potem trzeba usiąść i postarać się przeanalizować sytuację. Najlepiej z kimś bliskim, kto spojrzy na sprawy życzliwie ale z pewnym dystansem. Nie ma takich sytuacji, żeby nie można było sobie jakoś poradzić. Kwestia jest tylko tego "jakoś" Pozdrawiam serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam serdecznie w moich blogowych progach . O tak , kwestia tego jakoś u każdego wygląda jednak trochę inaczej. Pozdrawiam serdecznie-;))

      Usuń
  19. JA mam na to jedno lekarstwo ,PRACA,PRACA,I JESZCZE RAZ PRACA

    OdpowiedzUsuń
  20. Bogusiu to zawsze jest jedna z lepszych możliwości, o ile tą pracę możemy mieć i siłę by ja wykonać. Niejeden chciałby nawet ciężko pracować a zdrowie już nie pozwala. zdrowia zatem życzę i serdecznie cię pozdrawiam-;))

    OdpowiedzUsuń
  21. Gdy wpadam w taki dołek chce być sama w tym momencie. Muszę przemyśleć przeanalizować wszystko. Kiedyś gdy świat mi się zawalił i w ciągu minuty runęło wszystko, gdy diagnoza o chorobie padła w okrutny sposób powiedziana- "wszyscy kiedyś umrzemy, pani trochę wcześniej niż ja"- to słowa lekarza. Najpierw był płacz, potem szukanie winnych i pytanie dlaczego ja? Potem była rozmowa z Bogiem a wlaściwie dialog ja mówiłam i pytałam- za co?
    Dzisiaj już mądrzejsza o doświadczenia, pogodzona ze wszystkim nie pytam Za co mnie to spotkało? dzisiaj pytam- PO CO MNIE TO SPOTKAŁO? Musiałam się zatrzymać, wyważyć co ważne a co ważniejsze i taka mądra przystąpić do walki z chorobą.
    Dzisiaj gdy wpadam w doł pytam - po co mnie to spotkało? Czego miało mnie nauczyć? Gdy już wyciągam wnioski na spokojnie idę dalej bo przecież nie zmienię tego czego zmienić nie mogę:) Pozdrawiam - axis

    OdpowiedzUsuń
  22. Witaj Axis. Właśnie. Są przecież różne dołki. Ktoś kto kiedyś wpadł i zwichnął sobie nogę, Może mieć to na oku i omijać podobne dołki. Ale co zrobić jak wiadomo że w tym dole trzeba będzie pozostać i tam jakoś się urządzić i patrzeć jak inni takie dziury w życiu nie mieli i jak ten lekarz bezpardonowo i bezdusznie potrafią jeszcze w ten dół kamienie rzucić. To takie niesprawiedliwe.Ja zupełnie z innego doświadczenia. Miałam kłopoty wychowawcze(bardzo poważne) z moim starszym synem i pamiętam jak pewne osoby chwaliły się swoimi synami ,i jak mi prawie serce przy tym pękało. Potem u jednej syn także potrafił wykręcić im numer, i przylecieli do mnie i do męża się wypłakać. Nigdy nie należy przeceniać naszej gładkiej drogi bo już za następnym zakrętem może czeka i na nas coś czego sobie nikt nie życzy i ja także nikomu nie życzę. Małgosiu serdecznie cię przytulam-;))

    OdpowiedzUsuń

Archiwum bloga