czwartek, 20 grudnia 2012

Pamiętam te ubogie powojenne wigilie,

http://czasnawnetrze.pl/mieszkanie-i-dom/inspirujace-wnetrza/12125-wiejska-chata-swiatecznie



Kiedy usłyszałam o zdjęciach mieszkań, pierwsza myśl jaka pojawiła się w mojej głowie to “hura, byfyje! ! !” Około dwóch lat temu koleżanka z pracy relacjonowała po weekendzie, co robiła w sobotę. Padło też “myłam byfyj”. No właśnie. Ale… co to jest byfyj… Brzmi jak coś dużego i masywnego. To taki śląski kredens. Aha, no właśnie, taki duży biały jak na filmach i zdjęciach.  No właśnie taki.
Byfyj w Muzeum historii Katowic. To typowo śląski mebel, wciąż jeszcze całkiem popularny. Popularne jest także związane z tym meblem zdanie demonstrujące odmienność śląskiej godki od języka polskiego:
“We antryju na byfyju stoi szolka pełno tyju.”
Tekst i zdjęcie z sieci . Ale taki sam kredens stoi u mnie na dole  w pomieszczeniu gospodarczym w spadku po mojej teściowej.






A to teraz taka nowoczesna już kuchnia. Bardzo w moim guście. zdjęcie z Muratora




Wspominam tamte dawne wigilie


 Czy wiecie,że wieczerza dawno temu była jedzona u nas z jednej misy; do dziś niektóre rodziny jedzą w ten sposób makówki. „Żebyśmy byli zawsze w kupie” -mówią. To  podobno wzmacniało poczucie wspólnoty, , jakie dominowało podczas tej wieczerzy. Misę stawiano na opłatku – jeśli się przykleił do dna, to dobrze wróżyło. Są w dalekich Alpach jeszcze takie miejscowości gdzie tak się jada i obecnie jeszcze w ten wieczór. Oglądałam to na filmie dokumentalnym o starych obyczajach świątecznych w Europie. 
A prezenty u nas na Śląsku przynosiło od zawsze Dzieciątko -  co to prawdopodobnie było nawiązanie do Trzech Królów, którzy składali hołd w Betlejem i przynieśli Dzieciątku dary. Ale niezupełnie ,bo wprowadził to Marcin Luter, który nie chciał mieć w kosciele świętych i przegonił je z ich kościoła,i także w tym św. Mikolaja. I tak to tu u nas wraz z tymi obrzędami zachodnimi dotarł ten zwyczaj tu do nas z Zachodu Europy, podobnie zresztą jak choinka.
A wyglądało to tak:
Najpierw, zawsze po wieczerzy, choćby w bardzo skromny sposób, rodzice obdarowywali  swoje dzieci, a dopiero od nie tak dawna upominki zaczęli sobie robić dorośli.  Prezenty były w przeszłości o wiele skromniejsze, bez wielkich zbytków  -  Jakieś tam słodycze, w większości czapka i szalik własnej roboty,  albo wystrugany przez kogoś z domowników konik albo gałgankowa lalka. Zanim upowszechniła się choinka,  prezenty były kładzione na parapecie albo dziecko wykładało na nie głęboki talerz lub swoją czapkę.
Pamiętam te ubogie powojenne wigilie, kiedy pod choinką ,wielką radością był talerz z piernikami własnej produkcji mojej mamy, no i właśnie ta nowa czapka,rękawiczki i szalik.
A potem w kościele widać było, wszystkie dzieci w nowych czapkach.

                                                    ***********************
Jest teraz 14 godzina po południu i umyłam jednak to okno gigant. Tak ładnie jest na dworze i cały brud widać było bez tych firan ze nie wytrzymałam  Wczoraj już sobie gotowałam grochówkę to także już i po obiedzie jestem a teraz mi tu oczy kleją i spać mi się zachciewa  po tym jedzeniu i po tej robocie.Ale jak ja się cieszę że sterydy pomagają i już ręce sprawne do roboty.Wczoraj dostałam jeszcze sterydy do 8 stycznia. Kompletny brak talentu lenistwa jest u mnie w moich genach. Ale co się dziwić, kiedy wszystkie baby w mojej rodzinie własnie takie były. Muszę sobie kawę zrobić. Jeszcze tu powrócę. Jak widać ostatnio wpisy dokonuje przez niemal cały dzień. Skoro tu taka sama jestem przynajmniej mam tu moja rozrywkę no i jakiś kontakt pomiędzy ludzki, bo w realu jakoś nikt dla mnie czasu nie ma. Chyba że już awaryjnie. Ale ja to rozumiem bo to takie wariackie czasy, i trzeba to przyjąć już za normę.

                                                           *********************
17, 44. Firanka wisi okno wypucowane ,,prawie  na błysk" nie licząc tych kilka smug które za firana i tak nie za bardzo widać  Ale ważne że już okno mam z głowy. Salon z brudnym oknem i bez firan to nie mogło być. Dobrze że samej dałam rady. Czyli nie jest jeszcze ze mną tak źle. 

14 komentarzy:

  1. O podobnych prezentach opowiadała moja Mama. Ja z dziecieństwa pamiętam zawsze jako prezenty książki, książki, książki..... Ważne, że czujesz sie juz lepiej, Uleczko, choc nie popieram Twojego rwania sie do mycia okna, do soboty mogłaś poczekac, aż wnuczka przyjdzie. Ja także /na szczęście !!!!/ nie mam genu lenistwa, bo to dla człowieka puste i bezsensowne życie. Ugotowałam kapuste na pierogi i do grochu. Dzisiaj będziemy ubierac choinkę, a od jutra do niedzieli gotowanie i pieczenie. Całuję, kochana Uleczko :)))

    OdpowiedzUsuń
  2. To teraz już przy zaparzonej kawie . Witaj Aniu w przerwie sprzątania. Okropna taka niemoc w rękach. Oby nie wróciło więcej i największemu wrogowi nie życzę. Książki to dostawałam pod jeszcze bogata w prezenty choinkę przedwojenną. Ale to były głównie bajeczki bo przecież byłam maleńkim jeszcze sześcioletnim dzieckiem.Musze wyszukać i zrobić zdjęcie z prezentami pod choinką,to może to jeszcze tu doczepię. Olka dopiero wieczorem by przyszła. Aniu to okno się przecież nie umyje jak już jest ciemno. Pozdrawiam serdecznie-;))

    OdpowiedzUsuń
  3. Jako rdzenny hanys, Uleczko, nieco się tu wzruszyłem! Pamiętam wszystkie moje Wigilie już od lat 50, te makówki, a potem te apluziny z paketu od ciotki Sztefy z rajchu! Tak wyszło, ze w przygotowaniu tej Wigilii jestem szefem kuchni i oprócz dań tradycyjnych podam też gorolskie: śledzie w śmietanie i karpia po żydowsku, bo to bardzo lubią moi bliscy!
    dziubeczki we pucele

    OdpowiedzUsuń
  4. Witaj Andrzeju. cieszę się że trafiłam u ciebie w tą naszą bliska nam strunę. Podobnie jak ty teraz mój starszy syn tak rządzi w kuchni wigilijnej u nich ku zadowoleniu jego nieśląskiej połówki (choć już tu na Śląsku urodzonej) Teraz też już u nich barszcz z uszkami i pierogi. Ale nasze śląskie jadło także. Śledzi się u nas w Wigilię jakoś nie podaje.Dziubeczek wzajemny-;))

    OdpowiedzUsuń
  5. Uleczko nie dziwię ci się, że umyłaś to wielkie okno, ja też jestem w gorącej wodzie kąpana- sama dźwigam, szarpię, bo nie mam cierpliw. czekać na pomoc. Ale mądre to nie jest ;-))
    Najważniejsze robótki już za mną, jeszcze jedno ciasto i takie końcowe porządki, a potem czekam na moich trzech muszkieterów. Ten jeden mądrala szykuje się podobno na szefa, to jestem ciekawa jak to nami będzie zarządzał ten 4-letni szefunio ;-)
    Ula, jak to dobrze że jest coś takiego jak lekarstwo- poradziło sobie z twoja dolegliwością. Trzymaj się zdrowo Uleczko! Adela

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Samodyscyplina Adela to u mnie tak mam we krwi

      Porządek robi się długo i mozolnie, za to bałagan robi się ekspresowo no nie?. Wystarczy w codziennym biegu rzucić kilka rzeczy w inne miejsce, a po kilku dniach dom znów wymaga sporo pracy. Dlatego, tak szczególnie ważne, aby w trakcie świątecznych porządków nauczyć się samokontroli. Nie tylko siebie, ale i wszystkich członków rodziny. No ale z tym to miałam zawsze problem bo to wszystko byli bałaganiarze. Mnie to weszło w krew to niezwykle cenna umiejętność . Dużo nie potrzeba – odkładanie rzeczy do szafy i wkładanie naczyń do zmywarki, to proste czynności, które pomagają mi opanować ten duży przecież dom.

      Życzę powodzenia i cierpliwości i nie rób wszystko sama, a Święta z pewnością będą piękne!Wierzę ci że się już cieszysz na tych ,,muszkieterów"

      Usuń
  6. Kiedyś taki kredens był w naszym domu :-)

    OdpowiedzUsuń
  7. Nawet na zachodzie u naszych sąsiadów jeszcze i dziś takie widziałam Moja przyjaciółka ma w kuchni taki a mieszka w Szwarcwaldzie. pozdrawiam-;))

    OdpowiedzUsuń
  8. Miałam taki kredens - tylko prawa strona była taka sama i po lewej, kolorek ecri, a może to tylko już biel była starawa. Dostałam go od kogoś, ale gdy się wyprowadziłam, miałam małą kuchnię, więc kupiłam segmentową, bo to od podłogi do sufitu isporo miejsca na wszystko.
    A prezenty pod choinką były właśnie takie, jak piszesz, mimo, że jestem ten chów powojenny. Zresztą długo dochodziliśmy wszyscy do tego przesytu, jaki dziś mamy. Ale co te dzieci zapamiętają, co będą wspominać, gdy świątek - piątek mają wszystko. One nie marzą o rękawiczkach... moja wnusia ma różnej grubości, w różnych kolorach. W takich sytuacjach myślę sobie, że kiedyś (a może i gdzieś dzisiaj?) były dzieci, które mogły tylko w święta najeść się do syta zwykłego chleba... Oj, ależ mi się zrobiło przykro. - I jeszcze "z inszej parafii" - cudna ta Wasza śląska mowa... tak fajnie sobie z Andrzejem rozmawiacie, szkoda tylko,że tak sporadycznie tu do Ciebie zagląda. Pozdrawiam serdecznie. Nina

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Te stare kredensy już wszystkie takie ecri Nina.Ten teściowej także jest już taki. a co do prezentów to chyba nie tylko na prezentach rzecz jest ważna. Bogato albo biednie to sprawa drugorzędna. Liczy się atmosfera tych dni .Zgoda i harmonia w rodzinie i to czy tak naprawdę wszyscy się kochają. Wówczas i dzieci będą wyczekiwały tej gwiazdki na niebie w ten tka piękny i jedyny wieczór w roku. Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
  9. No to jestem ugotowana Uleczko! Jo przeca marze o takim byfyju! :)) Urodzilam sie na Gornym Slasku Uleczko i od kiedy pamietam, zawsze w naszym domu byl taki kredensik. To urocza czastka mojego dziecinstwa. Przepraszam, ze skupilam uwage jedynie na tym kredensiku, bo marzy mi sie on w moim bieszczadzkim domu. Wierze, ze zdobede go, bo nie odstapie od mojego marzenia i juz :)))
    Pieknie pozdrawiam, zycze Ci pieknych, cieplutkich i przepelnionych miloscia Swiat Bozego Narodzenia. WESOLYCH SWIAT! :))

    OdpowiedzUsuń
  10. Witam Alenko w moich śląskich progach . Moja córka zawsze chciała ten kredens ale chyba nie ma go gdzie teraz postawić. Bo to jednak dosyć spory mebel. ale też wszystko co do przygotowywania posiłku było potrzebne w tym kredensie się mieściło. Pozdrawiam serdecznie-;)

    OdpowiedzUsuń
  11. Tyż mielim byfyja, choć my Kaszuby!I to jedyny mebel, którego mi żal...

    OdpowiedzUsuń
  12. Popularny więc nie tylko na Śląsku mebel. Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń

Archiwum bloga