środa, 19 grudnia 2012

Swiąteczne pyszności znalazłam w sieci


Przepis na  pralinki
od cioci Malwinki:


Świąteczne Pyszności



namoczone w rumie rodzynki
(czyli napite, bo ciagnely cala noc),
zeby mialy swoja (zbawcza) moc,
mieszamy z migdalami
odartymi ze skory
(jak swiety Bartlomiej,widok ponury)
zlamanymi na pol
(jak serce odrzucone, przez niewierna zone)
podprazone na zloty kolor (co sie nie swieci)
bez tluszczu, bo to zdrajca LDL cholesterol!
Nastepnie wrzucamy te
grzeszna ciala (bo sie migdala)
do rozpuszczonej (jak niektore dzieci)
bialej lub czarnej (bo my nie rasisci)
czekolady.
Nieprzyzwoite (bo pijaczki)
rodzynki i migdaly (bo daly)
zastygaja tak sobie
na zawsze,
az pochloniete zostana
przez ludzka paszcze.

Wiersz z sieci Autorka Megi
*****
Sympatyczny i prosty do wykonania przepis tych pralinek.


**********************************************************************************************
To zdjęcia nie z tego roku . Niestety okno jeszcze nie wypucowane, firana wyprana 10 metrów czeka na zawieszenie. Ta śmieszna mała choinka czeka w schowku na odświeżenie i prysznic. Od kilku juz lat oszczędzam sobie robotę strojenia. Jest straszliwie brzydka. Ale w tym wlaśnie jej urok. he he


14 komentarzy:

  1. Rzeczywiście bardzo prosty przepis :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prosty i już bez tego rumu rozweselający, hi hi Pozdrawiam Krysiu serdecznie-;))

      Usuń
  2. Porządki wprawdzie dla pań domu są bardzo ważne, ale najważniejsze jest zdrowie. Więc nie zważaj na to, że nie wszędzie błyszczy, to drugorzędna sprawa. Przepis dowcipny ;) Pozdrawiam, Uleczko :))

    OdpowiedzUsuń
  3. Wnuczka przyjdzie podobno w sobotę umyć te okna. Pozdrawiam Aniu cieplutko-;))

    OdpowiedzUsuń
  4. Ula, a ja właśnie samodzielnie upiekłam ciasteczka i jestem z siebie niesamowicie dumna:) Musiałam Ci się pochwalić:) Tak się zawsze boję pieczenia, ale wcale nie było trudno:) Uściski i zdrówka:) Ella

    OdpowiedzUsuń
  5. Witaj Ella. Gratuluję w takim bądż razie. Ciasteczka to zawsze jeszcze najpewniejszy wypiek. Pewnie teraz juz pięknie zaczyna pachnieć świętami w twojej kuchni. Pozdrawiam cieplutko-;))

    OdpowiedzUsuń
  6. A ja ciągle w pracy,nawet nie miałam czasu na wypucowanie okien.Dobrze,że niewiele ich mam,mieszkając w bloku:))Za to choinka ma dzisiaj do mnie przyjechać,żywa,w donicy.Tak mi sie w ub.roku spodobało mieć żywą,że kontynuuję.A ubiegłoroczna znalazła miejsce u rodziców,przyjęła sie i pieknieje,bo przez lato wyłysiała trochę:))

    OdpowiedzUsuń
  7. Witaj Reniu. W moim ogrodzie rosną takie choinki z doniczek obok siebie. Z Świąt 1999, i z 2000 roku. Ta druga gorzej się przyjmowała i jest przez to dużo mniejsza. Pozdrawiam cię bardzo serdecznie przy porannej kawie-;))

    OdpowiedzUsuń
  8. Ja swoje "wenecje" sztuk 4 + wenecja z drzwiami balkonowymi i 1 małe w łazience odpucowałam dość sprawnie, ale dziś się muszę jeszcze rozprawić z 3 sztukami na dole /takie 0,80x1,20m/... uświnionymi solidnie, bo to od spiżarki, garazowe i kotłowni! Ale jest plusowo i nie pada - damy radę! Wiesz jak to jest: oczy się boją, a ręce robią!
    I między chlastu - prastu podczytuję Ciebie i notuję przepisiki - świetne, dzięki bardzo.
    Muszę dziś poszperać, by oczytać się na temat pieczenia gęsi, bo mąż kupił takiego potwora ponad 5,5kg. Moja brytwanna mała i już nadszarpnięta zębem czasu, więc muszę coś namodzić, by na swoje wyjść. - Buziaki. Nina

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj Nina. Pogoda także mnie kusi by sie brać za te okna, tym bardziej że moje ręce powracają do normy przez te zażywanie sterydów chyba. Rozum podpowiada co innego, ale czy wytrzymam oto jest pytanie. Nina, ja tu sama mieszkam to sama pucuję. Ale u ciebie jest was więcej więc i okna poinni także inni czyścić a nie tylko ty. Za czasów kiedyśmy jeszcze kupą mieszkali nie czyściłam wszystko sama. A co do gęsi, to odtatnio dużo do kucharzy naszych zachodnich sąsiadów się naoglądałam w telewizji, i podpowiadają by gęś położyć w piekarniku na ruszcie i pod nią w rynience trochę wody, i tylko włączyć piekarnik max 150 stopni, a najlepiej tylko 120, i niech się tak w tej parze wodnej dusi po kilka godzin.(godz. na kg) dopiero pod koniec zwiększyć temperaturę i rumienić wedle potrzeby. Bez piekarnika moja babcia podobnie na piecu węglowym drób domowy dusiła powolutku a potem dopiero mocniej rumieniła jak widelec łatwo do mięsa wchodził. Buziaki-;))

      Usuń
    2. O.k. i będę próżyć, jak to mawiała babcia męża, czyli powolutku mięsko piec.
      A co do okien - niby tak, ale młodzi wyjeżdżają do pracy - ciemno, wracają - ciemno i po ciemnicy nici z mycia okien. Pewnie, że są wolne od pracy soboty i można było niby wcześniej, ale u mnie "po malowaniu", robotach elektrycznych itd. wszystko się przeciągnęło. A przede wszystkim nie dostrzegłam entuzjazmu do pracy u synowej i wolne soboty przeznacza bardziej dla swojej mamusi, ja zaś rogata dusza, bo nie poproszę, jeżeli sam się ten ón nie domyśla. Dałam radę i resztę mam w poważaniu! - U Ciebie widzę, że też Wenecja... fajnie to doświetla i budynek cały dobrze z nimi wygląda, tylko mycie daje popalić, ale to co jakiś czas. Buziaki. Nina

      Usuń
    3. Ech Nina. ty to jeszcze nasz tych lat przed tobą nie to co ja. U mnie jednak nie tylko już ta choroba powoduje że się szybciej męczę. Dobrze że chociaż odstawiłam od siebie już na dobre urządzanie u siebie uroczystości rodzinnych. Idę do młodych. Teraz ich kolej ja swoje już odpracowałam tej gestii.-;))

      Usuń
  9. Witaj Uleczko! Fajny przepis.Wierszyk sympatyczny.Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

Archiwum bloga