Przeżywanie i odczuwanie własnej niepełnosprawności i niepełnosprawności bliskich nam osób, bywa czasem trudne i bolesne.
Nie zawsze w takiej sytuacji potrafimy dostrzec jasne strony życia i cieszyć się tym, co mimo niepełnosprawności, jest nam dane i dostępne.
Nie zawsze w takiej sytuacji potrafimy dostrzec jasne strony życia i cieszyć się tym, co mimo niepełnosprawności, jest nam dane i dostępne.
Trudno jest poradzić sobie z uczuciami, jakie często towarzyszą codziennym problemom, wynikającym z ograniczeń, których nie da się przeskoczyć.
****************************
****************************
Właściwie nie ma jednoznacznych wskazówek,
które mogłyby pokierować zachowaniem chorego jak i jego rodziny,
bo każda rodzina kieruje się swoimi własnymi prawami, .
Najtrudniejsze dla chorego, ale w rezultacie i dla całej rodziny, jest to kiedy osoby nie
słuchają siebie,
nie respektują i kiedy każdy z członków rodziny podąża tylko za swoimi potrzebami.
******************
Trzy Złote Włosy. O zmęczeniu, starości i odnowie
TRZY ZŁOTE WŁOSY
Było to dawno temu, podczas głębokiej, ciemnej nocy—jednej z tych nocy, kiedy ziemia wydaje się czarna, a drzewa wyglądają jak zaciśnięte pięści wyciągnięte do nieba. Właśnie w taką noc szedł przez las samotny stary wędrowiec. Choć gałęzie drapały mu twarz, kłuły w oczy, oślepiały, cały czas trzymał przed sobą mały, dogasający kaganek.
Wędrowiec stanowił niesamowity widok — długie żółte włosy, krzywe pożółkłe zęby i zakrzywione paznokcie. Plecy miał przygarbione, jakby niósł worek mąki, a był tak stary i zgrzybiały, że skóra na twarzy, rękach i biodrach zwisała w luźnych fałdach.
Starzec przedzierał się przez las, wlókł się, chwytając gałązek, ledwie dysząc.
Stopy paliły go jak ogniem. Sowy w koronach drzew pohukiwały razem z jego skrzypiącymi stawami, kiedy krok po kroku posuwał się naprzód. W oddali migotało małe światełko; była tam chatka, ogień, przytulne miejsce, do którego zdążał. Kiedy podchodził do drzwi, jego latarenka już dogasała, a był tak wycieńczony, że upadł na progu.
Wewnątrz przed ogniem buzującym na kominku siedziała kobieta. Gdy tylko starzec pojawił się w drzwiach, podbiegła do niego, podniosła, objęła ramionami i przeniosła do ognia. Trzymała go w ramionach, jak matka trzyma dziecko. Siedziała i kołysała się z nim w fotelu na biegunach. Przesiedzieli tak całą noc — biedny, słaby starzec jak worek kości i silna, choć też wiekowa kobieta kołysząca go i powtarzająca, że już wszystko dobrze.
Przed samym świtem starzec zaczął młodnieć; był teraz pięknym młodzieńcem o gęstych, złotych włosach, silnych rękach i nogach. A ona dalej go kołysała.
Czas płynął, a młodzieniec zmieniał się w małego, ślicznego chłopczyka o pszenicznych złotych włosach.
O brzasku stara kobieta wyrwała szybko trzy złote włosy z główki dziecka i rzuciła na drewniane deski. Rozległ się dźwięk: tiiii, tiiii, tiiii.
A dziecko zsunęło się z jej kolan i pobiegło do drzwi. Odwróciło się do niej na chwilę, uśmiechnęło promiennie i wzbiło w niebo, by stać się błyszczącym, porannym słońcem.
************************
Wycinek bardzo mądrego tekstu który można czytać pod linkiem poniżej.
http://biegnaczwilkami.wordpress.com/tag/kultura/
Pop kultura stale karmi nas tym mitem wieczności: Nasza miłość będzie trwała na wieki. Możesz być wiecznie młody. Zawsze będę szczęśliwy, itd. Jednak im starsi się stajemy, tym częściej doświadczamy końców, rozstań, ruin i tym mocniej je przeżywamy. Prędzej czy później zdajemy sobie sprawę, że coraz trudniej jest się nam zaangażować na początku, bo już z tyłu głowy świta nam myśl, że ostatecznie i tak się to zakończy, a my będziemy musieli uporać się z kolejną stratą. Zakończenia stają się coraz trudniejsze do wytrzymania, a nadzieja na nowy początek robi się coraz bardziej nikła. Wyobraźmy sobie, że nasze uczucia są pieniędzmi: idziemy do banku, lokujemy je, a bank plajtuje. Trudno, zabieramy to, co pozostało i idziemy do innego banku. Lokujemy je z myślą o dobrym zwrocie, ale i ten bank bankrutuje. Idziemy do trzeciego banku, a on po jakimś czasie również upada. Czy należy się dziwić, że nie mamy ochotę na lokatę w czwartym? Uczucia to nasz duchowy kapitał. Jeżeli go tracimy, to jesteśmy cali wypaleni od środka i pragniemy tylko nie zostać ponownie zranionymi. Ktoś zresztą kiedyś zdefiniował miłość jako włożenie ukochanej osobie sztyletu w dłoń z nadzieją, że nas nim nie ugodzi.
**********************
Jak zawsze myszkowałam tu sobie po necie i czytałam ciekawe różne mądrości. Trochę tego dla nas tu wkleiłam a jak ktoś ma ochotę można kliknąć w linki i poczytać jeszcze o wiele więcej z tych naprawdę ciekawych tekstów.
Wczoraj byłam w końcu znów w przychodni, bo jakoś moje samopoczucie nie jest jeszcze najlepsze, i dostałam antybiotyk na męczący mnie szczególnie nocą kaszel kokluszowy. (Nikomu nie polecam).W piątek u dr. Piątek mam zaklepana następna wizytę, bo bardzo nie podobały jej się moje opuchnięte stawy obydwu rąk. Myślę że antybiotyk poradzi sobie z kaszlem tylko trochę nieswojo się czuję jak myślę o moich rękach, które mocno mi przeszkadzają w moich codziennych czynnościach gospodarczych. A przecież umyć się muszę, klamki gałkowe(okropnie boli) pootwierać, a nawet garnek napełniony cieczą podnieść to duże przedsięwzięcie. Wczoraj jak doszłam po wizycie lekarskiej do apteki , wyciągnęłam w końcu moją komórkę i zadzwoniłam do rodziny by po mnie ktoś przyjechał. Bo okropnie słabo się poczułam . Z wnukiem potem zrobiłam sobie w pobliskim sklepie takie jeszcze awaryjne zakupy, i byłam zadowolona z tego, że się przełamałam i poprosiłam o pomoc. Samej bym sobie z tym jakoś nie poradziła. Nie wiem co sobie dziś ugotuję. Z tymi rękami nie pokroję chyba nic. Kartofle ostrugać odpada. Ale od czego mrożonki i ryz. Ech juz nawet wiem co sobie do jedzenia zrobię. Narazie kotom jeść dałam i lekarstwa zażyłam.
Szlachetne zdrowie , nikt się nie dowie jako smakujesz aż się zepsujesz. Zdrowia życzę wszystkim do mnie zaglądającym
Oj jak bardzo Ciebie rozumiem z tym bólem rąk. Miałam to samo. Nawet szklanki podnieść nie mogłam a gdy chciałam odkroić cytrynę nóż wypadł mi z ręki-wtedy sie popłakałam. Musimy sie nauczyć prosić o pomoc. Tez jestem taka Zosia Samosia jak Ty ale wreszcie musiałam się przemóc i prosić o pomoc. Było to dla mnie trudne ale okazało się że ludzie chętnie mi pomagali.Odpukać mam już te bóle za sobą ale ciągle biorę leki:( Teraz jest taka wilgotna pogoda i one się wtedy nasilają. Uleczko zrób badanie z krwi Walera-Rosego on wskazuje stany zapalne reumatoidalne. Robi się to badanie z krwi nie jest drogie nawet prywatnie. Ściskam mocno - pozdrawiam axis
OdpowiedzUsuńBędę w piątek w przychodni to zobaczymy co dalej. Pozdrawiam Axis-;))
UsuńZdrowie to nam wszystkim chyba by się przydało :-)
OdpowiedzUsuńNiech nam się tak stanie-;))
UsuńLekarz coś poradzi na Twoje stawy, Uleczko. Pisałam ci już o rybach, że są na reumatyczne sprawy pomocne, nie żałuj ich sobie, tym bardziej że i niedoczynności pomagają. Trzymaj się kochana- pozdrówki od Adeli
OdpowiedzUsuńNa szczęście lubię rybki. Pozdrawiam Adela
OdpowiedzUsuńUleczko, trzymam kciuki za Twoje zdrowie. Wiem, o czy piszesz, bo mam podobnie z mamą... Najważniejsze dla Ciebie, to się leczyć. Uściski serdeczne dla Ciebie i zdrowia dużo... Ella
OdpowiedzUsuńPożyjemy zobaczymy. Zdrowia dla ciebie i twojej mamy-;))
UsuńDobrze, że porobisz badania, lekarz cos zaradzi. Uleczko, ja rozumiem, że chcesz byc niezależna, ale dobrze, że zadzwoniłas po pomoc do rodziny. Nie zawsze warto grac zucha, oni wszyscy przeciez mają świadomośc, że kiedyś będziesz potrzebowała nieco pomocy. Ale póki co, kochana moja, życzę Ci szybkiego upotrania sie z dolegliwością i całuję :))))
OdpowiedzUsuńMasz rację zucha grać nie warto. Dziękuję Aniu i buziole nawzajem-;))
OdpowiedzUsuńMam nadzieje że to nic poważnego i szybko minie /
OdpowiedzUsuńTeż mam taką nadzieje Bogusiu
OdpowiedzUsuńSamosiostwem daleko nie zajdziesz! Nie wstyd żaden o pomoc prosić, zwłaszcza bliskich, którzy czasem w ogóle nie zdają sobie sprawy z tego, co się dzieje ze starszą osobą. Bo skoro trzy-pięć lat temu dawała sobie radę sama, to pewnie tak jest nadal...
OdpowiedzUsuńSzybko się uczę Zgaga zrozumiałam..
OdpowiedzUsuńChoroby reumatyczne mają już to do siebie, że jak się zagnieżdżą, to łatwo nie odpuszczą z bólem, a i nie odchodzą zupełnie, lecz przechodzą w stan utajony. Nie piszę tego, aby Cię straszyć czy dołować, ale dlatego, abyś perspektywicznie spojrzała na dolegliwości. Dobrze, że zwróciłaś się po pomoc, bo po 1)należy Ci się od rodziny, a 2) daj im także szansę się wykazać, bo 3) czasami sprawiamy na otoczeniu wrażenie osób tak bardzo niezależnych /tak nas odbierają/, że nie przychodzi im do głowy "wchodzenie w nasze terytorium". - Znam przypadłość i dlatego bardzo, bardzo Cię przytulam. Te moje codzienne, poranne posiedzenia przy komputerku, to czekanie, aż "puści" tzw. sztywność poranna i palce zaczną się zginać. Klikam, bo prostymi paluchami, jak patykami też można. Buziaki i poprawy zdrówka, Uleczko.
OdpowiedzUsuńA bajeczka fajniutka, kiedyś w dzieciństwie słyszałam coś podobnego o Słoneczku, które wieczorem jest po całej wędrówce stare i zmęczone, a rano znowu rześkie i młode. - Nina
Witaj Nina . Bardzo mi pomogłaś tym komentarzem.Oj przydałoby się nam tak jak temu słoneczku. Rano tak młodo i rześko no nie? A tak wypada tylko wzajemnie się wirtualnie przytulać. A to bardzo dla mnie teraz dużo znaczy. Uściski serdeczne-;))
OdpowiedzUsuńJa mam też opuchnięte stawy (w palcach). Pogrubiało mi toto, że hej! No cóż, Uleczko... jak ktoś powiedział: nie udała się starość Panu Bogu. Wprawdzie nie mam tych lat co Ty, ale już niebawem (jak dożyję) - kto wie co mnie spotka. Coś Ci lekarz doradzi na smarowanie... proś go o to. Zadnych paskudnych lekarstw tylko maści i... ciepło dłoni. To ważne. Aha! Częsty kontakt z zimną wodą też niewskazany. Buziaczki i życzę cudownego uzdrowienia.
OdpowiedzUsuńTo częsta przypadłość grzebiących długie lata w ziemi. Ja także jestem ostrożna w łykaniu przeróżnych leków. Czasem na jedno pomagają a inny organ ci uszkodzą.Dziękuję Majka za cenne rady. Młodsi od ciebie a też chorują. Nie damy się tak szybko Majka. Przytulam i buziole serdeczne-;))
OdpowiedzUsuńWydaje mi się, że to jednak ta wilgoć z powietrza nie jest taka zdrowa. Stawy nie lubią wilgoci:( i zimna. A może poproś o jakies zabiegi rehabilitacyjne? Wiem, że to tez pomaga. Czeka się pewnie w kolejce ale zawsze kiedyś ta kolejka dojdzie:) Pozdrawiam zdrówka życząc- obserwator
OdpowiedzUsuńŻadna choroba nie jest przyjemna i zawsze nas zaskakuje. Ponieważ mało kiedy wogóle choruję to muszę się do tej nowej,,choroby" dopiero nastawić, bo zupełnie jej nie doświadczyłam ,i w odróżnieniu do przeziębień które już jakieś znajome i nie budzą takiego lęku ,to akurat niemoc w rękach mnie martwi Obserwatorze miły. Pewnie w przychodni przy następnej wizycie do tego się lekarka przyłoży i coś na to, mam nadzieję, zaradzi. Pozdrawiam cieplutko
OdpowiedzUsuńWitaj
OdpowiedzUsuńU nas nadal nie szanuje się ludzi chorych, niepełnosprawnych, nie pracujących już.
Zdrowie jest priorytetem dla każdego z nas, a także państwa wobec obywateli. Z tym drugim jest niestety nie najlepiej.
Pozdrawiam znad filiżanki aromatycznej kawki :)
Może i tak jest Morgana. Ale także wiele zależy także od tych ludzi których tu wspominasz. Trzeba czasem jak się jest jeszcze sprawnym dawać młodym pozytywny dobry przykład . Czasem(nie zawsze jednak) to pomaga. Ale też rozumiem że się boją tej opieki nad chorym bo to przeciez żadna frajda tylko paskudna konieczność. (-; Mało jest takich jak Teresa z Kalkuty. Wzajemnie Bożenko pozdrawiam po odgrzewanym wczorajszym barszczu ukraińskim
OdpowiedzUsuń