U Alik,(adres w moich linkach z boku) na blogu dziś czytałam jej post o ludziach niepełnosprawnych umysłowo. Przypomniało mi to historię z bardzo tragicznym i smutnym zakończeniem. A było to tak. Kiedy mój pierworodny syn ukończył 3 rok życia we wrześniu poszedł do przedszkola. Często rano kiedy w szatni go przebierałam w kapcie widziałam trochę starsze przedszkolaki biegnące do okna z wystawą na ulicę i zainteresowało mnie co to tak te dzieciaki tak cieszy, kiedy coś wykrzykują i pokazują paluszkami w kierunku ulicy. A na tej ulicy samiusieńki bez opieki biegł w stronę tego przedszkola maleńki chłopczyk w wieku mojego synka.Sam potem próbował zakładać kapcie a dzieci cały czas mu dokuczały. Żadna z osób dorosłych dzieciom tą niedobrą zabawę zabraniało, ani dziecku nie pomogło ubierać te kapcie. Ja coś takiego długo nie wytrzymuję i nie bacząc na dziwne spojrzenia w moim kierunku pomagałam malcowi i dzieciom pogroziłam palcem mówiąc że to co robią jest brzydkie. Potem kiedy dłużej już tam się z tym przedszkolem i tymi którzy dzieci przyprowadzały poznałam, dowiedziałam się czyje to dziecko. Ładne najnormalniejsze dziecko, tylko miało pech mieć mamę ociężałą (albo chorą )umysłowo. W prawdzie mieszkali niedaleko tego przedszkola, jednak malec musiał przejść przez wprawdzie strzeżone ,ale jednak tory kolejowe ,
i przejść jeszcze 2 razy przez jezdnię. A dzieci dokuczały biedactwu które niczemu przecież było winne. Jedynie dlatego że miał dziwacznie zachowującą się matkę.
Rzeczywiście wyglądała i zachowywała się dziwacznie a czasem wulgarnie i agresywnie. Szczególnie kiedy się na swój sposób broniła, albo stawała w obronie własnego dziecka.
Pamiętam ją potem w szkole, kiedy wrzeszczała od ,,k" na nauczycielki, a powodem były duże kłopoty w nauce jej biednego dzieciaka. Awcale nie był głupi. Ale niestety w domu zero pomocy, a nauczycielka także miała go w nosie. Nie umiał, no to dwója i już. Pamiętam jak mu łzy leciały, kiedy dostał świadectwo bez promocji do klasy drugiej.
Miałam w tych latach własne życie zapięte na ostatni guzik, i jak większość pracujących kobiet z dwójką małych dzieci, własne niełatwe życie ,więc potem utraciłam z oczu sympatycznego chłopczyka.
Ale najwidoczniej w szkole rozrabiaką nie był, bo byłam wówczas w komitecie rodzicielskim, i o wszystkich sprawiających kłopoty w szkole to się wiedziało. Oj narozrabiał także czasem mój starszy syn w tej szkole,ale jak to czasem chłopcy. Aniołkami to moi synowie nie byli. Oj nie.
Ale do przodu.
Pewnego dnia wracałam z pracy i spotkałam po drodze znajomą. Co słychać, pytam ;To pani nie wie, że ta,,XY" wariatka zabiła swojego męża na oczach swoich dzieci .
Tragedia straszna.
Była pijana, i rozbitą butelką od mleka biedaka w brzuch. Horror i straszliwa tragedia.
Teraz nagle znalazła się pomoc.
Dzieci wysłano prawie natychmiast na kolonie, bo to był akurat początek ferii,a potem do internatu, i szkoły zawodowe pokończyli z opieką i pomocą naszego Państwa , a matka trafiła pod troskliwą opiekę psychiatry w szpitalu psychiatrycznym.
Po kilku latach widziałam ją kiedyś w sklepie w Zabrzu,
czyli była już na wolności.
Ale oczywiście to najpierw musiało dojść do tak strasznej tragedii, którą mogłoby całkiem możliwe może i nie być ,
gdyby się tą rodziną zainteresowano grubo wcześniej.
i przejść jeszcze 2 razy przez jezdnię. A dzieci dokuczały biedactwu które niczemu przecież było winne. Jedynie dlatego że miał dziwacznie zachowującą się matkę.
Rzeczywiście wyglądała i zachowywała się dziwacznie a czasem wulgarnie i agresywnie. Szczególnie kiedy się na swój sposób broniła, albo stawała w obronie własnego dziecka.
Pamiętam ją potem w szkole, kiedy wrzeszczała od ,,k" na nauczycielki, a powodem były duże kłopoty w nauce jej biednego dzieciaka. Awcale nie był głupi. Ale niestety w domu zero pomocy, a nauczycielka także miała go w nosie. Nie umiał, no to dwója i już. Pamiętam jak mu łzy leciały, kiedy dostał świadectwo bez promocji do klasy drugiej.
Miałam w tych latach własne życie zapięte na ostatni guzik, i jak większość pracujących kobiet z dwójką małych dzieci, własne niełatwe życie ,więc potem utraciłam z oczu sympatycznego chłopczyka.
Ale najwidoczniej w szkole rozrabiaką nie był, bo byłam wówczas w komitecie rodzicielskim, i o wszystkich sprawiających kłopoty w szkole to się wiedziało. Oj narozrabiał także czasem mój starszy syn w tej szkole,ale jak to czasem chłopcy. Aniołkami to moi synowie nie byli. Oj nie.
Ale do przodu.
Pewnego dnia wracałam z pracy i spotkałam po drodze znajomą. Co słychać, pytam ;To pani nie wie, że ta,,XY" wariatka zabiła swojego męża na oczach swoich dzieci .
Tragedia straszna.
Była pijana, i rozbitą butelką od mleka biedaka w brzuch. Horror i straszliwa tragedia.
Teraz nagle znalazła się pomoc.
Dzieci wysłano prawie natychmiast na kolonie, bo to był akurat początek ferii,a potem do internatu, i szkoły zawodowe pokończyli z opieką i pomocą naszego Państwa , a matka trafiła pod troskliwą opiekę psychiatry w szpitalu psychiatrycznym.
Po kilku latach widziałam ją kiedyś w sklepie w Zabrzu,
czyli była już na wolności.
Ale oczywiście to najpierw musiało dojść do tak strasznej tragedii, którą mogłoby całkiem możliwe może i nie być ,
gdyby się tą rodziną zainteresowano grubo wcześniej.
Uleczko, teraz nie jest inaczej, Wystarczy ogladać programy interwencyjne w TV. Nieszczęścia, dzieci samopas, często dochodzi do tragedii. I okazuje się, że pani z opieki, pani kurator i inne panie , bywały w domu, gdzie nieszczęście, nic nie wskazywało , że coś złego się dzieje. Paranoja. A tak naprawdę nikt sie nie pochyli nad nieszczęściem. Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńNie powiem że nikt Aniu. Ale ludzie od zawsze wolą tych pięknych zdrowych i bogatych. Zapomniałam dodać, że ten chłopczyk z tego postu wcześnie założył własną rodzinę i jest przyzwoitym człowiekiem z rocznika mojego starszego syna ,czyli już po czterdziestce.Ma nawet własny domek tu niedaleko na wsi .Wiem, to starszy syn o tym mówił ,bo się kiedyś przypadkowo spotkali. Pozdrawiam Aniu cieplutko-;))
OdpowiedzUsuń.... ile tych nieszczęść dookoła ... i co ? ... i raczej niewiele ... i perspektyw nie widać ... :)
OdpowiedzUsuń..,,więc zaklinam niech żywi nie tracą nadziei... znasz to przecież. Zdrowia sobie życzmy-;))
OdpowiedzUsuń