niedziela, 8 grudnia 2013

Śląsk jest takim regionem, który można nazwać mikrokosmosem, Czesi, Polacy, Niemcy i Austriacy próbowali panować na terenach śląskich z mniejszymi lub większymi skutkami, które są widoczne w architekturze i…w naszej śląskiej kuchni).




Coś wyjątkowo pysznego Moczka wigilijna



obrazek z sieci

Coś dziwnego będzie, coś czego nie spotyka się na zwykłych, wigilijnych stołach.
 A to dlatego, że albo nie ma wiedzy, albo nie ma ochoty na przyrządzanie.
 Jest to bardzo śląska potrawa, tak śląska, że niektórzy Ślązacy nie wiedzą, że jest. 
Poważniej pisząc, bo mówienie tu raczej nie wypada,
 jest to dość tradycyjna potrawa, jednak bardzo rzadko spotykana, ze względu na: właśnie – albo nieznajomość przepisu, albo niechęć do niego spowodowaną chyba różnymi odmianami owej (moczki), które różnią się smakiem nawet bardziej niż jedyne, oryginalne wersje bigosu domowego.
 Nazwa jest dziwnie brzmiąca i niewiele osób, które znam, a które znają potrawę, wiedzą skąd taka nazwa.
 Bazą do moczki jest piernik, zwykły ciemny bakaliowy piernik, który najczęściej w polskiej kuchni robi się w czasie Wielkanocy i Świąt Bożego Narodzenia.
 Tradycyjnie było tak, że specjalny kawałek tego piernika zostawiało się z zamysłem, by na przyszły rok był dla moczki.
 Dziś można kupić „gotowca” w sklepach na Śląsku (nazywa się to: piernik do moczki), . Tenże piernik, odstawiony, zeschnięty, przed przygotowaniem moczki, moczyło się w niewielkiej ilości przegotowanej, letniej wody, tak by zmiękł całkowicie (moczenie i już się wszystko wyjaśniło), aby dało się go przetrzeć przez sito.
 Po przetarciu przez sito kleista maź, która jest efektem, staje się podstawą do moczki. 
Dawniej, tak całkiem dawniej, klasycznie było też, by drugą bazą był wywar jarzynowy (z marchwi, selera, pietruszki, pasternaku), ale z tego, co wiem, jeśli ma być deser na zupełnie słodko, to taki wywar możemy sobie podarować. 
Mając „wymoczony” i przetarty piernik, możemy się zająć kolejnymi składnikami. 
Problemem jednak, jest podanie konkretnych ilości, z tego względu, że wszystko zależy od tego, jaki moczka ma mieć charakter; 
ilość każdego składnika determinuje jej smak, aromat i konsystencję – jest w tej materii pełna dowolność, gdyż można uzyskać smak ciekawego nadzienia bądź też gęstego kremu bakaliowo-czekoladowego,
 . Moja wersja jest gęstym budyniem, jest to wersja optymalna, wypraktykowana przez moja babcię, a sprawdzona przeze mnie – dygresja:
 Śląsk jest takim regionem, który można nazwać mikrokosmosem, Czesi, Polacy, Niemcy i Austriacy próbowali panować na terenach śląskich z mniejszymi lub większymi skutkami, które są widoczne w architekturze i…w kuchni). 
Wybierając jedną wersję, ( nie moją) będą jakieś konkrety:
 20 dag rodzynek, 20 dag migdałów, 20 dag orzechów włoskich , 20 dag orzechów laskowych, jedna gorzka czekolada, jedna łyżka kakao (opcja), litrowy słoik kompotu wiśniowego lub/i agrestowego (wiśnia rekomendowana, wiśnie bez pestek, można dać obydwa w dobranych przez siebie proporcjach), ½ kostki masła, 2-3 łyżki mąki, cukier, przetarty piernik, 100 ml wódki wyborowej (min. 45%, ale nie mocniej niż 50%), 10-15 dag śliwek suszonych (im mniej przydymione, tym lepsze), mogą być też morele z kompotu lub suszone, w ilości 10-15 dag, sok z jednej cytryny lub sok porzeczkowy,bądź kompot porzeczkowy. 
Rodzynki podgotować w niewielkiej ilości wody z cukrem, tak by zrobiły się miękkie. Z masła i mąki zrobić złocisto-brązową zasmażkę, migdały sparzyć, obrać i posiekać drobno (albo kupić gotowe), orzechy również (laskowe obrać i pokroić w połówki), śliwki suszone również drobno pokroić.
 Do dobrego garnka (grube dno, by się nie przypalało) wrzucić: wymoczony i przetarty piernik (ilość piernika określa konsystencję, im więcej tym gęstsze, średnia ilość to 30-35 dag suchego piernika ), ugotowane rodzynki (bez odcedzania, ale tej wody musi być naprawdę niewiele, tyle, by w czasie gotowania rodzynki były przykryte), zasmażkę, bakalie (śliwki, morele, migdały, orzechy), kompot wiśniowy/agrestowy, czekoladę i na małym ogniu pilnować, by garnek nabierał temperatury.
 Mieszać trzeba praktycznie nieustannie, gdyż jeśli się przypali (a wcale o to nietrudno) to smak będzie zepsuty spalenizną. Gdy zacznie dojrzewać do wrzenia, zdjąć z ognia i doprawić: cukrem, cytryną lub kakao, w zależności od tego jakie ma być – mocno słodkie, mniej, kwaśniejsze, czy bardziej kakaowe. 
Po doprawieniu podgrzewać do momentu, aż zachce się moczce wrzeć i wtedy wlać wódkę, wymieszać dokładnie i zdjąć z ognia. 
Taki oto przepis daje w efekcie konsystencję budyniu czekoladowego z mocną nutą wiśni, śliwek suszonych, rodzynek i delikatnym brzmieniem pozostałych bakalii. 
Nie ma odpowiednika w żadnym innym regionie Polski, nie ma też innej okazji, by przepis ten wypróbować. Jest to przygotowywane wyłącznie w okresie Świąt Bożego Narodzenia,
                                         ***********************
Skarbnica ten mój blog z Onetu. Macie tu powyżej post z 2008 roku. Mój przepis na moją bardzo prostą Moczkę podam innym razem jeszcze trochę czasu do Świąt. Dziś pierwszy raz byłam w kotłowni i zapaliłam piec węglowy. Kaloryfery teraz gorące i się trochę zagrzałam. Gazem tak palić nie mogę za drogo wychodzi takie palenie. Jeszcze nie płacony rachunek za gaz a teraz mi się lodówka popsuła. Jutro jadę z wnukiem popatrzeć jaką kupię i na pewno ją na raty sobie wezmę. Ech...
                          



19 komentarzy:

  1. Dzięki za tekst na temat moczki! Raczej nie zrobię, ale ciekawią mnie bardzo świąteczne potrawy z różnych okolic.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Śląsk to specyficzny temat z tymi potrawami wigilijnymi. Ale to z czasów przed wymieszaniem się ludności z różnych terenów przybyłych tu do nas. Pozdrawiam Grażynko-;)

      Usuń
  2. Wiesz, okrutnie pracowite te Ślązaczki - trochę za dużo jak dla mnie składników. To przykre z tą Twoją lodówką - może trafisz na jakąś przedświąteczną promocję i kupisz nieco taniej.
    Miłego, ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie ten przepis polepszyła sobie jakaś zasobna gospodyni,bo tyle tego do Moczki się nie daje, a juz szczególnie wódkę. Karp w szarym sosie pewnie od niego pochodzi potem to oddzielne danie, bo sos na zimno smakował, a w oryginalnym przepisie ma wywar z ryby(karpia).Miłego wzajemnie;)

      Usuń
  3. Ten przepis pamietam właśnie z Twojego tamtego bloga. Tak, tak, już tyle lat razem, Uleczko :) Co do wymiany lodówki, kiedyś i tak musiała nastąpić, napewno lodówka wiekowa, Moja przedostatnia lodówka miała 23 lata, a pralka 21 lat. Tylko zawsze denerwuje fakt, że nie my decydujemy o wymianie, a sprzęt za nas , w najmniej odpowiednim czasie:( To na osłodę ślę mocne uściski, Uluś :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Tak ,od samego początku tu ze mną jesteś Aniu, jakże mi miło-;)) A lodówki mi szkoda bo to była tyle lat temu rewelka taka samo rozmrażająca lodówka. Też ją już z ćwiercz wieku mam.Uściski wzajemne Aniu miła-;))

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja mieszkam na śląsku ,tylko że opolskim ,ale moczki nie lubię, może nie trafiłam na dobrze zrobioną ,ale uwielbiam makówki bez których u mnie nie ma Wigili.

    OdpowiedzUsuń
  6. Moczka dopiero mi zasmakowała i odważyłam się ją skosztować(zawsze mnie nawet jej wygląd brzydził) kiedy widziałam na własne oczy z czego ja moja teściowa robi w mojej kuchni. Nawet lepiej ją wole teraz od makówek .

    OdpowiedzUsuń
  7. Moczki nie lubię, ale może kiedyś to się zmieni jak u ciebie...
    Makówki to co innego, uwielbiam i obżarstwem grzeszę. ;))
    Ciągle te wydatki, nam na węgiel nie starcza, nie wiem co dalej będzie, mąż ciągle bez pracy, nadzieja w nowym roku. Pa Uluś i ciepłego wieczorku- adela

    OdpowiedzUsuń
  8. Z tą pracą to katastrofa. Jak to dalej będzie. Węgiel także coraz droższy. Obżarstwem makówek grzeszy mój zięć. Zdrowia życzę -;)) Wszak ono równie ważne jak pieniądze,a może i ważniejsze. Ociepliło się to i z ogrzewaniem trochę się znów zaoszczędzi. Uściski serdeczne-;))

    OdpowiedzUsuń
  9. Uleczko, może to dobre, ale mnie już sama konsystencja i widok tej mazi obrzydza kosztowanie. U nas tego nigdy się nie robiło, ale synowa mojego brata na każde święta przynosi od mamy moczkę. Ile przyniesie, tyle jest w salaterce przez całe święta.
    A znasz siemieniatkę, też paskudztwo. Moja babcia od strony ojca robiła na wigilię,. Brrr...
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  10. Wcale się nie dziwię że się ma jakieś uprzedzenie skosztowania moczki bo dziwnie nam się kojarzy ha ha. Ale teraz kiedy sama sobie ja przyrządzam i wiem co w środku uważam że jest grzechu warta,mniam.A siemieniotki nie jadłam bo tylko jeszcze o niej moja babcia wspominała kiedy o wigilii z lat dzieciństwa opowiadała. Mam nawet jeszcze gdzieś przepis na Onecie , poszukam to dla przypomnienia tu wkleję.Pozdrawiam wzajemnie

    OdpowiedzUsuń
  11. Nie znam takiej potrawy a i widok faktycznie może zniechęcić:( Zmieniły się czasy a i stół wigilijny także. Dzisiaj młodzi wcale nie sięgają po stare przepisy gdy pełne sklepy "gotowców". Kiedyś może było i biedniej ale jak zdrowo i bez konserwantów. Dzisiaj już wszyscy zalatani i młodzi wcale się nie garną. Córka moja dopiero w Australii zatęskniła za makowcem, pierogami itp. Tam nie ma maku w sprzedaży a i z kapustą kiszoną problem. Twarogu takiego naszego także nie uświadczysz. Dopiero tam wspomina polskie smaki. Pozdrawiam-Livia

    OdpowiedzUsuń
  12. Pamiętam jak u nas w domu paczki wysyłano do rodziny która była daleko. Babcia nawet rybę i inne specjały zagotowała w słoiki i wysyłała pocztą. To może teraz i do Australii mak posłać w paczce.Wygląd Moczki teraz mi nie przeszkadza , bo wiem że w moim wykonaniu to niebo w gębie. Pozdrawiam Livia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A i kapusta w puszce z Lidla znakomita i transport przetrzyma.

      Usuń
  13. Uleczko do Australii są największe obostrzenia celne. Nie można żadnej żywności, kawy, herbaty żadnych nasion, orzechów nawet w wyrobach itp. wyrobów ze słomy, stroików, żadnych leków, ziół itp. Nawet wyrobów skórzanych. To jest najbardziej zaostrzony rygor w całym świecie. Oni cenią swoje wyroby a i boją się narkotyków. = Mogę wysłać jej tylko zdjęcie np. makowca:) Mają za to różne dziwności, których u nas nie ma. Livia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj współczuję Ci Livia. Mieć swoje dziecko tak daleko w świecie. Ale ja córkę mam niedaleko, a także tak jakby w Australii mieszkała. Ostatni raz ją i wniki w październiku na urodzinach wnuka widziałam. Od izolowała się, i od swoich braci również. Nie potrafię jej zrozumieć (-;

      Usuń
  14. Uleczko, bardzo ciekawy ten przepis, choć raczej nie będę próbować samodzielnie go wykonać. Kuchnia śląska jest mi bardzo mało znana, ale dzięki Tobie dowiaduję się o niej coraz więcej. Przykro mi z powodu lodówki, to jednak spory wydatek przed świętami. Przesyłam uściski:)))

    OdpowiedzUsuń
  15. Niestety i z takimi nieprzewidywalnymi ,,klęskami życia codziennego trzeba się liczyć,ale bez lodówki ani rusz..Kuchnia śląska zupełnie inna jest. U nas nie znano ani czerwonego barszczu ani pierogów. Pozdrawiam Irenko serdecznie-;)

    OdpowiedzUsuń

Archiwum bloga