piątek, 22 lipca 2016
To juz 42 lata temu jak ten czas leci
Dzień 22 lipca 1974 roku był wyjątkowym dniem w PRL-u . Było 35 lat Polski Ludowej i powód do wielkiego świętowania. Zaproszono na to Święto Breżniewa i właśnie w tym dniu tow. Gierek, Piotr Jaroszewicz, i Breżniew, byli tu u nas na Górnym Śląsku.
22 lipca był to poniedziałek, i najwidoczniej moje dziecko chciało w tym wszystkim osobiście brać udział,też uczestniczyć i zobaczyć ten cyrk na własne oczy , no i zaczęły się w związku z tym moje bóle porodowe.
Wyglądało to, że bardzo mu było pilno się wydostać z mojego brzucha, więc galopem musiałam się dostać do szpitala co w tym dniu wcale takie proste nie było, a własnego auta jeszcze nie mieliśmy.
W szpitalu okazało się że do sali porodowej jest kolejka i akuszerka miała pełne ręce roboty.
Wiele by nie brakowało a rodziłabym na krześle. Punkt 12 w samo południe- Był!!
Mój ukochany drugi Syn. Maleńki bardzo, 2, 800 kg, ale zdrowy.
Po mnie rodziła żona jakiegoś oficera z MO.
Och co się potem na oddziale działo. Delegacje z Miasta i z Komendy.
Kwiaty, życzenia prezenty.
Okazało się bowiem że była z góry wyznaczona do tego wyróżnienia.
Kobieta która urodzi dziecko w samo południe w tak szczególnym dniu.
Nawet się ucieszyłam że to nie mnie spotkało.
Byłam jednak za bardzo wykończona takim ekspresem jakie mi zafundowało moje dziecko . A byłam przecież i tak bardzo szczęśliwa że było już po wszystkim, że nic więcej do szczęścia nie było mi w tym momencie potrzebne. Ale tylko w tym momencie bo potem, okazało się że wszystko mogło się bardzo źle skończyć. Ale o tym w następnym poście..
22 lipca był to poniedziałek, i najwidoczniej moje dziecko chciało w tym wszystkim osobiście brać udział,też uczestniczyć i zobaczyć ten cyrk na własne oczy , no i zaczęły się w związku z tym moje bóle porodowe.
Wyglądało to, że bardzo mu było pilno się wydostać z mojego brzucha, więc galopem musiałam się dostać do szpitala co w tym dniu wcale takie proste nie było, a własnego auta jeszcze nie mieliśmy.
W szpitalu okazało się że do sali porodowej jest kolejka i akuszerka miała pełne ręce roboty.
Wiele by nie brakowało a rodziłabym na krześle. Punkt 12 w samo południe- Był!!
Mój ukochany drugi Syn. Maleńki bardzo, 2, 800 kg, ale zdrowy.
Po mnie rodziła żona jakiegoś oficera z MO.
Och co się potem na oddziale działo. Delegacje z Miasta i z Komendy.
Kwiaty, życzenia prezenty.
Okazało się bowiem że była z góry wyznaczona do tego wyróżnienia.
Kobieta która urodzi dziecko w samo południe w tak szczególnym dniu.
Nawet się ucieszyłam że to nie mnie spotkało.
Byłam jednak za bardzo wykończona takim ekspresem jakie mi zafundowało moje dziecko . A byłam przecież i tak bardzo szczęśliwa że było już po wszystkim, że nic więcej do szczęścia nie było mi w tym momencie potrzebne. Ale tylko w tym momencie bo potem, okazało się że wszystko mogło się bardzo źle skończyć. Ale o tym w następnym poście..
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz