Kochane synowe- nic tylko się cieszyć kiedy dzieci znajda sobie kochających partnerow
nie znosze sowojej tesciowej 2005.07.25 [11:26]
ja tez sie na poczatku troche przejmowlam, bo chcialam raczej miec z nia neutralne relacje, ani zbyt dobre (bo w to nie wierze, a jak wiadomo bez wiary nic sie nie uda) ani zle (bo to nie ma sensu..wszak rodzina.... babcia moich przyszlych dzieci..) niestety okazalo sie, ze tesciowa na kazdym kroku prawie chciala mi udowodnic, ze sie myle, czarno widze (pomijam,ze sama taka jest!) i mam ja teraz gleboko... porozmawiam ale krotko, na b. ogolne tematy typu pogoda i samopoczucie. I nic wiecej!
Maz na szczescie jest madry! i widzi co sie dzieje...
Szczerze powiem,ze myslalam ze tylko ja nie znosze!!!!!!!!!!!!!! swojej teciowej tak mocno, a tu widze ze to normalka!
kochacie swoje mamy 2005.07.25 [11:27]
to pamietajcie ze one tez sa tesciowymi dla waszych partnerów
tak macie racje 2005.07.25 [11:27]
do anty tesciowej i rzeczywiscie->
u mnie identycznie, tez ukierunkowuje mojego meza odpowiednio i tesciowa sama jest osbie winna!
i tez inaczej z tym podstepnym babsztylem sie nie da.
uciekac jak najdalej 2005.07.25 [11:28]
JA SWOJEJ PO 15 LATACH GNOJENIA MNIE TAK PO PROSTU Z DNIA NA DZIEN POWIEDZIALAM ZE MA SIE ODE MNIE ODPIE**OLIC!!! DOSLOWNIE!!! PRZEZYLA TAKI SZOK ZE ZNALAZLA SIE W WARIATKOWIE I NIE ZNAM LEPSZEJ METODY
Przypadkiem trafiłam na takie komentarze tu w sieci.. nie wiem co o tym myśleć . Mnie to przeraża , taka nienawiść , przecież za lat kilka i te tu komentatorki same będą teściowymi i co wtedy...
Moja synowa jest miłą, dobrą, kochaną dziewczyną i ufam jej tak samo, jak synowi.
Przeraża postawa młodych kobiet, o których piszesz - teściowa ma być na usługi i ma mieć wyłącznie obowiązki, syn nie powinien jej odwiedzać a już o jakiejkolwiek pomocy to nie ma mowy, powszechny jest argument - bo stara jędza nie zobaczy wnuczków. Ja nie wiem, czy w takim wypadku narażałabym wnuki na huśtawkę emocjonalną i sprzeczne komunikaty, bo przecież gdy dziecko słyszy, jaka babka zła i głupia to komu ma wierzyć, jak nie matce?
Podzielam tu Twoje zdanie Klarko. Mnie się wydaje że potem te dzieci podobnie będą w strachu,i juz z góry uprzedzone do rodziców partnera ,bo to wynieśli właśnie widząc to przez całe życie, z ich domu rodzinnego ..
Jestem teściową już 15 lat, a synową 39 lat. Obserwuję tez inne teściowe i synowe. Bardzo różnie to wygląda. Często jest tak, że teściowe lekceważą synowe. Jest też na odwrót.że to synowe lekceważą teściowe. W starszym pokoleniu często bywa tak, że matka syna, która nie jest wykształcona i nigdy nie pracowała zawodowo nie potrafi zupełnie zrozumieć synowej, która ma ambicje zawodowe, wyksztacenie i jeszcze dobrze panuje nad dziećmi, mężem i domem. Chyba zazdrości jej tego. Sprawa jest rzeczywiście bardzo trudna i skomplikowana. Wydaje mi się też, że jesli kobieta ma dobrego męża, który ją szanuje, to nie czepia się potem na stare lata synowej i nie twierdzi, że złapała Pana Boga za nogi wychodzac za jej syna.
Kiedy byłam dzieckiem w naszym domu gośćmi byli tylko zawsze rodzice mojej mamy. Wiem że matkę mojego ojca również zapraszano, ale nie była u nas ani razu.Potem w 1945 roku ze swoją najmłodszą córką wyjechała na zachód ,i tyle jej było. Zmarła w obozie dla przesiedleńców ,bo podobno po nieszczęśliwym upadku złamała sobie kość biodrową.Moja mama proponowała jej mieszkanie u nas, ale nie chciała..Mój układ z moją teściową był bardzo dobry, ale dlatego że zawsze bardzo się starałam by tak było. Mąż był jedynakiem, a teściowa od lat wdową.. Pozdrawiam Stokrotko-;))
-- jeszcze dwa miesiące i moją teściowa skończy 94 lata... mieszkałam z Nią równe dwadzieścia... ja nie narzekałam, ona też chyba nie... żal mi jej, bo została z synem alkoholikiem, ale jak twierdzi, nigdzie już nie ma zamiaru się przeprowadzać, bo przecież nie przesadza się starych drzew... a jaką ja będę teściową?... chciałabym dobrą, czyli przede wszystkim nie wciskającą się ze swoją nadgorliwością... czas pokaże... syn ( jako najmłodszy z dzieci ) w poniedziałek kończy dopiero 11 lat... -- pozdrawiam ciepluteńko...
Jesteś młodą mamą kiedy masz tak młodego syna i jeszcze dla niego żeniaczka to lata świelne . 100 lat dla solenizanta!!! Jest z rocznika mojego wnuka Kamila,syna mojej córki..A.na stare lata życie z synem alkoholikiem , to okropność. Pozdrawiam Aliczku
Wciąż się jeszcze trafiają "egzemplarze"młodych kobiet,ktore mają głowy pełne stereotypów.Dla nich teściowa to zahukana mamuśka -niewykształcona,zabobonna,spędzająca życie "przy mężu",niewiele wiedząca o świecie.Nie są więc zachwycone, gdy teściowa dba o siebie,pracuje,nieźle zarabia, jeździ po świecie i...nie ma ochoty zajmować się wnukami.Znam sporo takich przypadków. Pozdrawiam Ewa
Moja mama także nie należała do kobiet które przeżywają,, drugie macierzyństwo" kiedy rodzą się im wnuki. Ja także do takich się zaliczam, choć kocham moje wnuki, to pozwalam wychowywać młodym swoje dzieci. Biorę wodę w usta i się im nie wtrącam choćby nie wiem co.Pozdrawiam wzajemnie Ewo
Sama weszłam w rodzinę, która bardzo dobrze mnie przyjęła, wszyscy się szanowali, a największą atencją otaczano rodziców, jako to "wspólne dobro", ten główny pień drzewa rodzinnego... moje dziecko rosło zatem w tym klimacie. Moje wyobrażenia wobec przyszłej synowej były więc też takie, nie zamierzałam swemu dziecku wybierać żony, narzucać tym bardziej, stawiać jakichś warunków, bo sądziłam, że wszystko się ułoży na zasadzie "osmozy". A jednak pomimo moich starań dziewczę jakoś nie da się lubić, czego usilnie nie chcę dać jej odczuć ze względu na spokój, atmosferę wychowawczą itd. - jest skryta i domyślaj się o co chodzi, nie pytam, bo się zaraz obrazi! Wprowadza tradycje rodzinne swojego domu, a jest w moim domu. Zachowują się tak, jak gdyby byli naszymi sąsiadami, a nie rodziną... ale z sąsiadami zawsze miałam dobre stosunki, a z nimi jakoś wieje chłodem! Od nas wymagają opieki nad dzieckiem, bo "to się należy", ale wg własnych zasad, bo przecież oni nowocześni rodzice, cóż tam ja się mogę na tym znać, skoro tylko 35 lat byłam nauczycielem, ale już od 10. na emeryturze!? Korzystają ze wspólnych pomieszczeń, mają też własne, ale sprzątają tylko własne, a wspólne czasami. O piękny ogród - też przecież wspólny - nie dbają wcale, nie pomagają i obrażają się, gdy zwracam uwagę, że tu czy tam coś naśmiecą. Siedzę więc cicho, bo jeżeli nie da się rozmową nic wyjaśnić, a krzyków nie uznaję, to muszę być cicho - inaczej sama siebie skrzywdzę: przestanę spać, zaczynam chorować itp. Robię więc swoje i tyle. Myślę, że życie im samo odpłaci, bo ile dajesz, tyle zyskujesz. Jest zatem ogólnie cicho, kulturalnie, a w myśli nikt nie zagląda. Od poniedziałku ferie, co zrobią z córcią? - dziś się okaże, póki co milczą! Jakoś nie przychodzi im do głowy, że rodzice mogą mieć też jakieś plany. Ot i tak po prostu bez nienawiści, niby spokojnie, ale bez zrozumienia. - Pozdrawiam cieplutko, bo u nas słoneczko od rana i już +6 stopni. Nina
U nas panuje dość powszechne jeszcze przekonanie,że zajmowanie się wnukami, w ogóle "pomoc"młodym,to obowiązek rodziców czy teściów.A tymczasem świat się bardzo zmienił,babcie,dziadkowie mają swoje plany na życie,nawet jesli juz nie pracują zawodowo.Sami z mężem wychowaliśmy swoje dziecko, cały czas dużo pracując.Dorywczo korzystalismy z pomocy opiekunki.I wszystkim to wyszło na dobre - dziecku,ktore nie bylo "zaniańczone" i szybko stalo się bardzo samodzielne i relacjom rodzinnym z dziadkami -były i są wzorcowe:) Macierzyństwo to piękna sprawa,ale po raz drugi nie zamierzam go przezywać, bo w zyciu na wszystko jest odpowiedni czas.. miłego dnia Ewa
Miło jest czytać takie wypowiedzi Ewa. Każda rodzina jest przecież inna, chodzi tu o poszanowanie tego ze wszyscy się różnimy i trzeba się do tego jakoś spasować w kulturalny sposób w taki sposób by nikt przy tym nie ucierpiał w rodzinie, a łatwym zadaniem to na pewno nigdy nie jest, wiem to z własnego doświadczenia. Milego-;).
PRZEZYLA TAKI SZOK ZE ZNALAZLA SIE W WARIATKOWIE I NIE ZNAM LEPSZEJ METODY. Mnie zaszokowała ta wypowiedź w komentarzach i spowodowała że to tu wkleiłam te komentarze na moim blogu. Nina najgorsze chyba co może być, to doprowadzić w rodzinie do takiej skrajnej sytuacji jak w tym komentarzu.A twoje postępowanie w Waszych relacjach wskazuje na Twoja inteligencję i kulturę. Dobrze że masz jeszcze partnera w tej niełatwej dla Ciebie sytuacji w rodzinie, ech.. Przytulam z całym zrozumieniem Twojej sytuacji w waszym domu. Pozdrawiam . U nas śniegu w nocy nasypało, a teraz się już powoli topi, ale jest pochmurno, a ja z domu dziś się nie ruszam ,bo kiedy jest na drodze ślisko wolę już nie ryzykować. Buziaki serdeczne-;)
Tak naprawdę to nie jest aż tak źle i sytuacje typu "i jak mam to zrozumieć? - domyśl się..." są raczej rzadko, ALE życie jest krótkie i po co iść "jak po grudzie", gdy można łatwiej, przyjemniej? - możemy dużo pomóc, nawet dać, ale gdy nie proszą to boimy się narzucać, by nie psuć relacji. Czasami jest tak, że ktoś strach maskuje śmiechem, a być może moja synowa swoje obawy ukrywa poprzez unikanie, milczenie,niedostępność i nie podejmuje się pewnych prac, bo boi się, że nie zrobi dobrze? - Cóż, jestem dość perfekcyjna, apodyktyczna i trudno mi to gdzieś schować, a poza tym byłabym nieprawdziwa we własnym domu - to nie deski teatralne, by grać. Poczekam, aż młoda lepiej mnie pozna i dotrze do niej, że nie mam nic przeciwko, że chciałabym tylko czasem z nią trochę popeplać po babsku, odpić kawkę, razem wyskoczyć do szmatexu itp.! Nina
Nie wiem dlaczego przeoczyłam ten komentarz Nina. Ale nadrobię to dziś. Mam 2 synowe. Z jedna jest OK a z ta druga niestety nam nie wychodzi jakoś. ale się z tym pogodziłam bo cóż mi tez innego pozostaje.Pod jednym dachem nam nawet z moja córka nie wyszło, to się czasem po prostu nie da i nie ma w tym nawet niczyjej winy. Jakos tak jest pomiędzy nami babami. Chłopom jakoś lepiej to wychodzi Nina...
A ja jestem Uleczko taką nowoczesną babcią! Mam swoje własne życie, często wyjeżdżam, w miarę uciułanych oszczędności zwiedzam świat i ciągle mi mało. Jestem babcią ale tylko w poważnych sytuacjach..choroba, szpital /zdarzyło mi się kilka razy w ten sposób pomóc dorosłym dzieciom/. Synowie mieszkają daleko i wiedzą, że muszą sobie radzić sami...pozdrawiam. Aga
Nie zwiedzasz zresztą sama a to także uprzyjemnia takie wyjazdy.Tylko pogratulować tak idealne rozwiązanie, bo wówczas tak na odległość wszyscy się akceptują. Mam teraz podobnie z córką. Inaczej to wyglądało kiedy przyszło nam dzielić jeden dom. Chciałam jak najlepiej ale się nie udało..pozdrawiam Aga cieplutko-;))
Moja synowa jest miłą, dobrą, kochaną dziewczyną i ufam jej tak samo, jak synowi.
OdpowiedzUsuńPrzeraża postawa młodych kobiet, o których piszesz - teściowa ma być na usługi i ma mieć wyłącznie obowiązki, syn nie powinien jej odwiedzać a już o jakiejkolwiek pomocy to nie ma mowy, powszechny jest argument - bo stara jędza nie zobaczy wnuczków. Ja nie wiem, czy w takim wypadku narażałabym wnuki na huśtawkę emocjonalną i sprzeczne komunikaty, bo przecież gdy dziecko słyszy, jaka babka zła i głupia to komu ma wierzyć, jak nie matce?
Podzielam tu Twoje zdanie Klarko. Mnie się wydaje że potem te dzieci podobnie będą w strachu,i juz z góry uprzedzone do rodziców partnera ,bo to wynieśli właśnie widząc to przez całe życie, z ich domu rodzinnego ..
OdpowiedzUsuńJestem teściową już 15 lat, a synową 39 lat. Obserwuję tez inne teściowe i synowe. Bardzo różnie to wygląda. Często jest tak, że teściowe lekceważą synowe. Jest też na odwrót.że to synowe lekceważą teściowe.
OdpowiedzUsuńW starszym pokoleniu często bywa tak, że matka syna, która nie jest wykształcona i nigdy nie pracowała zawodowo nie potrafi zupełnie zrozumieć synowej, która ma ambicje zawodowe, wyksztacenie i jeszcze dobrze panuje nad dziećmi, mężem i domem. Chyba zazdrości jej tego.
Sprawa jest rzeczywiście bardzo trudna i skomplikowana. Wydaje mi się też, że jesli kobieta ma dobrego męża, który ją szanuje, to nie czepia się potem na stare lata synowej i nie twierdzi, że złapała Pana Boga za nogi wychodzac za jej syna.
Kiedy byłam dzieckiem w naszym domu gośćmi byli tylko zawsze rodzice mojej mamy. Wiem że matkę mojego ojca również zapraszano, ale nie była u nas ani razu.Potem w 1945 roku ze swoją najmłodszą córką wyjechała na zachód ,i tyle jej było. Zmarła w obozie dla przesiedleńców ,bo podobno po nieszczęśliwym upadku złamała sobie kość biodrową.Moja mama proponowała jej mieszkanie u nas, ale nie chciała..Mój układ z moją teściową był bardzo dobry, ale dlatego że zawsze bardzo się starałam by tak było. Mąż był jedynakiem, a teściowa od lat wdową.. Pozdrawiam Stokrotko-;))
OdpowiedzUsuń-- jeszcze dwa miesiące i moją teściowa skończy 94 lata... mieszkałam z Nią równe dwadzieścia... ja nie narzekałam, ona też chyba nie... żal mi jej, bo została z synem alkoholikiem, ale jak twierdzi, nigdzie już nie ma zamiaru się przeprowadzać, bo przecież nie przesadza się starych drzew... a jaką ja będę teściową?... chciałabym dobrą, czyli przede wszystkim nie wciskającą się ze swoją nadgorliwością... czas pokaże... syn ( jako najmłodszy z dzieci ) w poniedziałek kończy dopiero 11 lat...
OdpowiedzUsuń-- pozdrawiam ciepluteńko...
Jesteś młodą mamą kiedy masz tak młodego syna i jeszcze dla niego żeniaczka to lata świelne . 100 lat dla solenizanta!!! Jest z rocznika mojego wnuka Kamila,syna mojej córki..A.na stare lata życie z synem alkoholikiem , to okropność. Pozdrawiam Aliczku
UsuńWciąż się jeszcze trafiają "egzemplarze"młodych kobiet,ktore mają głowy pełne stereotypów.Dla nich teściowa to zahukana mamuśka -niewykształcona,zabobonna,spędzająca życie "przy mężu",niewiele wiedząca o świecie.Nie są więc zachwycone, gdy teściowa dba o siebie,pracuje,nieźle zarabia, jeździ po świecie i...nie ma ochoty zajmować się wnukami.Znam sporo takich przypadków.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Ewa
Moja mama także nie należała do kobiet które przeżywają,, drugie macierzyństwo" kiedy rodzą się im wnuki. Ja także do takich się zaliczam, choć kocham moje wnuki, to pozwalam wychowywać młodym swoje dzieci. Biorę wodę w usta i się im nie wtrącam choćby nie wiem co.Pozdrawiam wzajemnie Ewo
UsuńJeżeli ktoś jest człowiekiem podstępnym, intrygantem - to czy będzie synową czy teściową, da do wiwatu.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Uleczko :))
Masz rację Aniu, Pozdrawiam wzajemnie-;)
OdpowiedzUsuńSama weszłam w rodzinę, która bardzo dobrze mnie przyjęła, wszyscy się szanowali, a największą atencją otaczano rodziców, jako to "wspólne dobro", ten główny pień drzewa rodzinnego... moje dziecko rosło zatem w tym klimacie. Moje wyobrażenia wobec przyszłej synowej były więc też takie, nie zamierzałam swemu dziecku wybierać żony, narzucać tym bardziej, stawiać jakichś warunków, bo sądziłam, że wszystko się ułoży na zasadzie "osmozy". A jednak pomimo moich starań dziewczę jakoś nie da się lubić, czego usilnie nie chcę dać jej odczuć ze względu na spokój, atmosferę wychowawczą itd. - jest skryta i domyślaj się o co chodzi, nie pytam, bo się zaraz obrazi! Wprowadza tradycje rodzinne swojego domu, a jest w moim domu. Zachowują się tak, jak gdyby byli naszymi sąsiadami, a nie rodziną... ale z sąsiadami zawsze miałam dobre stosunki, a z nimi jakoś wieje chłodem! Od nas wymagają opieki nad dzieckiem, bo "to się należy", ale wg własnych zasad, bo przecież oni nowocześni rodzice, cóż tam ja się mogę na tym znać, skoro tylko 35 lat byłam nauczycielem, ale już od 10. na emeryturze!? Korzystają ze wspólnych pomieszczeń, mają też własne, ale sprzątają tylko własne, a wspólne czasami. O piękny ogród - też przecież wspólny - nie dbają wcale, nie pomagają i obrażają się, gdy zwracam uwagę, że tu czy tam coś naśmiecą. Siedzę więc cicho, bo jeżeli nie da się rozmową nic wyjaśnić, a krzyków nie uznaję, to muszę być cicho - inaczej sama siebie skrzywdzę: przestanę spać, zaczynam chorować itp. Robię więc swoje i tyle. Myślę, że życie im samo odpłaci, bo ile dajesz, tyle zyskujesz. Jest zatem ogólnie cicho, kulturalnie, a w myśli nikt nie zagląda. Od poniedziałku ferie, co zrobią z córcią? - dziś się okaże, póki co milczą! Jakoś nie przychodzi im do głowy, że rodzice mogą mieć też jakieś plany. Ot i tak po prostu bez nienawiści, niby spokojnie, ale bez zrozumienia. - Pozdrawiam cieplutko, bo u nas słoneczko od rana i już +6 stopni. Nina
OdpowiedzUsuńU nas panuje dość powszechne jeszcze przekonanie,że zajmowanie się wnukami, w ogóle "pomoc"młodym,to obowiązek rodziców czy teściów.A tymczasem świat się bardzo zmienił,babcie,dziadkowie mają swoje plany na życie,nawet jesli juz nie pracują zawodowo.Sami z mężem wychowaliśmy swoje dziecko, cały czas dużo pracując.Dorywczo korzystalismy z pomocy opiekunki.I wszystkim to wyszło na dobre - dziecku,ktore nie bylo "zaniańczone" i szybko stalo się bardzo samodzielne i relacjom rodzinnym z dziadkami -były i są wzorcowe:)
UsuńMacierzyństwo to piękna sprawa,ale po raz drugi nie zamierzam go przezywać, bo w zyciu na wszystko jest odpowiedni czas..
miłego dnia
Ewa
Miło jest czytać takie wypowiedzi Ewa. Każda rodzina jest przecież inna, chodzi tu o poszanowanie tego ze wszyscy się różnimy i trzeba się do tego jakoś spasować w kulturalny sposób w taki sposób by nikt przy tym nie ucierpiał w rodzinie, a łatwym zadaniem to na pewno nigdy nie jest, wiem to z własnego doświadczenia. Milego-;).
UsuńPRZEZYLA TAKI SZOK ZE ZNALAZLA SIE W WARIATKOWIE I NIE ZNAM LEPSZEJ METODY. Mnie zaszokowała ta wypowiedź w komentarzach i spowodowała że to tu wkleiłam te komentarze na moim blogu. Nina najgorsze chyba co może być, to doprowadzić w rodzinie do takiej skrajnej sytuacji jak w tym komentarzu.A twoje postępowanie w Waszych relacjach wskazuje na Twoja inteligencję i kulturę. Dobrze że masz jeszcze partnera w tej niełatwej dla Ciebie sytuacji w rodzinie, ech.. Przytulam z całym zrozumieniem Twojej sytuacji w waszym domu. Pozdrawiam . U nas śniegu w nocy nasypało, a teraz się już powoli topi, ale jest pochmurno, a ja z domu dziś się nie ruszam ,bo kiedy jest na drodze ślisko wolę już nie ryzykować. Buziaki serdeczne-;)
UsuńNina nie wiem dlaczego nie chciało się pod Twoim komentarzem pokazać 2 razy próbowałam!!!
UsuńTak naprawdę to nie jest aż tak źle i sytuacje typu "i jak mam to zrozumieć? - domyśl się..." są raczej rzadko, ALE życie jest krótkie i po co iść "jak po grudzie", gdy można łatwiej, przyjemniej? - możemy dużo pomóc, nawet dać, ale gdy nie proszą to boimy się narzucać, by nie psuć relacji. Czasami jest tak, że ktoś strach maskuje śmiechem, a być może moja synowa swoje obawy ukrywa poprzez unikanie, milczenie,niedostępność i nie podejmuje się pewnych prac, bo boi się, że nie zrobi dobrze? - Cóż, jestem dość perfekcyjna, apodyktyczna i trudno mi to gdzieś schować, a poza tym byłabym nieprawdziwa we własnym domu - to nie deski teatralne, by grać. Poczekam, aż młoda lepiej mnie pozna i dotrze do niej, że nie mam nic przeciwko, że chciałabym tylko czasem z nią trochę popeplać po babsku, odpić kawkę, razem wyskoczyć do szmatexu itp.! Nina
UsuńNie wiem dlaczego przeoczyłam ten komentarz Nina. Ale nadrobię to dziś. Mam 2 synowe. Z jedna jest OK a z ta druga niestety nam nie wychodzi jakoś. ale się z tym pogodziłam bo cóż mi tez innego pozostaje.Pod jednym dachem nam nawet z moja córka nie wyszło, to się czasem po prostu nie da i nie ma w tym nawet niczyjej winy. Jakos tak jest pomiędzy nami babami. Chłopom jakoś lepiej to wychodzi Nina...
UsuńA ja jestem Uleczko taką nowoczesną babcią! Mam swoje własne życie, często wyjeżdżam, w miarę uciułanych oszczędności zwiedzam świat i ciągle mi mało. Jestem babcią ale tylko w poważnych sytuacjach..choroba, szpital /zdarzyło mi się kilka razy w ten sposób pomóc dorosłym dzieciom/. Synowie mieszkają daleko i wiedzą, że muszą sobie radzić sami...pozdrawiam. Aga
OdpowiedzUsuńNie zwiedzasz zresztą sama a to także uprzyjemnia takie wyjazdy.Tylko pogratulować tak idealne rozwiązanie, bo wówczas tak na odległość wszyscy się akceptują. Mam teraz podobnie z córką. Inaczej to wyglądało kiedy przyszło nam dzielić jeden dom. Chciałam jak najlepiej ale się nie udało..pozdrawiam Aga cieplutko-;))
OdpowiedzUsuń