sobota, 14 grudnia 2013

Wspominam





Wspominam tamte dawne wigilie

Obrazek z sieci

 Czy wiecie,że wieczerza dawno temu była jedzona u nas z jednej misy; do dziś podobno niektóre rodziny jedzą w ten sposób makówki. „Żebyśmy byli zawsze w kupie” -mówią. To  wzmacniało poczucie wspólnoty  jakie dominowało podczas tej wyjątkowej przecież wieczerzy. Misę stawiano na opłatku – jeśli się przykleił do dna, to dobrze wróżyło. Są w dalekich Alpach jeszcze takie miejscowości gdzie tak się jada i  w ten wieczór. Oglądałam to na filmie dokumentalnym o starych obyczajach świątecznych w Europie. 
A prezenty u nas na Śląsku przynosiło chyba od zawsze Dzieciątko -  co to prawdopodobnie było nawiązaniem do Trzech Króli którzy składali hołd w Betlejem i przynieśli Dzieciątku dary.
Po wieczerzy, choćby w bardzo skromny sposób, rodzice obdarowywali  swoje dzieci, a dopiero od nie tak dawna upominki zaczęli sobie robić dorośli. 
 Prezenty  jednak były w przeszłości o wiele skromniejsze, bez wielkich zbytków. -  Jakieś tam słodycze pierniki jabłka, a z innych prezentów w większości czapka i szalik własnej roboty,  albo wystrugany przez kogoś z domowników konik albo gałgankowa lalka. Zanim upowszechniła się choinka,  prezenty były kładzione na parapecie albo dziecko wykładało na nie głęboki talerz lub swoją czapkę.
Pamiętam te ubogie powojenne wigilie, kiedy pod choinką ,wielką radością był talerz z piernikami własnej produkcji,no i właśnie ta nowa czapka,rękawiczki i szalik.
A potem w kościele na Pasterce w kościele widać było, wszystkie dzieci w swoich nowych czapkach.

                                             ************************ 
Mróz dziś. Widać biało ale bez śniegu W mieszkaniu ciepło bo węglem palę. Święta coraz bliżej. Czas już na choinkę. Mam ustrojoną już od lat. Tylko prysznic jej zrobię i można wstawić do salonu. 

Żywe mam w ogrodzie. 
Zdrowia życzę zaglądającym bo to teraz najważniejsze
Przed chwilką jechała karetka na sygnale. Niestety pamiętam moją chorobę zeszłego roku. Dlatego wiem o czym tu piszę. 

4 komentarze:

  1. bardzo Cię cenię za szczerość i sama się przyznaję - odkąd mam koty, które wywracają każdą choinkę, mam tak samo jak Ty - ubrane plastikowe kiczowate coś w worku razem z lampkami wyciągam, stawiam na lodówce i gotowe.

    OdpowiedzUsuń
  2. Mnie choinkę taką prawdziwą i nie sztuczną wysoką pod sufit wywracał tylko w jednym roku mój młodszy syn. Miał niecałe dwa latka i tylko go lampki interesowały które wykręcał. Za kolejnym razem kiedy większość bombek była juz wytłuczona, otworzyłam okno (niski parter wówczas mieszkaliśmy) , ciach przez okno, i było po choince. Koty są u mnie poza moim mieszkaniem w dolnej, także częściowo ogrzewanej części domu gdzie mogą sobie wchodzić i wychodzić kiedy chcą. Tylko mam problem bo wchodzą także obce koty.Pozdrawiam Klarka-;))

    OdpowiedzUsuń
  3. Uleczko, a ja już ubrałam choinkę i właściwie mam posprzątane, przyjadą dzieci z 4 wnucząt /drobiazgi/ więc specjalnie nie robię super porządków, a po co, na to jest czas póżniej, teraz na luzie spokojnie planuję co upiec i co na obiad wigilijny, fakt to mnie finansowo nadgryzie, ale sobie tak czasami myślę, że człowiek nigdy nie wie czy to ostatnia wigilia z dziećmi, więc prezenciki pod choinkę tylko dla wnucząt , ale będą, na co mi pieniądze, niech się wnuki cieszą /zresztą skromne autka ale dzieci będą się cieszyć/ a słodycze i pierniczki będą na stole...dzieci zresztą zawsze coś przywożą na święta, śledziki, makówki, owoce, napoje itp. Najważniejsze, że chcą być razem. Pozdrawiam serdecznie Aga.

    OdpowiedzUsuń
  4. Byłam pewna że wysłałam komentarz jednak się nie wpisał. Aga moje 4 maleńkie wnuki poza moim zasięgiem jak co roku bo u tych innych babć a nie u mnie. Za to moje dwa starsze tradycyjnie juz na wspólnej wigilii u starszego syna. Ależ Ci się wnucząt namnożyło. A pamiętam jak Ci się pierwszy urodził. Wierzę Ci zatem że się cieszysz.Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń

Archiwum bloga